Fotoradar zrobił ci zdjęcie? Zanim zapłacisz mandat, sprawdź ten szczegół
Zwykle nie ma co dyskutować ze zdjęciem i pomiarem prędkości, jaki wykonał fotoradar. Warto jednak dokładnie przyjrzeć się otrzymanej korespondencji, zanim podejmiemy decyzję o zapłaceniu mandatu lub odwołaniu się od niego.
Wśród kierowców krążą różne obiegowe opinie na temat fotoradarów i sposobów ich działania. Spotkać się można z wieloma poradami na temat tego, w jaki sposób kwestionować prawidłowość pomiaru. Wiele z nich jest niestety błędna, więc warto najpierw samemu dowiedzieć się, jak działają fotoradary i kiedy ma sens odwoływanie się od mandatów, które otrzymaliśmy na podstawie zdjęć przez nich zrobionych.
Klasyczny fotoradar wykorzystuje wiązkę mikrofal, które są wysyłane w wybranym kierunku, a następnie odbijają się od celu i wracają do urządzenia. Prędkość pojazdu określana jest na podstawie czasu jaki upływa między nadaniem i odebraniem sygnału. Najnowocześniejsze radary (np. Fotorapid PRO) potrafią dziś monitorować kilkadziesiąt "celów" na raz, ale w zdecydowanej większości przypadków zmierzona prędkość dotyczy "największego" z odbić i jest podatna na zakłócenia.
Z tego powodu wybierając lokalizację na montaż fotoradaru, bierze się pod uwagę wiele czynników, takich jak odległość od linii energetycznych, kąt padania wiązki czy odległość od punktu pomiarowego. Trzeba również pamiętać, że im dalej od źródła fali, tym szerokość emitowanej przez radar wiązki staje się szersza. Z tego względu, większość zdjęć wykonanych przez fotoradary, na których widocznych jest kilka pojazdów, jeszcze na etapie obróbki trafia do kosza. W przypadku odmowy przyjęcia mandatu kierowca ma bowiem duże szanse na "wybronienie" się od kary na drodze sądowej, ponieważ wiązka swoją szerokością mogła objąć na przykład dwa pojazdy, ale nie da się ustalić którego prędkość została zmierzona.
Fotoradary działające według metody opisanej powyżej, nadal są często spotykane na polskich drogach, ale najlepiej sprawdzają się one na drogach jednopasmowych. Natomiast na wielopasmowych, szczególnie wielopasmowych ulicach miast, zaczyna przybywać urządzeń działających zupełnie inaczej.
Dobrym przykładem jest fotoradar Traffistar SR520, który od kilku lat można spotkać choćby w Warszawie przy ulicy Ostrobramskiej. W jego przypadku sfotografowanych pojazdów nie ma znaczenia - operatorzy doskonale wiedzą, który z kierowców dopuścił się przekroczenia prędkości lub wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle.
Jest to możliwe dlatego, że zamiast głowicy emitującej mikrofale, Traffistar SR520 wykorzystuje wycięte w jezdni pętle indukcyjne. Pierwotnie system zaprojektowany został, by ukrócić zjawisko ignorowania przez kierowców czerwonego światła.
W jaki sposób fotoradar z pętlą indukcyjną mierzy prędkość pojazdów? W przeciwieństwie do urządzeń wysyłających wiązki mikrofal, które mierzą prędkości chwilowe, Traffistar SR520 dokonuje pomiaru średniej prędkości pojazdu.
Na każdym z podlegających kontroli pasów ruchu zamontowane są dwie pętle magnetyczne wykrywające przejeżdżające nad nimi pojazdy. System mierzy czas przejazdu pomiędzy dwiema pętlami i na tej podstawie, z bardzo dużą dokładnością, wylicza średnią prędkość pojazdu. Każdy zestaw pętli obsługuje konkretny pas ruchu, więc doskonale wiadomo, który pasem poruszał się zbyt szybko jadący kierowca.
Tak jak wspomnieliśmy na początku, większość kierowców ma najwyżej obiegową wiedzę na temat fotoradarów. A zgodnie z nią, jeśli na zdjęciu widzimy więcej, niż jeden pojazd, to od mandatu można się odwołać, ponieważ nie wiadomo, kto przekroczył prędkość. Tymczasem jest niemal pewne, że nikt tu błędu nie popełnił, a pomiar wykonał fotoradar wykorzystujący pętle indukcyjne.
Aby się co do tego przekonać, trzeba dokładnie przyjrzeć się dostarczonej w korespondencji fotografii. Znajdziemy na niej (najczęściej w prawym dolnym rogu) informację o rodzaju urządzenia, jakim zarejestrowano wykroczenie. Potem wystarczy tylko wyszukać w internecie informację, czy rzeczywiście dany fotoradar wykorzystuje pętle indukcyjne. Jeśli tak, mandat musimy opłacić. A jeśli nie, trzeba odwołać się od decyzji o ukaraniu nas mandatem, wskazując że przedstawione zdjęcie, nie może być dowodem przeciwko nam.
Jeśli jednak wszystko jest w porządku, teoretycznie istnieje jeszcze szansa, że momencie wykonania zdjęcia, urządzenie było niesprawne technicznie lub nie posiadało kompletu wymaganej dokumentacji (np. ważne badania homologacyjne). W praktyce, jest to jednak skrajnie mało prawdopodobne, więc odmowa przyjęcia mandatu to zwykle proszenie się o dodatkowe problemy i koszty.
***