Jechał na haju BMW, rozbił dziewięć aut. Ale... dlaczego?
Czy sprawca wypadku miał atak epilepsji, czy może jedyną przyczyną jego zachowania za kierownicą były środki odurzające - to jedna z głównych kwestii, które będzie musiał rozstrzygnąć sąd odwoławczy w procesie dotyczącym karambolu w centrum Białegostoku.
W sierpniu Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał nieprawomocnie młodego mężczyznę, oskarżonego o spowodowanie wypadku z udziałem dziewięciu aut, na rok więzienia w zawieszeniu, grzywnę oraz 5-letni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Skazany został też zobowiązany do powstrzymywania się od używania środków odurzających.
Mężczyzna wsiadł bowiem za kierownicę, będąc pod wpływem takich środków. Sąd pierwszej instancji przyjął też, iż nie można wykluczyć, że kierowca miał atak padaczki. Samo prowadzenie samochodu przy świadomości, że oskarżony cierpi na epilepsję i już wcześniej miewał ataki, sąd uznał jednak za okoliczność obciążającą.
Wyrok zaskarżyły obie strony. Prokuratura kwestionuje ustalenia sądu rejonowego co do tego, że oskarżony dopuścił się czynu w trakcie ataku padaczki, o czym nie było mowy w akcie oskarżenia. Obrońca chce m.in., by sąd odwoławczy uznał samo wydarzenie nie za katastrofę drogową, ale za wykroczenie wynikłe z nieostrożności na drodze - poinformowało PAP biuro prasowe Sądu Rejonowego w Białymstoku.
Apelacjom nadano bieg, o ich przyjęciu powiadamiane są strony; sprawą zajmie się białostocki sąd okręgowy.
Karambol miał miejsce wiosną ub. roku, na dużym skrzyżowaniu niedaleko Politechniki Białostockiej i Parku Zwierzynieckiego.
Według aktu oskarżenia, dojeżdżając do tego miejsca, kierowca osobowego bmw stracił panowanie nad autem, z dużą prędkością (biegli przyjęli, że z nie mniejszą niż 77 km/h) przejechał między rzędami samochodów stojących na czerwonym świetle uszkadzając siedem z nich, po czym na środku skrzyżowania doprowadził do zderzenia z kolejnym autem, które prawidłowo tam wjechało, a sam zakończył jazdę na słupie oświetleniowym.
W wypadku ranna została jedna osoba. Jego przebieg zarejestrował jeden z kierowców oczekujących na czerwonym świetle, nagranie trafiło do mediów.
Proces w pierwszej instancji był niejawny; sąd uwzględnił taki wniosek obrońcy powołującego się na prawo każdego człowieka do zachowania w tajemnicy informacji o stanie zdrowia.
Kluczowe w sprawie było ustalenie, dlaczego doszło do karambolu; oskarżony twierdził, iż doznał ataku padaczki. Biorąc pod uwagę zebrane dowody, przede wszystkim opinie biegłych lekarzy i dokumentację medyczną sąd rejonowy przyjął, iż nie można wykluczyć, że rzeczywiście doszło do takiego ataku.
Zaznaczył jednak, że kierowca miał świadomość tego, że miewa takie ataki, a lekarz wręcz zabronił mu prowadzenia samochodu. Sytuację na drodze sąd przyrównał do rosyjskiej ruletki bo "oskarżony wiedział, co może się zdarzyć w momencie, gdy dostanie ataku padaczki".