Uprościć przepisy, bo i tak nikt ich nie zna
Polski kodeks drogowy należy do najbardziej skomplikowanych w Europie. Naczelna ustawa, czy Prawo o ruchu drogowym liczy 152 artykuły, każdy z nich składa się z kilkunastu tzw. ustępów, te ustępy mają z kolei punkty, podpunkty itd. Rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych zawiera 115 paragrafów. Samych znaków drogowych mamy ponad 230! A prawda jest taka, że stuprocentową znajomością tych wszystkich przepisów może się wykazać w Polsce co najwyżej kilkunastu ekspertów. Zwykli kierowcy mają o prawie drogowym tylko mgliste pojęcie.
Być może twórcy kodeksu drogowego chcieli dobrze, mieli najlepsze intencje. Zapewne dlatego dążyli do uregulowania wszystkiego, co dzieje się na drodze, paragrafami i artykułami. Zapomnieli jednak o najważniejszym - nawet najlepsze prawo nie jest nic warte, jeśli nie będzie przestrzegane. A z drugiej strony przez dziesiątki lat nie uregulowano do końca takich kwestii, jak np. jazda po rondzie (w ustawie nie ma nawet definicji skrzyżowania o ruchu okrężnym).
Oczywiście każdy polski kierowca jest - ale tylko we własnym mniemaniu - znawcą kodeksu drogowego. Kiedy jednak zadać mu konkretne pytanie, okazuje się, że słyszał tylko piąte przez dziesiąte, coś tam pamięta z kursu, coś przeczytał w prasie. Media też nie spełniają roli edukacyjnej, bo w różnych artykulikach publikowanych okazyjnie zazwyczaj aż roi się od błędów.
Piętrowe przepisy o wyprzedzaniu
Poniżej cytuję art. 24 ust. 7-10 Prawa o ruchu drogowym. Jest to typowy przykład urzędniczego bełkotu. Zadajcie sobie nieco trudu i przeczytajcie to:
"7. Zabrania się wyprzedzania pojazdu silnikowego jadącego po jezdni:
1) przy dojeżdżaniu do wierzchołka wzniesienia;
2) na zakręcie oznaczonym znakami ostrzegawczymi;
3) na skrzyżowaniu, z wyjątkiem skrzyżowania o ruchu okrężnym lub na którym ruch jest kierowany.
8. Dopuszcza się wyprzedzanie w miejscach, o których mowa w ust. 7 pkt 1 i 2, na jezdni:
1) jednokierunkowej;
2) dwukierunkowej na odcinku z wyznaczonymi pasami ruchu, pod warunkiem że kierujący nie wjeżdża na część jezdni przeznaczoną do ruchu w kierunku przeciwnym - w miejscu, gdzie jest to zabronione znakami na jezdni.
To wszystko razem przypomina łataną setki razy drogę, na której już tylko pozostały nędzne resztki oryginalnej nawierzchni, a całość ledwo się trzyma. Przepisy dotyczące tych samych zagadnień porozrzucane są w różnych miejscach, w różnych aktach prawnych.
9. Dopuszcza się wyprzedzanie w miejscu, o którym mowa w ust. 7 pkt 3, pojazdu sygnalizującego zamiar skręcenia, pod warunkiem że kierujący nie wjeżdża na część jezdni przeznaczoną do ruchu w kierunku przeciwnym.
10. Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu, przy zachowaniu warunków określonych w ust. 1 i 7:
1) na jezdni jednokierunkowej;
2) na jezdni dwukierunkowej, jeżeli co najmniej dwa pasy ruchu na obszarze zabudowanym lub trzy pasy ruchu poza obszarem zabudowanym przeznaczone są do jazdy w tym samym kierunku".
Jestem bardzo ciekaw, ilu kierowców zna i rozumie te przepisy. "Zabrania się wyprzedzania pojazdu silnikowego jadącego po jezdni..." - a czy wiecie na pewno, co to jest pojazd silnikowy? Czy zaliczyć można do tej kategorii także motorower? A skuter?
"Dopuszcza się wyprzedzanie (np. zakręcie oznaczonym znakiem) na jezdni dwukierunkowej na odcinku z wyznaczonymi pasami ruchu, pod warunkiem że kierujący nie wjeżdża na część jezdni przeznaczoną do ruchu w kierunku przeciwnym - w miejscu, gdzie jest to zabronione znakami na jezdni". Przecież jeśli zabronione jest przekraczanie osi jezdni i wyrażają to znaki poziome (linia podwójna ciągła), to nie może być mowy o żadnym wyprzedzaniu. Po co takie dublowanie?
Czy tak nie byłoby prościej?
To samo można by wyrazić dużo bardziej przejrzyście i zrozumiale. Oto moja propozycja:
7. Zabrania się wyprzedzania na zakrętach oznaczonych znakami ostrzegawczymi i przy dojeżdżaniu do wierzchołka wzniesienia. Zakaz ten nie dotyczy jezdni jednokierunkowych.
8. Zabrania się wyprzedzania na skrzyżowaniach z wyjątkiem rond i skrzyżowań o ruchu kierowanym.
9. Wyprzedzanie z prawej strony jest dozwolone:
a) na drogach jednokierunkowych
b) na drogach dwukierunkowych, o ile pasy ruchu są wyznaczone na jezdni.
Pominąłem oczywiście szczegóły, które są zupełnie nieistotne w praktyce.
Zakaz wyprzedzania czyli jednemu wolno a drugiemu nie
Czy wiecie, co oznacza znak "Zakaz wyprzedzania"? Otóż zgodnie z § 23. 1. Rozporządzenia Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych, znak B-25 "zakaz wyprzedzania" zabrania kierującym pojazdami silnikowymi wyprzedzania pojazdów silnikowych wielośladowych.
Zobacz również:
- Antoni Macierewicz za kierownicą, choć ma 31 punktów karnych. Jak to możliwe?
- Posłuchaj tych rad, a nie dasz zarobić mechanikom
- Objawy zepsutej pompy wody w samochodzie
- Jaki jest najszybszy samochód świata?
- Zmiany na autostradzie A2 pod Poznaniem
- Kilka godzin wyjeżdżali z galerii handlowej. Wiele osób porzuciło auta
Co się za tym kryje? Otóż kierując samochodem osobowym możemy (mimo tego zakazu) wyprzedzić np. motorower, motocykl jednośladowy, furmankę. Motocyklista nie może już jednak wyprzedzić samochodu. Bez sensu, bo motocykle z reguły mają o wiele lepsze przyspieszenie. Ale to nie wszystko. Kierując rowerem możemy za to wyprzedzić samochód albo motocykl (raczej to rzadko spotykane). Co ciekawe, zakaz nie dotyczy też kolumn pieszych (bo nie są one w ogóle pojazdami), więc mimo tego zakazu można wyprzedzać kolumnę pieszych (może to być niebezpieczne). A już zupełnie kuriozalne jest to, że kolumny pieszych mogę wyprzedzać jedna drugą (np. pielgrzymka studentów żwawo maszerując wyprzedza kolumnę utuczonych urzędników).
A czy nie prościej by było określić, że zakaz wyprzedzania to po prostu zakaz wyprzedzania? Powinien on obowiązywać zawsze i każdego, jeśli wyprzedzanie wiązałoby się z przejechaniem na część jezdni przeznaczoną dla przeciwnego kierunku ruchu.
Trochę w ustawie, trochę w rozporządzeniu, a i tak nikt o tym nie wie
Kwestie zasadnicze, np. pierwszeństwo przejazdu, reguluje nie tylko ustawa Prawo o ruchu drogowym, ale także rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych. W § 95. ust. 1. pkt. 4 czytamy: "Kierujący pojazdem szynowym skręcający na skrzyżowaniu o ruchu kierowanym sygnałami świetlnymi, może je opuścić, z zastrzeżeniem ust. 1 pkt 2—4, pod warunkiem ustąpienia pierwszeństwa uczestnikom ruchu poruszającym się´ na wprost. Przepisu nie stosuje się na skrzyżowaniu o ruchu okrężnym oznaczonym znakami C-12".
Oznacza to, iż jeśli tramwaj skręca na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną, to musi ustąpić pierwszeństwa pojazdom jadącym na wprost, ale skręcającym już nie. 99% kierowców w ogóle nie zna tego przepisu i nie ma bladego pojęcia, o co tu chodzi. Rozróżnianie przez motorniczego, czy zbliżający się pojazd będzie skręcał, czy nie, jest mylące i może spowodować niebezpieczną sytuację.
Ewidentne, niebezpieczne, sprzeczne ze sobą bzdury
Art. 27. ust. 1a. PRD stanowi z kolei "Kierujący pojazdem, który skręca w drogę poprzeczną, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa rowerzyście jadącemu na wprost po jezdni, pasie ruchu dla rowerów, drodze dla rowerów lub innej części drogi, którą zamierza opuścić".
Skoro mowa tu także o "innej części drogi", można wnioskować, że nawet jeśli rowerzysta zjeżdża z chodnika wprost na przejście dla pieszych, pakując się przed maskę samochodu, to kierujący pojazdem obowiązany jest ustąpić mu pierwszeństwa.
Inny przepis zabrania wprawdzie jazdy wzdłuż po przejściu dla pieszych, czyli przejeżdżania po nim rowerem, ale który jest ważniejszy? Jest tu ewidentna sprzeczność. Ciekawe, który przepis zostanie zastosowany w razie wypadku.
Jeden wielki bajzel
Z polskim kodeksem drogowym jest tak, iż co rok, co dwa lata kolejni "mądrzy" coś dodają, coś zmieniają, coś "ulepszają". Albo tak im się tylko wydaje. Część przepisów wywodzi się jeszcze z czasów furmanek, inne były dołożone całkiem niedawno. Pomieszanie z poplątaniem.
To wszystko razem przypomina łataną setki razy drogę, na której już tylko pozostały nędzne resztki oryginalnej nawierzchni, a całość ledwo się trzyma. Przepisy dotyczące tych samych zagadnień porozrzucane są w różnych miejscach, w różnych aktach prawnych.
Może więc byłoby warto napisać to wszystko od początku? Normalnym, prostym, zrozumiałym językiem.
Tyle tylko, że powinni to zrobić prawdziwi eksperci, a nie urzędnicy, którzy stosują metodę "control C - control V" tworząc biurokratyczne gnioty. A jeszcze wcześniej należałoby przeprowadzić autentyczną społeczną konsultację, zasięgnąć opinii policjantów, którzy pracują na drogach, kierowców zawodowych, prawników.
Wiem niestety, że tak się nigdy nie stanie, bo nikt nie zechce zadać sobie trudu, by ułatwić życie zmotoryzowanym. Urzędnicy mają inne, ważniejsze sprawy na głowie.
Polski kierowca