Kamera nagrała czołowe zderzenie. Czy dało się go uniknąć?
Dwa dni temu na jednym z warszawskich wiaduktów doszło do czołowego zderzenia. Na zamieszczonym w internecie materiale wyraźnie widać, jak kierujący Seatem z niewiadomych przyczyn zjeżdża na przeciwny pas jezdni, wprost pod koła nadjeżdżającego Opla.
Na wideo widzimy, jak kierowca osobowego Opla Astry wjeżdża na jeden z warszawskich wiaduktów. Nagle przed nim wyłania się czarny Seat, który z niewiadomych przyczyn jedzie niewłaściwym pasem jezdni i nie reaguje na sygnały dźwiękowe.
Sytuacja zakończyła się zdarzeniem, w wyniku którego kierujący Seatem doznał wstrząsu i został zabrany karetką do szpitala. Sam autor nagrania obszedł się na szczęście bez większych obrażeń, a jedynym urazem jaki go spotkał był rozcięty palec. Według opisu mężczyzny - do samego końca wciskał on klakson, a ranę spowodował wystrzał poduszki powietrznej.
Komentujący nagranie szybko zwrócili uwagę, na brak reakcji u kierującego Oplem. Zdaniem niektórych użytkowników, miał on wystarczająco dużo czasu by uniknąć zderzenia. Mógł "przytulić" się do barierek po prawej stronie, co zapewne zminimalizowałoby szkody. Mógł także "uciec" w lewo, pomiędzy samochodami i wyjść z sytuacji całkowicie bez szwanku. Czy jednak na pewno wszystko to było takie proste?
Zanim przystąpi się do wydawania pochopnych werdyktów, warto zastanowić się nad tym, co przeżywał kierowca Astry w momencie zdarzenia. Gdy na chłodno ogląda się opublikowany w internecie film i można na spokojnie prześledzić całą sytuację nietrudno podejmować liczne decyzje. Niestety w momencie uczestniczenia w takiej sytuacji człowiek nie ma czasu na dogłębne analizy i przemyślenia. Jak podkreśla sam poszkodowany - w ostatnich sekundach wytrącił prędkość niemal do zera i wciąż liczył na to, że także kierowca Seata postąpi podobnie. Tak się jednak nie stało.
***