Policjanci "mierzą" prędkość "na oko". A kierowcy płacą i tracą prawa jazdy

​Nieoznakowane radiowozy z wideorejestratorami to groźna broń policji przeciw łamiącym przepisy kierowcom. Niestety, funkcjonariusze często używają ich niezgodnie z przeznaczeniem, czyli głównie do mierzenia prędkości. Sprawą zainteresował się nawet jeden z posłów, nie ma jednak większej nadziei, by coś w tym zakresie miało się zmienić.

Jak działa policyjny wideorejestrator?

Zacznijmy od podstaw, czyli od tego, jak działają wideorejestratory wykorzystywane przez policję. Nieoznakowane radiowozy wyposażone są w kamerę oraz system mierzący prędkość radiowozu i to właśnie ta prędkość jest nakładana na obraz z kamery.

Oczywiście prędkość radiowozu nie ma nic wspólnego z prędkością innych pojazdów. Cała idea "pomiaru" prędkości nieoznakowanym radiowozem nie jest więc tak naprawdę pomiarem niczego innego niż prędkość samego radiowozu, natomiast prędkość innych pojazdów można co najwyżej aproksymować z większą lub mniejszą dokładnością, w zależności od "oka" i wprawy policjanta. 

Reklama

Mówiąc wprost - pomiar prędkości nieoznakowanym radiowozem jest pomiarem na oko. Kierowca radiowozu musi bowiem utrzymywać stały dystans od innego pojazdu, ale nie ma żadnych narzędzi do tego, by to zrobić, może polegać jedynie na własnej ocenie sytuacji. Jeśli "na oko" jedzie mniej więcej równo za podejrzanym pojazdem, uruchomiony zostaje pomiar średniej prędkości radiowozu na zadanym dystansie (zwykle 100 m). Następnie taki uśredniony i wykonany według zasady "mniej więcej równo" pomiar, traktowany jest jako twardy dowód, stanowiący podstawę nie tylko do wystawienia konkretnego mandatu, ale również odebrania prawa jazdy, nawet jeśli zadecydował o tym 1 km/h i nie da się udowodnić czy ktoś jechał 101 km/h czy może jednak 98 km/h.

Poselska interpelacja w sprawie policyjnych wideorejestratorów

Tym problemem zainteresował się poseł Polski 2050 Mirosław Suchoń. Złożył on do ministra spraw wewnętrznych i administracji interpelację poselską.

Poseł napisał w niej m.in. że "wideorejestrator Videorapid 2A to nic innego jak prędkościomierz kontrolny wyliczający średnią prędkość policyjnego auta, a nie namierzanego samochodu. Niestety w praktyce pomiar ten aby był prawidłowy wymaga od policjanta utrzymywania stałej odległości od sprawdzanego auta na początku i końcu pomiaru prędkości, co w rzeczywistości często jest nie możliwe do realizowania. Należy podkreślić, że funkcjonariusz nie ma kompletnie żadnego narzędzia, które mogło by mu w tym pomóc. Radiowozy nie są wyposażone w żaden dalmierz ani inne urządzenie - więc ocena odległości odbywa się na oko".

Poseł zwrócił również uwagę, że te pomiary "na oko" służą nie tylko do wystawiania bardzo wysokich mandatów, ale na ich skutek kierowcy mogą też stracić prawo jazdy, co jest dużą uciążliwością. Stąd niesłusznie ukarani karani często nie przyjmują mandatów i bronią się w sądzie.

Przypadek Krzysztofa Hołowczyca. Policjanci rozjechali się o 44 km/h

Poseł przytoczył również przypadek Krzysztofa Hołowczyca, któremu przed laty policja "zmierzyła" prędkość na 204 km/h - tyle znany kierowca rajdowy miał jechać w miejscu, gdzie obowiązywało ograniczenie do 90 km/h. Hołowczyc mandatu nie przyjął, skierował sprawę do sądu. Powołano biegłego, który uznał, że policja zrobiła "najazd" - w momencie dokonywania pomiaru radiowóz jechał szybciej niż samochód Hołowczyca. 

Na podstawie nagrania i tego, jak auto zwiększyło swój rozmiar w kadrze, biegły oszacował prędkość Hołowczyca na 161 km/h. To prędkość o 44 km/h mniejsza od tej, jaką "zmierzyli" policjanci. Niestety, "szacowanie" to częsta praktyka w sądach. Tymczasem źle wykonany pomiar nie powinien w ogóle stanowić dowodu, tylko lądować w koszu, a nie służyć do angażowania aparatu państwa i karania obywateli.

W tym wypadku "szacowanie" biegłego nie wpłynęło to wysokość kary, ale pokazuje skalę nieprawidłowości. A mówimy o przypadku osoby publicznej. Ilu kierowców w podobnej sytuacji zmaga się w sądach, a ilu dla świętego spokoju przyjmuje niesłuszny mandat? Jak się okazuje... tego ani policjanci ani ministerstwo nie wiedzą.

Jak często kierowcy idą do sądu i wygrywają? Tego nie wie nikt

Poseł Suchoń wystosował bowiem na ministra spraw wewnętrznych i administracji szereg bardzo trafnych pytań: 

  • Czy ministerstwo zna problem nadużyć w stosowaniu przez nieoznakowane samochody policyjne wideorejestratorów w tym urządzeń Videorapid 2A?
  • Czy ministerstwo zna skalę zarejestrowanych wykroczeń w ruchu drogowym na podstawie pomiaru wideorejestratorem?
  • Czy ministerstwo może podać ile jest przypadków, kiedy sąd zmienia decyzję drogówki w kwestii przekroczenia prędkości, otrzymania punktów karnych bądź odebrania prawa jazdy?
  • Czy ministerstwo zna zasady, na których GUM zatwierdza dokładność pomiarową wideorejestratorów i dopuszcza ich do użytku w nieoznakowanych samochodach policyjnych?
  • Czy ministerstwo planuje zmianę w procedurze wykonania pomiaru przez wideorejestrator, tak aby jego wynik był miarodajny i rzeczywisty z panującymi warunkami?
  • Jak jest weryfikowane przestrzeganie warunków zachowania właściwej odległości przy pomiarze prędkości przez Policję jadącą za kierowcą?
  • Czy ministerstwo planuje zmiany w przepisach prawa, które uniemożliwią odebranie prawa jazdy kierowcy gdy ten nie przyznaje się do winy? A czynność ta będzie możliwa dopiero po orzeczeniu wyroku sądowego.

Ostatnie pytanie, wobec wyroku Trybunału Konstytucyjnego nieco straciło na aktualności, bowiem przygotowano je w październiku ubiegłego roku. Piszemy o tym teraz, bo dopiero w marcu 2023 pojawiła się odpowiedź na interpelację.

Na pytania odpowiedzi przygotował sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji Maciej Wąsik.

Setki tysięcy mandatów z nieoznakowanych radiowozów

W odpowiedzi czytamy, że łączna liczba wykroczeń ujawnionych przy użyciu wideorejestratorów w 2020 roku wyniosła 689 538, a w 2021 r. - 725 097 (danych za 2022 rok nie podano; wiemy jednak, że ogólna liczba mandatów wystawionych kierowcom znacząco spadła - w 2022 roku policjanci ruchu drogowego wystawili 2 698 713 mandatów, o 352 131 mniej niż w 2021 roku).

Niestety, policja nie gromadzi danych, jakie wykroczenia karano na podstawie zapisu z wideorejestratorów, stąd nie wiadomo, jak bardzo dominują przekroczenia prędkości.

Policja nie gromadzi również żadnych danych w zakresie liczby przypadków, w których sąd zmienił decyzję funkcjonariuszy dotyczącą przekroczenia prędkości, nałożenia punktów karnych bądź odebrania prawa jazdy. Nie wiadomo nawet, jak często kierowcy nie przyjmują mandatów i bronią się w sądzie.

Policjanci są szkoleni z mierzenia prędkości "na oko"

Sekretarz Wąsik podał za to, że policjanci drogówki przechodzą szkolenia z obsługi wideorejestratorów, a materiał zarejestrowany tymi urządzeniami (w szczególności dokonane pomiary prędkości pojazdów) jest poddawany bieżącej ocenie, m.in. pod kątem stosowania się funkcjonariuszy do wytycznych opisanych przez producenta w instrukcji obsługi urządzenia.

Jednocześnie podana została informacja, że w resorcie spraw wewnętrznych i administracji nie są prowadzone ani planowane prace legislacyjne w zakresie zmiany trybu zatrzymywania prawa jazdy. To oczywiście już stan nieaktualny. Po wyroku Trybunały Konstytucyjnego będzie musiał zmienić się patologiczny stan "domniemania winności" - kierowca tracił (i nadal traci) prawo jazdy również wtedy, gdy nie przyjmował mandatu i kierował sprawę do sądu.

Szkoda tylko, że nikt na poważnie nie zamierza uregulować sprawy nieoznakowanych radiowozów, by służyły do tego co powinny, czyli rejestrowania wykroczeń popełnianych przez kierowców - wszystkich poza przekroczeniami prędkościami.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pomiar prędkości | nieoznakowany radiowóz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy