Czy darmowe autostrady w Polsce to coś więcej niż kiełbasa wyborcza?

Prezes Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział zniesienie opłat za przejazd polskimi autostradami. Nie wyjaśnił jeszcze kiedy można by to zrealizować ani skąd wziąć na to pieniądze. A czy to w ogóle możliwe?

Słowa Jarosława Kaczyńskiego wygłoszone podczas konwencji programowej Prawa i Sprawiedliwości przyjęto owacją na stojąco. To kolejny punkt programu w kampanii, jaką prowadzą rządzący przed jesiennymi wyborami. Najpierw 800 zamiast 500 zł na każde dziecko, potem 0 zł za przejazdy autostradami. Czy to się może udać?

Które autostrady w Polsce są płatne?

Obecnie kierowcy samochodów osobowych płacą na pięciu odcinkach trzech autostrad, czyli:

Reklama
  • A1 na odcinku Rusocin - Nowa Wieś, 
  • A2 na odcinku Konin - Świecko 
  • A2 na odcinku Stryków - Konin 
  • A4 na odcinku Wrocław - Sośnica
  • A4 na odcinku Katowice - Kraków

Mówimy o pięciu odcinkach na trzech autostradach, bo mają one różnych zarządców. Państwowe są dwa: A2 Stryków - Konin i A4 Wrocław - Sośnica. Pozostałymi zarządzają firmy prywatne.

Ile kosztuje przejazd płatnymi autostradami w Polsce?

Najtaniej jest na odcinkach zarządzanych przez GDDKiA - cena to 10 gr za kilometr. Dlatego pokonanie 99 km ze Strykowa do Konina kosztuje 9,9 zł, a 162 z Wrocławia do Sośnicy pod Gliwicami - 16,2 zł.
Niestety, chcąc jechać z Konina do Świecka trzeba zapłacić 102 zł za 255 km (40 gr za kilometr), 152 km Amber One z Rusocina do Nowej Wsi kosztują 29,9 zł (niecałe 20 gr za kilometr), a z Katowic do Krakowa zapłacimy 30 zł za 60 km (50 gr za kilometr trasy).

Bezpłatne autostrady w Polsce. Czy to się da zrobić?

Według Prezesa PiS najłatwiej będzie zwolnić kierowców z opłat na autostradach zarządzanych przez Państwo. Wystarczy zmienić obowiązujące przepisy, a to przecież nic trudnego. Oznacza to, że najszybciej przestalibyśmy płacić za najtańsze autostrady - mowa o ok. 250 km, na których koszt przejazdu to obecnie 10 gr za kilometr.

Dużo bardziej skomplikowana będzie kwestia zniesienia opłat na odcinkach koncesyjnych. Trzeba pamiętać, że operatorów wiążą długoletnie umowy, które skłoniły ich do zainwestowania w budowę tych dróg. Najbliżej nam do zakończenia umowy ze Stalexportem, który zarządza odcinkiem A4 z Katowic do Krakowa. W tym przypadku umowa koncesyjną wygasa w 2027 r. Gorzej w przypadku pozostałych koncesji. Umowa koncesyjna na A2 od Konina do zachodniej granicy kończy się w 2037 r., a AmberOne zarządza 152 kilometrami A1 do 2039 r. Zerwanie kontraktów wiązałoby się zapewne z koniecznością wypłacenia operatorom ogromnych rekompensat.

Teoretycznie rząd być może faktycznie byłby w stanie dogadać się z operatorami. Można sobie wyobrazić, że pozostaną oni zarządcami i wciąż będą pobierać opłaty od transportu pojazdów wyższych kategorii - głównie aut ciężarowych, które stanowią główne źródło zarobkowania. Rząd natomiast rekompensowałby im wynagrodzenie utracone w związku z darmowym przejazdem aut osobowych.  

Zapłaci rząd, czyli kto?

Warto tylko mieć z tyłu głowy, że rząd wydatki finansuje z wpływów do budżetu, na które składają się obywatele. Tak czy inaczej więc, jeśli za autostrady, które przecież trzeba utrzymywać, nie zapłacimy w aplikacji eToll, czy na bramkach, dołożymy się do nich inaczej. I zapłacą wszyscy, również ci, którzy sami z autostrad nie korzystają. Co więcej, jeśli zostanie podjęta decyzja o zwolnieniu z opłat samochodów osobowych, którymi jeżdżą Polacy, to tak samo potraktowani zostaną obywatele pozostałych krajów UE. A oni podatków u nas nie płacą. 

Niemniej jednak patrząc na rozpiętość kwot, jakie płacimy za pokonanie kilometra różnych autostrad w Polsce i zestawiając te koszty np. z rozwiązaniami winietowymi stosowanymi w innych krajach UE, nie dziwi, że perspektywa zniesienia opłat na autostradach może stanowić atrakcyjny punkt programu wyborczego. 

Winieta na miesiąc jazdy czeskimi autostradami kosztuje ok. 80 zł, czyli mniej niż u nas jednorazowy przejazd z Konina do Świecka. Dodatkowo Czesi w zeszłym tygodniu zapowiedzieli obniżkę cen winiet 10- i 30-dniowych na 2024 r. i wprowadzenie nowej, jednodniowej, idealnej dla kierowców, którzy sporadycznie wyjeżdżają w trasy. Za jazdę swoimi autostradami wciąż nie płacą Niemcy, Holendrzy czy Belgowie. Nominalnie kwoty porównywalne z polskimi wydają kierowcy we Francji czy Włoszech, ale u nich trasy często wiodą przez górzyste tereny, więc ich budowa musiała być znacznie większym wyzwaniem.

Prezes PiS zapowiedział, że upora się z tematem w ciągu roku. Nie doprecyzował kiedy zacznie liczyć czas. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: autostrada | opłaty za autostrady | eTOLL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy