Czasowe wyrejestrowanie samochodu klapą. Dlaczego nikt tego nie robi?
Od 31 stycznia bieżącego roku kierowcy zyskali możliwość czasowego wycofania z ruchu samochodu osobowego. Takie rozwiązanie pozwala zaoszczędzić na obowiązkowym ubezpieczeniu OC. Niestety, Polacy korzystają z niego raczej niechętnie. Dlaczego?
Przypomnijmy - czasowe wycofanie z ruchu samochodu osobowego powróciło do polskiego prawa po blisko 24-letniej nieobecności. Przepisy, które pod silną presją ubezpieczycieli wprowadzono w Polsce w 1997 roku, nie dopuszczały takiej możliwości. Auto można było wyrejestrować wyłącznie:
- po jego zezłomowaniu (skasowaniu),
- po jego utracie (kradzież, klęska żywiołowa itd.),
- po zbyciu zagranicę.
31 stycznia bieżącego roku obowiązywać zaczął znowelizowany art. 78a Prawa o ruchu drogowym przywracający możliwość czasowego wycofania z ruchu samochodu osobowego. To efekt dostosowywania polskich przepisów do standardów unijnych.
Niestety, w przeciwieństwie do wielu krajów Wspólnoty, w Polsce możliwość skorzystania z czasowego wycofania z ruchu samochodu osobowego obwarowana jest bardzo poważnymi ograniczeniami. W podpunkcie 5. art. 78a Prawa o ruchu drogowym czytamy, że "wycofaniu czasowemu" podlegają:
Nie ma więc mowy o swobodnym wykorzystywaniu tego przepisu przez osoby, które chciałyby zaoszczędzić na polisie OC, gdy nie korzystają z pojazdu (np. w przypadku kabrioletów). Warunkiem koniecznym jest "uszkodzenie zasadniczych elementów nośnych", co ogranicza taką możliwość wyłącznie do aut, których konstrukcja została naruszona w wyniku kolizji lub wymagających odbudowy z uwagi na zaawansowaną korozję.
Wbrew powszechnej opinii - czasowe wycofanie z ruchu nie zwalnia właściciela pojazdu z obowiązku zawarcia polisy OC. Pozwala jednak skorzystać z atrakcyjnych zniżek. Skoro samochód nie porusza się po drogach, prawdopodobieństwo odnotowania szkody jest wielokrotnie niższe. Stąd właściciele liczyć mogą na zniżki w wysokości nawet 95 proc. ceny standardowego ubezpieczenia.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawodawca dopuszcza czasowe wycofanie z ruchu samochodu osobowego na okres od 3 do - maksymalnie - 12 miesięcy.
Jak poinformowało Interię Ministerstwo Cyfryzacji, w okresie od 1 stycznia do 26 października bieżącego roku z możliwości czasowego wycofania z ruchu samochodu osobowego skorzystano w sumie 671 razy. Na taką liczbę składa się:
- 647 samochodów pozostających czasowo wycofanymi z ruchu,
- 24 auta przywrócone do ruchu po takim wycofaniu.
To bardzo skromna liczba, jeśli wziąć pod uwagę, że - jak wynika z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego - już w 2019 roku (ostatnie zweryfikowane dane) liczba "aktywnych", czyli faktycznie uczestniczących w ruchu samochodów osobowych, przekraczała w naszym kraju 18,3 mln.
W ujęciu statystycznym daje to średnią wynoszącą - uwaga - 0,27 samochodu czasowo wycofanego z ruchu na każdą z 2489 polskich gmin.
O tym, że Polacy nie spieszą się z wycofywaniem z ruchu swoich pojazdów najlepiej świadczą dane policji. Jak poinformował Interię komisarz Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji - w okresie od 1 stycznia do 30 września bieżącego na polskich drogach zanotowano:
- 16 348 wypadków,
- 269 349 kolizji.
Oczywiście nie każdy wypadek lub kolizja kończy się "uszkodzeniem elementów nośnych konstrukcji", a wiele poważnie uszkodzonych aut trafia do punktów kasacji pojazdów. Nie zmienia to jednak faktu, że, patrząc przez pryzmat liczby zdarzeń drogowych, uzyskane przez nas w Ministerstwie Cyfryzacji dane o samochodach osobowych czasowo wycofanych z ruchu powinny iść raczej nie w setki, a tysiące.
Jednym z powodów, dla których kierowcy nie spieszą się do "wyrejestrowywania" uszkodzonych pojazdów, oprócz limitów czasowych, są koszty. By skorzystać z czasowego wycofania samochodu z ruchu trzeba dysponować dokumentem poświadczającym "uszkodzenie elementów nośnych konstrukcji".
Są to np.:
- zaświadczenie od diagnosty,
- notatka policji poświadczająca poziom uszkodzeń,
- wpis w CEPiK o szkodzie istotnej (dokonywany przez towarzystwo ubezpieczeniowe).
Dopiero z takim zaświadczeniem możemy udać się do wydziału komunikacji i złożyć stosowne dokumenty. Ze sobą trzeba też zabrać dokument tożsamości, dowód rejestracyjny, kartę pojazdu (jeśli była wydana) i tablice rejestracyjne.
Mówiąc o "zaświadczeniu od diagnosty" mamy na myśli negatywny wynik badania technicznego (99 zł) z opisem usterek potwierdzającym, że w pojeździe doszło do uszkodzeń struktury nośnej.
Wizyta w urzędzie oznacza kolejne koszty. Wydanie przez starostę decyzji o wycofaniu pojazdu z ruchu wymaga uiszczenia opłaty w wysokości 80 zł. Na tym jednak nie koniec. Taką kwotę zapłacimy jeśli okres wycofania z ruchu naszego auta nie będzie przekraczać 3 miesięcy. Chcąc skorzystać z pełnych 12 miesięcy zapłacimy już 116 zł. Ustawodawca określił bowiem, że każdy kolejny miesiąc po upływie trzech miesięcy kosztuje właściciela 4 zł.
Tutaj trzeba się przygotować na kolejne wydatki. By wnioskować o przywrócenie pojazdu do ruchu potrzebujemy stosownych dokumentów od diagnosty. Ściślej - chodzi o pozytywny wynik dwóch badań technicznych:
- rozszerzonego (tzw. powypadkowego),
- okresowego.
Za pierwsze zapłacimy 95 zł (94 zł + 1 zł opłaty na CEPiK), za drugie - 99 (98 zł + 1 zł opłaty na CEPiK). Mowa o pojeździe, który nie był wyposażony w instalację gazową. W przeciwnym wypadku koszt standardowego badania okresowego rośnie do 162 zł.
Wniosek? W przypadku remontu blacharskiego, który nie jest wynikiem wypadku, skorzystanie z rocznego wycofania pojazdu z ruchu kosztuje nas między 409 zł a 534 zł w zależności od tego, czy nasz pojazd jest czy nie jest wyposażony w instalację gazową. Na wydatki składają się trzy badania techniczne i opłaty administracyjne.
W przypadku, gdy dysponujemy zaświadczeniem z policji lub adnotacją o szkodzie istotnej od ubezpieczyciela, koszty są niższe i wahają się między 310 zł (pojazd bez LPG) a 373 zł (samochód z instalacją gazową). Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że koszty wzrosną, gdy diagnosta stwierdzi, że auto nie zostało odpowiednio naprawione. Wówczas trzeba będzie dopłacić 21 zł za kolejne badanie techniczne, o ile uda nam się zaliczyć przegląd w terminie 14 dni. Jeśli nie, po raz kolejny zapłacimy pełną stawkę.
Oczywiście można też zaoszczędzić sobie wizyt na stacji kontroli pojazdów i w wydziale komunikacji, płacić "pełne" OC i nie korzystać z możliwości czasowego wyrejestrowania samochodu osobowego. To - jak wynika ze statystyk - jest dziś zdecydowanie najpopularniejszą opcją.
***