Maciej Szczepaniak: Nie jestem jedynie "workiem kartofli"

Tuż przed startem Rajdu Monte Carlo, otwierającego sezon Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Świata w 2015 roku, rozmawiamy z Maciejem Szczepaniakiem - pilotem Roberta Kubicy.

W ubiegłym roku zaczęliście Rajd Monte Carlo rewelacyjnie, od wygrania 2 pierwszych odcinków specjalnych w klasyfikacji generalnej. Do końca sezonu 2014 liczbę oesowych zwycięstw powiększyliście do 5 i byliście jedną z zaledwie kilku załóg, która w minionym roku wygrywała odcinki specjalne. W tym roku może być lepiej?

- Postaramy się, aby tak było. Wiemy, co musimy poprawić. Trudność polega na tym, że na tym poziomie motosportu nie ma mowy o lepszych wynikach kosztem prędkości, czyli jazdy wolniejszej o nawet ułamek kilometra na godzinę, a to podnosi ryzyko. Jesteśmy jednak bogatsi o doświadczenia z ubiegłego sezonu i postaramy się je wykorzystać.

Reklama

W 2014 roku przed Rajdem Monte Carlo wspólnie wystartowaliście tylko w jednym rajdzie - Janner. Wygraliście go w spektakularnym stylu, mimo przygód na trasie. Już wtedy było wiadomo, że cały sezon 2014 będziecie startować razem?

- Nie, Rajd Janner to była nasza "randka w ciemno". Wynik na tym rajdzie był dużo lepszy niż wynikało to z naszej współpracy, wówczas jeszcze bardzo "kwadratowej". Styl pracy Roberta i jego wymagania są zupełnie inne niż kierowców, z którymi startowałem dotychczas. Byłem pod wrażeniem jego naturalnej prędkości i tego, jak bezkompromisowo i do granic możliwości wykorzystuje wszystko, co ma do dyspozycji, czyli samochód, opony i drogę.

W rajdach WRC "podróżowaliście" potem już tylko szybciej? Czy tempo było podobne?

- Tempo jest zazwyczaj podobne, chociaż każdy rajd jest inny. Są takie, kiedy możemy nie ryzykować wszystkiego i kończymy na wysokim miejscu, bo paru zawodników z czołówki ma problemy lub odpada. Tak było w Argentynie. Ale są też  takie rajdy, jak ubiegłoroczny we Francji, w którym wszyscy zawodnicy z czołówki aż do mety jadą bardzo szybko.

- Wiem, że pierwsze dwa odcinki specjalne poprzedniej edycji Rajdu Monte Carlo przejdą do historii, ale na tych oesach były momenty kiedy jechaliśmy 40 km/h, bo nie dało się jechać szybciej. W kolejnych rajdach były oesy, które zrobiły na mnie znacznie większe wrażenie, jak chociażby 15. odcinek specjalny Rajdu Francji. Moim zdaniem, to był najlepiej - do tej pory - przejechany odcinek w wykonaniu Roberta w mistrzostwach świata, ze mną na prawym fotelu. Nie mieliśmy wtedy uprzywilejowanej pozycji na drodze z uwagi na miejsce zajmowane w rajdzie, Robert doskonale dobrał opony, pojechał bardzo odważnie i czysto.

Czy na przestrzeni minionego sezonu musieliście zmienić sposób opisu trasy ze względu - na przykład - na rajdy, w których Robert startował po raz pierwszy? Jeśli tak, miałeś w tym swój udział? Rozpoczynasz 14. sezon startów w WRC, masz na koncie udział w 79 rundach mistrzostw świata. Dla Roberta to będzie dopiero sezon nr 3.

- Opis ewoluuje trochę, bo cały czas zbieramy doświadczenia. Siłą sprawczą w aucie, nie tylko w tym względzie, jest jednak kierowca. Ja, oczywiście, nie jestem jedynie "workiem kartofli", ale to kierowca ma czuć się z opisem komfortowo. Robert wykorzystuje opis, w którym są zwroty po polsku, angielsku i włosku, i ja nie mam z tym żadnego problemu. Ważne, żeby opis działał, tzn. przemawiał do kierowcy.

Nie było ani w świecie kierowców wyścigowych, ani w historii polskich kierowców rajdowych żadnego, który w WRC osiągnąłby tyle, co Robert już. Mimo to, trudno usłyszeć od niego, że jest zadowolony z osiągniętych wyników.

- Będzie dopiero wtedy, jak zostanie mistrzem świata (śmiech). Ale, pewnie, i tak krótko. A tak na poważnie. Myślę, że wynika to z faktu iż Robert jest perfekcjonistą, który zawsze bardzo wysoko stawia sobie poprzeczkę. Nie tylko w sporcie rajdowym taka postawa jest na wagę złota. Dosłownie i w przenośni.

Rozmawiał: Maciej Ziemek

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy