Jechał 130 km/h w mieście i zabił. Porażka prokuratury
Mimo porażki w sądach obu instancji prokuratura nie składa broni i domaga się skazania kierowcy BMW, który doprowadził do tragicznego wypadku na ulicy Sokratesa w Warszawie, za "zabójstwo z zamiarem ewentualnym", a nie za spowodowanie wypadku. Prokurator chce wnioskować do sądu o "wypowiedzenie kasacji nadzwyczajnej" przeciwko Krystianowi O.
Zgodnie z wcześniejszym zapowiedziami Prokuratura Regionalna w Warszawie zawnioskowała do Prokuratora Generalnego o wywiedzenie kasacji nadzwyczajnej przeciwko Krystianowi O. - sprawcy śmiertelnego potrącenia pieszego na ulicy Sokratesa - informuje TVN.
Skrzyniarz nazywa też "krzywdzącym" stanowisko Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który obniżając pierwotnie zasądzony wyrok uznał, że pokrzywdzony "w niewielkim stopniu" przyczynił się do wypadku
Przypomnijmy - w 2019 roku, na ulicy Sokratesa w Warszawie, tuningowane, pomarańczowe BMW uderzyło w przechodzącego przez przejście (wraz z żoną i dzieckiem) mężczyznę. Jak wynika z opinii biegłych, auto poruszało się z prędkością 126 km/h w miejscu, gdzie obowiązywało ograniczenie prędkości do 50 km/h. Ponadto, ze względu na zakres przeróbek, nie powinno jeździć po drogach publicznych (przy czym biegli wskazali, że stan techniczny samochodu nie miał wpływu na wypadek). Kierowca był trzeźwy.
Mężczyzna poniósł śmierć na miejscu, jego rodzinie nic się nie stało. W pierwszej instancji sąd Krystiana O. - kierowcę pomarańczowego BMW 330i - na 7 lat i 10 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności.
Wyrok uznać można za surowy, bo maksymalna kara za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym to - zgodnie z polskimi przepisami - 8 lat pozbawienia wolności. Sąd odrzucił wówczas wniosek prokuratury, by kierowcę BMW sądzić za zabójstwo z zamiarem ewentualnym, a nie za spowodowanie wypadku. Z tego m.in. powodu złożona została apelacja. Decyzję sądu pierwszej instancji podtrzymał sąd apelacyjny. Ten jednak symbolicznie obniżył wyrok o cztery miesiące - do 7 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności, bo zachowanie samego pieszego mogło w niewielkim stopniu przyczynić się do wypadku.
Obszerne omówienie treści uzasadnienia Sądu Apelacyjnego w Warszawie znajdziemy w serwisie strefabrd.pl. Najwięcej kontrowersji wywołała opinia sądu, który zwrócił uwagę na art. 4 Prawa o ruchu drogowym. Czytamy w nim, że "Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania."
Sąd wskazał, że dorosły mężczyzna, widząc pędzące w jego kierunku z prędkością blisko 130 km/h BMW, mógł zakładać, że kierowca nie ustąpi mu pierwszeństwa.
Rzeczywiście, z punktu widzenia przeciętnego czytelnika. analizy biegłych i stanowisko sądu mogą się wydawać kuriozalne, ale nie można zapominać, że zarówno biegli, jak i sędziowie poruszać się muszą w granicach wyznaczonych przez ustawy i kodeksy.
Wszyscy zdają sobie sprawę, że mężczyzna mógł być zaaferowany np. opieką nad dzieckiem i że przechodził w miejscu do tego wyznaczonym. Nie zmienia to jednak faktu, że - zgodnie z literą prawa - powinien zauważyć pojazd i zaniechać wejścia na jezdnię.
"Należy przyjąć, że prawdopodobnie A.G. nie zauważył wcześniej samochodu kierowanego przez K.M.O. mimo, że nie tylko mógł, ale wręcz powinien zwrócić na niego uwagę (choćby na skutek akcentowanego w zeznaniach świadków "ryku silnika") oraz zidentyfikować oczywiste zagrożenie, którego źródłem było przemieszczanie się tego pojazdu po drodze. W takich warunkach, zachowanie pokrzywdzonego powinno polegać na niezwłocznym przerwaniu manewru przechodzenia przez pasy a nawet, cofnięciu się na chodnik. Kontynuując przechodzenie przez przejście dla pieszych i z nieznanych powodów w żaden, adekwatny sposób nie reagując na takie oczywiste i naganne zachowanie K.M.O., A.G. nie zachował więc szczególnej ostrożności w prezentowanym w niniejszym uzasadnieniu rozumieniu tego pojęcia" - napisał w opinii jeden z biegłych.
Stąd sąd drugiej instancji zdecydował o jedynie "symbolicznym" zmniejszeniu wyroku. W tym miejscu warto dodać, że bliskie maksymalnym wyroki dotyczące bezwzględnego pozbawienia wolności to w Polsce prawdziwa rzadkość. Stąd wielu ekspertów, w tym biegli sądowi czy emerytowani policjanci, zgodnie określają sam wyrok mianem "surowego".
Jednak prokuratura, początkowo ustami Zbigniewa Ziobry, od ogłoszenia wyroku zapowiadała, że wystąpi o kasację prawomocnego już wyroku. Problem w tym, że działanie prokuratury, która stara się przypisać sprawcy zabójstwo z tzw. zamiarem ewentualnym samo w sobie stanowi przykład "nadinterpretacji" prawa". Prokuratorzy sięgają po takie wybiegi w przypadku "głośnych", "medialnych" wypadków, szukając możliwości surowszego ukarania sprawcy.
W takich przypadkach pomocne byłoby zdefiniowanie w przepisach nowego przestępstwa, tzw. "zabójstwa drogowego". Jednak, mimo wielu deklaracji ze strony resortu sprawiedliwości, do dziś nie doczekaliśmy się takiej nowelizacji.
W historii polskich wyroków sądowych był tylko jeden przypadek, w którym sędzia skazał kierowcę za "zabójstwo z zamiarem ewentualnym". Był to mężczyzna, który podczas ucieczki przed policją, z premedytacją wjechał na przejście, widząc przechodzącego na zielonym świetle człowieka, który poniósł śmierć. Kierowca został skazany początkowo na 20 lat, a następnie w procesie apelacyjnym - na 15 lat pozbawienia wolności. Ten wyrok jest prawomocny.