Przejazd kolejowy z... pierwszeństwem samochodów

Tekst jednolity polskiego prawa o ruchu drogowym - bez załączników i stosownych rozporządzeń - liczy dokładnie 268 stron. Nie dziwi więc, że na drogach spotkać można wiele nietypowych rozwiązań, które wprawiają w zdumienie kierujących.

Jednym z nich jest np. przejazd kolejowy Białystok-Zaścianki, który - jeśli wierzyć zastosowanemu na drodze oznakowaniu, nie jest wcale przejazdem. W efekcie, co dla wielu osób może być zaskoczeniem, kierowcy mają tu pierwszeństwo przed pojazdem szynowym.

Kuriozalną sytuację wyjaśnia zastosowane przed przejazdem oznakowanie. Mamy tu do czynienia z - prawidłową z punktu widzenia przepisów - kombinacją znaków: A-30 "inne niebezpieczeństwa" oraz tabliczki T-10. Kluczowy jest w tym przypadku drugi ze znaków wskazujący na "bocznicę kolejową lub tor o podobnym charakterze". Stosuje się go najczęściej w przypadku przyzakładowych bocznic kolejowych, na których ruch szynowy jest niewielki. Mówiąc prościej - chodzi o tzw. tory manewrowe lub podobne, wykorzystywane sporadycznie.

Reklama

Zbliżając się do tak oznakowanego przejazdu kierowca musi rzecz jasna zachować szczególną ostrożność, ale na ma obowiązku zatrzymania się (brak znaku STOP) przed torowiskiem, ani - tym bardziej - ustąpienia pierwszeństwa pojazdowi szynowemu. Zgodnie z obowiązującymi przepisami,  na czas przetaczania pociągu, ruch na drodze musi zostać wstrzymany przez pracownika kolei! Tłumaczy to kuriozalne - na pierwszy rzut oka - zachowanie kierownika pociągu, który, chcąc "przeprawić" skład na drugą stronę, wysiadł z pojazdu i  zatrzymał ruch samochodów.

Chociaż takie oznakowanie na linii pasażerskiej śmiało nazwać można "partyzantką", trzeba przyznać, że - w przypadku braku rogatek - wydaje się to zdecydowanie bezpieczniejsze niż zwykły znak stop ze znakiem G3 lub G4 (Krzyżem świętego Andrzeja).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy