Kolizja z pojazdem uprzywilejowanym. Kto ponosi winę? Przepisy są jasne
Do kolizji z pojazdami uprzywilejowanym dochodzi regularnie, a najsłynniejsze z nich na długo zapadają w pamięci, szczególnie, gdy winnym obwołuje się kierowcę pojazdu “cywilnego". Tak było w przypadku słynnego wypadku kolumny SOP, w której jechała ówczesna premier Beata Szydło, z Fiatem Seicento w Oświęcimiu w 2017 roku. Z kolei ostatni przypadek to kolizja radiowozu jadącego na sygnale przez skrzyżowanie w Radomiu z przejeżdżającą na zielonym Toyotą Yaris. O czym w takich sytuacjach powinni pamiętać kierowcy, zarówno pojazdu uprzywilejowanego jak i zwykłego?
Umówmy się, że nie wszyscy kierowcy pojazdów uprzywilejowanych przechodzą jakieś zaawansowane szkolenia dotyczące jazdy “na bombach", niektórzy takich szkoleń nie przechodzą wcale. Ot, zostajesz policjantem, dostajesz radiowóz i musisz jechać na interwencję. W niektórych może to obudzić skrywane dotąd żądze przejechania miasta w rekordowym czasie. Bo kto nie chciałby choć raz w życiu poprowadzić samochodu na sygnale? To marzenie w wielu przypadkach jeszcze z czasów dzieciństwa. Nic dziwnego, że czasem może to prowadzić do zachowań na drodze mało racjonalnych. Bo jazda samochodem uprzywilejowanym nie zwalnia z zachowania ostrożności i racjonalnej oceny sytuacji.
Zacznijmy od tego, czym jest pojazd uprzywilejowany. Wg przepisów zawartych w ustawie Prawo o ruchu drogowym to:
Czyli, aby móc wjeżdżać w ulice objęte zakazem wjazdu czy przekraczać prędkość, pojazd uprzywilejowany musi mieć włączone sygnały świetlne oraz dźwiękowe, a do tego światła mijania lub drogowe. W przypadku niedawnej kolizji w Radomiu widać, że jadący na interwencję VW Caddy spełniał te wymagania. Choć ja spotykam się dość często z pojazdami uprzywilejowanymi, które jadą na światłach dziennych - ciekawe, co na to policja w razie kolizji? Zapewne bez nagrań z wideorejestratora czy zeznań świadków trudno będzie udowodnić, że kierowca jechał na światłach dziennych, a nie mijania.
Funkcjonariusze poruszający się pojazdem uprzywilejowanym (nie tylko policja czy straż pożarna, ale też choćby ABW, Służby Parku Narodowego czy Straż Gminna lub Miejska) powinni w każdej sytuacji zachować szczególną ostrożność i podejmować racjonalne decyzje, zwłaszcza w sytuacjach na przykład wjazdu na czerwonym świetle na skrzyżowanie. W przypadku policyjnego Caddy z Radomia, który zapewne już skończył służbę w policji, trudno uznać kierowcę radiowozu, za takiego, który zachował ostrożność.
Widać, że pojazdy jadące główną ulicą mają czerwone, mimo to kierowca VW zamierza przejechać skrzyżowanie na pełnej prędkości, choć pojazd jadący pasem obok mógł zasłaniać widok na drogi poprzeczne. I na odwrót, jadący Toyotą Yaris mógł mieć zasłoniętą widoczność i nie widzieć radiowozu, który poruszał się z prędkością znacznie powyżej dopuszczalnej. Co zrobił w tej sytuacji kierowca radiowozu? Nie widać, żeby specjalnie zwolnił, choć w ostatniej chwili, rozpaczliwym manewrem, próbuje ominąć wjeżdżającą na skrzyżowanie w prawidłowy sposób Toyotę Yaris. Uderza jednak w nią, a potem w dwa kolejne samochody stojące na przeciwległych pasach.
W tej sytuacji na razie nie znamy finału sprawy, policja prowadzi postępowanie pod nadzorem prokuratora. Może się okazać, że winnym zostanie policjant, który co prawda jechał na pilną interwencję (chodziło o zagrożenie życia), jednak być może nie zachował szczególnej ostrożności.
Kierowcy, widząc pojazd uprzywilejowany, powinni umożliwić mu przejazd, ale nie wiąże się to automatycznie z ustąpieniem pierwszeństwa. Czasem nie trzeba się nawet zatrzymywać, tylko zjechać na pobocze lub zwolnić. Innym razem trzeba dodać gazu, żeby np. dojechać do zatoki umożliwiającej zjechanie. Dozwolone jest również przejechanie za linię zatrzymania przed czerwonym światłem. Żaden policjant nas za to nie ukarze, jeśli powodem tego postępowania jest umożliwienie przejazdu karetce czy straży pożarnej na sygnale.
W sytuacji, gdy już dojdzie do kolizji, czasem może się okazać, że ukarany zostanie zarówno kierowca pojazdu cywilnego jak i uprzywilejowanego, tak naprawdę wszystko zależy od oceny prokuratury czy policji. Mając jednak mocne dowody, na przykład nagranie z wideorejestratora, tak jak kierowca Toyoty Yaris, można próbować walczyć o to, by nie stać się kozłem ofiarnym. Z kolei kierowcy pojazdów uprzywilejowanych powinni pamiętać, że najlepszy ratownik to taki, który dojeżdża na miejsce akcji.