​Ponad 4 tys. przejść bez świateł. A to tylko jedno miasto!

Od dłuższego czasu w Polsce toczy się dyskusja dotycząca rozszerzenia praw pieszych. Przeciwnicy przyznania im tzw. "bezwzględnego" pierwszeństwa w momencie zbliżania się do przejścia wskazują, że problem nie leży w przepisach, lecz infrastrukturze, jak chociażby samej liczbie przejść na danym odcinku.

W Polsce nie istnieje żadna centralna baza tego typu obiektów. Ponieważ drogi mogą mieć różnych zarządców, danymi zbiorczymi dotyczącymi liczby przejść dla pieszych w całym kraju nie dysponuje nawet Ministerstwo Transportu.

W przypadku przejść dla pieszych nie chodzi wyłącznie o przepustowość danych odcinków, ale fakt, że ich nadmiar działa na kierowców deprymująco. Mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem, co w przypadku zbyt dużej ilości znaków. Przytłoczeni natłokiem informacji zmotoryzowani zaczynają traktować je "wybiórczo" i - w konsekwencji - utrwalają w sobie nawyk ich lekceważenia. Identyczne zjawisko dotyczy np... dostrzegania emitowanych w internecie reklam.

Reklama

Z taką argumentacją zdają się licować dane warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich, który pochwalił się niedawno, że zaplanowany na ten rok audyt przejść dla pieszych znalazł się właśnie na półmetku.

Wrażenie robią publikowane przez ZDM liczby. W wystosowanym komunikacie czytamy, że do tej pory od 2016 roku - audyt objął już - uwaga - 3516 przejść dla pieszych na terenie Warszawy. Do jego zakończenia pozostało jeszcze 598 tego typu obiektów zlokalizowanych na Wilanowie, w Ursusie i na Woli. W sumie daje to liczbę - uwaga - 4 114 przejść dla pieszych w Warszawie.

Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że audyt obejmuje wyłącznie odcinki podlegające ZDM i - co ważniejsze - chodzi jedynie o przejścia dla pieszych POZBAWIONE SYGNALIZACJI ŚWIETLNEJ!

W samym badaniu pod uwagę branych jest aż 49 czynników. To m.in.: widoczność, oznakowanie, geometria jezdni, organizacja ruchu czy oświetlenie uliczne. W tym celu wykorzystują wiele przyrządów, m.in. dalmierze, kółka pomiarowe czy specjalne urządzenia badające natężenie światła na przejściu dla pieszych oraz w jego okolicy.

Jak pisze sam ZDM "ZE WZGLĘDU NA SKALĘ(!)" proces audytu rozłożono na kilka lat. Rozpoczął się w 2016 roku sprawdzaniem przejść w Śródmieściu, na Ochocie i Pradze-Południe. Te dzielnice zostały wybrane w pierwszej kolejności, bo tam - jak pokazywały statystyki - był największy ruch pieszych i pojazdów oraz dochodziło do wielu wypadków.

W 2017 roku audyt przeszły przejścia na Bielanach (243), Mokotowie (347), Targówku (218) i Ursynowie (222). W roku 2019 zbadanych zostało  348 przejść na Wawrze, 229 we Włochach, 155 na Pradze-Północ, 171 na Bemowie i 182 na Żoliborzu. W tym roku audytowi poddanych już zostało 255 przejść na Białołęce, 108 w Rembertowie i 112 w Wesołej. Na Białołęce notę 0 lub 1, kwalifikującą przejście do poprawy bezpieczeństwa, otrzymały 32 zebry, w Rembertowie - 24, a w Wesołej - 12.

Warszawski Zarząd Dróg Miejskich chwali się, że od momentu rozpoczęcia audytu przebudowano już kilkadziesiąt najbardziej niebezpiecznych przejść, a ponad 100 kolejnych czeka na modernizację.

Dodajmy, że na każdym z tych obiektów pieszy narażony jest na poważne niebezpieczeństwo, a kierowcy - z różnych przyczyn - mogą mieć np. poważny problem z dostrzeżeniem niechronionych uczestników ruchu! Patrząc z takiej perspektywy faktycznie trudno oprzeć się wrażeniu, że przyznanie pieszym większych praw bez - zakrojonej na szeroką, ogólnopolską, skalę akcji modernizacji samych przejść dla pieszych - wieszczy drogową apokalipsę.

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy