Ubezpieczenia po polsku czyli my ci (nie) pomożemy

System ubezpieczeń komunikacyjnych w naszym kraju trudno zaliczyć do normalnych i przyjaznych klientowi. Oczywiście firmy ubezpieczeniowe reklamują gorliwie swoje podobno wspaniałe usługi, pokazują uśmiechniętych i zadowolonych kierowców, którzy dostali zastępcze auto, ale wszystko jest pięknie dopóty, dopóki nie przytrafi się nam jakiejś przykre zdarzenie…

Oto kilka przykładów. Pan X, kierowca taksówki, miał poważną kolizję. W nocy na skrzyżowaniu jego auto staranował wielki SUV. Samochód pana X nadawał się już tylko do kasacji. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń. Sprawca zderzenia miał polisę OC w jednej z dużych firm ubezpieczeniowych, więc wydawało się, że odszkodowanie zostanie wypłacone bez problemu. Niestety, na wypłatę odszkodowania taksówkarz czekał prawie rok, bo firma ubezpieczeniowa najpierw dokonała żenująco niskiej wyceny, potem zaczęła kwestionować winę jej klienta. Pan X szarpał się z tą firmą po sądach przez 18 miesięcy, a w tym czasie nie mógł wykonywać swojej pracy.

Reklama

Pani Y, mająca 82 lata, została potrącona na przejściu dla pieszych przez 19-letniego kierowcę. Doznała skomplikowanego złamania kości miednicy, przeszła dwie operacje, obecnie porusza się o kulach. Zapewne nigdy już nie odzyska dotychczasowej sprawności. Kierowca nie kwestionował swojej winy, została ona zresztą ustalona przez policję. Firma ubezpieczeniowa kierowcy zaproponowała pani Y. zadośćuczynienie w wysokości... 2300 zł.  Jest to suma wręcz żenująca, biorąc pod uwagę koszty cierpień, leczenia, długiej rehabilitacji i trwałej utraty sprawności poruszania się.

Pan Z miał kolizję. W jego prawidłowo jadący samochód uderzyła swoim autem kobieta przejeżdżająca przez skrzyżowanie podczas wyświetlania sygnału czerwonego. Sprawczyni  w końcu zgodziła się napisać oświadczenie, w którym przyznała się do winy. Kiedy pan Z wystąpił o odszkodowanie okazało się, że kierująca... rozmyśliła się. Swojej firmie ubezpieczeniowej oświadczyła, że podpisując oświadczenie była bardzo zdenerwowana, a pan Z rzekomo krzyczał na nią, wywierał presję, straszył. Po zdarzeniu zasięgnęła porady męża, który uznał, że wcale nie była winna spowodowania kolizji. Firma ubezpieczeniowa chętnie wykorzystała te argumenty i odmówiła panu Z wypłaty odszkodowania. Sprawa trafiła do sądu i ciągnęła się przez 2,5 roku!

Zresztą wystarczy poczytać opinie w firmach ubezpieczeniowych w internecie. 90% to narzekania na niesolidność, nieterminowość, zaniżone odszkodowania, niejasne umowy itd. Czy to wszystko jest normalne? Co tak naprawdę oferują nam firmy ubezpieczeniowe poza rosnącymi stale składkami?

Miałeś kolizję? Odkupimy od ciebie szkodę

Od pewnego czasu na rynku funkcjonują firmy, które skupują szkody komunikacyjne, płacąc klientom gotówkę od ręki. Miałeś kolizję, firma ubezpieczeniowa zapłaciła ci za połamany zderzak i pogniecioną karoserię 2500 zł? Uważasz, że to zdecydowanie za mało? To my zapłacimy ci jeszcze 1500 zł i masz kłopot z głowy. Odkupimy od ciebie szkodę i teraz to my będziemy toczyć spór z firmą ubezpieczeniową.

Dla poszkodowanego właściciela pojazdu jest to rozwiązanie bardzo korzystne, bo kto ma czas na długotrwałe batalie sądowe, chodzenie na rozprawy? W dodatku na sali sądowej kierowca nieobeznany z prawem spotka się z radcą firmy ubezpieczeniowej, który będzie sypał jak z rękawa różnymi artykułami, paragrafami itd. Jeśli sprzedamy szkodę firmie odszkodowawczej, to ona skieruje na rozprawę swojego prawnika, który nie da się tak łatwo zapędzić w kozi róg.

W ten oto sposób powstał wtórny rynek szkód komunikacyjnych, a zajmują się nim różne kancelarie odszkodowawcze. Takich ogłoszeń można znaleźć mnóstwo. Miałeś kolizję? Zadzwoń do nas, my ci pomożemy. Firmy te oferują odkupienie szkody zaraz po jej powstaniu albo prowadzenie sprawy i odkupienie szkody dopiero na etapie sądowym. Tak czy inaczej nie ulega wątpliwości, że zarabiają na tym i to na pewno niemało, bo w przeciwnym razie nie prowadziłyby takiego interesu. To nie są instytucje charytatywne.

Najczęściej firma odszkodowawcza prosi nas o kosztorys, na podstawie którego ubezpieczyciel wycenił szkodę. Ocenia, czy są szanse na wyciągnięcie z firmy ubezpieczeniowej dodatkowej kwoty. Jeśli uznaje rzecz za opłacalną, odkupuje szkodę. Wówczas dokonujemy cesji wierzytelności i mamy problem z głowy.

Jaki zatem wypływa stąd wniosek? Skoro z firm ubezpieczeniowych można wydusić na drodze sądowej znacznie więcej, niż same oferują, to oznacza, że zaniżają one odszkodowania. Proste, prawda?

Można by zatem dojść do konkluzji, że firmy ubezpieczeniowe świadomie wypłacają mniej, niż nam się należy, licząc na niewiedzę klientów albo ich niechęć do wstępowania na uciążliwą drogę sądową.  Wielu poszkodowanych niejednokrotnie rezygnuje z możliwych do uzyskania roszczeń ze względu na brak czasu, obawy przed sądowymi potyczkami, koszty angażowania prawników itd. Mogłoby się zatem wydawać, że to bardzo dobrze, iż działają takie firmy odszkodowawcze. Sprzedajemy im szkodzę, mamy kłopot z głowy, więcej kasy i niech prawnicy użerają się ze sobą.

Istnieje jednak małe "ale".  Może się zdarzyć, że podczas prowadzenia sprawy przez nabywcę wierzytelności czyli firmę odszkodowawczą sąd uzna za konieczne przesłuchanie uczestnika kolizji. Wówczas wezwie nas w charakterze świadka, a więc i tak nie unikniemy chodzenia po sądach. Jeszcze gorzej, gdy nie dokonaliśmy cesji wierzytelności, lecz zleciliśmy firmie odszkodowawczej prowadzenie naszej sprawy przed sądem. Wówczas, jeśli ta firma sprawę przegra, my zostaniemy obciążeni kosztami postępowania.

Istnieje jeszcze jeden haczyk. Odszkodowania dla osób fizycznych nie są opodatkowane. Sprzedaż wierzytelności czy dopłata do odszkodowania nie są już jednak odszkodowaniem. Co to oznacza? Otóż sprzedaż szkody jest da facto dochodem i z tego zysku powinniśmy się rozliczyć przed urzędem skarbowym! Jeśli nie wykażemy takiego dochodu, a urząd skarbowy ustali, że go otrzymaliśmy, będziemy ponosić karę za zatajenie dochodu.

Opodatkowaniu podlegają także odsetki od odszkodowań. Jeśli firma ubezpieczeniowa spóźniła się z wypłatą odszkodowania i tego tytułu musiała wam zapłacić odsetki, to te odsetki nie są już odszkodowaniem, ale dochodem! Fiskus może uznać, że "wzbogaciliście się", więc musicie zapłacić podatek.

Odszkodowania dla osób fizycznych nie podlegają opodatkowaniu, ale uwaga! Jeśli prowadzicie działalność gospodarczą i szkoda komunikacyjna powstała na przykład w samochodzie, który służy do realizacji tej działalności (jest zarejestrowany na firmę), to wówczas odszkodowanie podlega już opodatkowaniu.

Radzę też, abyście przed zawarciem z taką firmą umowy i dokonaniem "sprzedaży szkody" dobrze tę umowę przestudiowali, zasięgnęli opinii o tej firmie. Podpisanie niekorzystnej umowy może was wpędzić w poważne kłopoty.

Straciłeś w wypadku rękę albo żonę? My ci pomożemy

Znacznie gorzej jest w sytuacji, kiedy to wydarzył się wypadek, w którym odnieśliście obrażenia. Może być i tak, że wypadku zginęła bliska wam osoba. W takim przypadku chodzi nie tylko o odszkodowanie (za straty materialne, np. rozbity samochód), ale także o zadośćuczynienie za doznane cierpienia, śmierć bliskich osób.

Należy podkreślić, że zadośćuczynienie jest zupełnie innym terminem, niż odszkodowanie, chociaż te pojęcia są często mylone przez osoby nieobeznane z prawem. W przypadku obrażeń ciała, utraty bliskich, cierpień, kosztów leczenia, utraty pracy, inwalidztwa spowodowanego wypadkiem nie może być mowy o żadnym odszkodowaniu, lecz o zadośćuczynieniu. Odszkodowanie dotyczy tylko strat materialnych.

Prawo nie zezwala na sprzedaż wierzytelności w postaci zadośćuczynienia. W takiej sytuacji, doznając obrażeń w wypadku lub tracąc w nim bliską osobę, nie możecie więc sprzedać roszczeń wobec sprawcy czy jego ubezpieczyciela. Możecie jedynie zlecić prowadzenie waszej sprawy firmie odszkodowawczej.

No i tu już jest znacznie trudniej, niż w przypadku strat materialnych. Warto na wstępie zaznaczyć, że zadośćuczynienie nie ma zasadniczo nic wspólnego z ubezpieczeniem od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW). Swoją drogą nazwa jest idiotyczna, bo czy są szczęśliwe wypadki? W każdym razie nie należy oczekiwać, że firma ubezpieczeniowa sama wyliczy wam jako poszkodowanym procent utraty zdrowia, oszacuje cierpienia i wypłaci zadośćuczynienie. Nic z tych rzeczy! To wy musicie o to wystąpić, domagając się wypłacenia zadośćuczynienia z polisy OC sprawcy wypadku.

Podstaw prawnych do roszczeń jest zresztą więcej:

- zadośćuczynienie za doznaną krzywdę i cierpienie fizyczne oraz psychiczne - art. 445 § 1 k.c.,

- zadośćuczynienie za doznaną krzywdę w postaci utraty osoby bliskiej - art. 446 § 4 k.c.;

- zwrot kosztów leczenia, dojazdów do placówek medycznych, rehabilitacji, lekarstw itp. - art. 444 § 1 k.c.,

- zwrot zarobków utraconych w wyniku wypadku i późniejszego leczenia - art. 361 § 2 k.c.,

- jednorazowe świadczenie, które umożliwi przekwalifikowanie się lub założenie działalności gospodarczej w przypadku inwalidztwa poszkodowanego - art. 447 k.c.

- renta na zwiększone potrzeby związane z długotrwałym leczeniem, rehabilitacją czy opieką, a także renta uzupełniająca, która ma stanowić wyrównanie różnicy w dochodach osiąganych przez poszkodowanego przed wypadkiem w stosunku do dochodów uzyskiwanych przez niego po wypadku - art. 444 § 2 k.c.

Jak widać zatem, istnieje wiele podstaw prawnych do domagania się wypłaty zadośćuczynienia. I bardzo dobrze, bo lekkomyślny sprawca wypadku, który przez swoją brawurę czy głupotę wyrządził komuś krzywdę, spowodował cierpienia, sam powinien teraz ucierpieć finansowo i to bardzo dotkliwie.

To jednak tylko teoria. Naiwnością byłoby liczenie na to, że firma ubezpieczeniowa sama wystąpi w naszym interesie i zapewni stosowne świadczenia. Nic podobnego! O to musimy walczyć sami. I tu znowu powstaje pytanie: czy osoba poszkodowana w wypadku, która doznała poważnych urazów, odbywała długotrwałe leczenie albo straciła najbliższą osobę, ma siłę i chęć walczyć w firmą ubezpieczeniową przed sądami?

Oczywiście i w takich sprawach oferują swą pomoc firmy odszkodowawcze. Często czynią to w sposób wręcz nachalny i mało taktowny, odwiedzając rannych w szpitalach, rodziny zabitych w domach pogrzebowych albo nawet na cmentarzach. Podobno za podanie danych ofiary wypadku firmy te wypłacają gratyfikacje służbom ratowniczym, personelom szpitali, zakładów pogrzebowych itd.

Wielu uznaje to za postępowanie nieetyczne. Czy jednak można się dziwić tym firmom? Przecież to jest ich praca, to jest walka o klienta. Jeśli oni nie będą aktywnie szukać poszkodowanych, to natychmiast uczyni to konkurencja. Tutaj nie wystarczy dać ogłoszenie i czekać. Firmy te za wywalczenie dla klienta dużego zadośćuczynienia liczą sobie niekiedy nawet 30% wartości uzyskanej kwoty. To również jest uznawane za nieetyczne, z czym także nie zgadzam się, bo nie uznaję obłudy i naiwnego idealizmu. Czy lepiej jest, gdy osoba poszkodowana w wypadku dostanie 70% dużego zadośćuczynienia, czy lepiej, gdy nie otrzyma go wcale?

Firmy odszkodowawcze nie będą pracować za darmo. Batalie sądowe z firmami ubezpieczeniowymi  wcale nie są takie łatwe i proste. Wymagają wiedzy, zaangażowania dobrych prawników, czasu. Poza tym nikt nie zmusza osoby poszkodowanej, by skorzystała z usług firmy odszkodowawczej. Przecież zawsze można odmówić, powiedzieć: nie, dziękuję, będę sam działał w swojej sprawie.


I znowu nasuwa się zasadnicze pytanie: dlaczego firmy odszkodowawcze mają pełne ręce roboty? To proste: gdyby towarzystwa ubezpieczeniowe same wypłacały bez żadnych sztuczek prawdziwe, stosowne do okoliczności zadośćuczynienia osobom poszkodowanym, działalność firm odszkodowawczych stałaby się zbędna. 

Niestety, praktyka pokazuje, że nie zawsze działalność tych firm jest solidna i uczciwa. Zdarzają się przypadki, kiedy to uzyskane zadośćuczynienie wpływa na konto firmy odszkodowawczej, a klient długo czeka na należne pieniądze, a czasem nie dostaje ich wcale. Bywa też, że firma odszkodowawcza przegrywa sprawę, a kosztami postępowania sądowego obciążany jest klient.

Jeśli kiedykolwiek musielibyście skorzystać z usług firmy odszkodowawczej w sprawie o zadośćuczynienie, bardzo dokładnie przeanalizujcie proponowaną umowę. Nigdy nie podpisujcie takie umowy w ciemno, na szybko, pod wpływem namów jakiegoś przedstawiciela. Nie zgadzajcie się, aby kwota zadośćuczynienia była wpłacana na koto firmy odszkodowawczej.

Tę sytuację można uzdrowić - podpowiadam jak

Nie będę roztrząsał odszkodowań majątkowych, bo pognieciony zderzak albo rozbity reflektor można jakoś przeboleć. Zdarzają się jednak wypadki drogowe, które potrafią przekreślić całe życie człowieka, uczynić go kaleką albo pozbawić najbliższej mu osoby. Ponadto wiadomo, jak działa nasza służba zdrowia. Nie masz pieniędzy, chcesz korzystać z NFZ, to badanie wyznaczą ci najwcześniej za pół roku... Aby mieć szanse na w miarę skuteczne leczenie, po prostu musisz mieć pieniądze.

W takich sprawach państwo powinno stać zdecydowanie po stronie osób poszkodowanych. Przede wszystkim na firmy ubezpieczeniowe należy nałożyć ustawowo przyjęte minimalne kwoty zadośćuczynień, które byłyby obowiązane wypłacać poszkodowanym natychmiast i bez dyskusji.

Na przykład:

- za śmierć najbliższej osoby (matki, ojca, dziecka, rodzica, żony, męża) - 80 000 zł

- za doznanie ciężkich obrażeń ciała powodujących konieczność reanimacji, przeprowadzenia zabiegu operacyjnego, pobyt w szpitalu trwający ponad 7 dni - 50 000 zł

- za doznanie trwałego uszczerbku na zdrowiu powodującego ograniczenie sprawności ruchowej - 80 000 zł

- za doznanie ciężkiego inwalidztwa - dożywotnia renta w wysokości obowiązującej płacy minimalnej.

Takie kwoty firmy ubezpieczeniowe byłyby obowiązane wypłacić bez żadnych procesów sądowych, po prostu obligatoryjnie i niejako automatycznie. Bez żadnych dyskusji czy uników. Za naruszenie tych zasad groziłyby im bardzo poważne sankcje włącznie z zakazem prowadzenia działalności.

Oczywiście jeżeli ktoś chce uzyskać więcej, bo np. jest pianistą i utrata jednego palca to dla niego prawdziwa katastrofa, to niech występuje z dodatkowymi roszczeniami. Ale minimalne zadośćuczynienie dostaje każdy.

Wiem, wiem, powiecie zaraz, że musiałby gwałtownie wzrosnąć składki OC. To jednak nie jest wcale takie oczywiste. Wystarczy policzyć, ile pieniędzy firmy ubezpieczeniowe wydają na reklamy. Stać je na to? To niech będzie je stać także na wypłatę rzetelnych zadośćuczynień. Ponadto na sprawców wypadków, którzy znajdowali się w stanie nietrzeźwości albo po użyciu narkotyków, należałoby nakładać surowe kary (od 50 000 zł) z przeznaczeniem właśnie na rzecz osób poszkodowanych w wypadkach. Tym powinno zajmować się państwo, a nie jakieś fundacje.

Co więcej, składki OC powinny rosnąć proporcjonalnie do wypadkowości danego kierowcy. Jeżeli ktoś spowodował ciężki wypadek z ofiarami z ludziach, to dla niego składka OC niech wzrośnie nawet 30 razy! Jeżeli każdego roku masz 4 zawinione kolizje, to niech twoja składka OC wzrośnie pięciokrotnie. 

Ten system miałby i tę zaletę, że w końcu wyeliminowałby z dróg większość kierowców wybitnie niebezpiecznych. Jeżeli ktoś miałby zapłacić rocznie za OC 10 000 zł albo i 30 000 zł to chyba jednak przestałby jeździć. Podwyżki OC nie uderzałyby we wszystkich kierowców, tylko tych, którzy rzeczywiście czynią szkody. Dlaczego za jakiegoś pirata drogowego albo nieudacznika mają płacić wszyscy?

Ubezpieczenie OC należałoby zatem przypisać do każdego kierowcy, a nie do pojazdu. To przecież jest zgodne z logiką i zdrowym rozsądkiem. Jeśli tym samy autem jeździ mąż i żona, to oboje muszą wykupić polisę OC. Bo przecież to są dwie różne osoby, jedna z nich może jeździć bezpiecznie i wzorowo, a druga wręcz przeciwnie. To nie pojazd powoduje wypadek, ale osoba nim kierująca. Za to składki dla jednego kierowcy powinny być znacznie niższe niż obecnie za pojazd, o ile kierowca ten jeździ bezwypadkowo.

I jeszcze jeden bardzo istotny pomysł. Czy wiecie, że jeśli sąd rozpatruje sprawę mordercy, bandyty, wielokrotnego recydywisty, a tego nie stać na obrońcę, to musi on dostać obrońcę z urzędu? Adwokata, za którego płacimy my, podatnicy. Skoro tak, to czy osoby ciężko poszkodowane w wypadkach drogowych, których nie stać na prawników, które nie mają siły szarpać się z firmami ubezpieczeniowymi po sądach, nie powinny dostawać z urzędu prawnika, który będzie reprezentował ich interesy i walczył o należne zadośćuczynienia?

Proponuję powołać Rzecznika Osób Poszkodowanych w Wypadkach Drogowych. Miałeś wypadek, który zawinił ktoś inny, straciłeś bliską osobę, doznałeś ciężkich obrażeń? Zostałeś inwalidą? Nie stać cię na zatrudnianie adwokatów? Nie wierzysz firmom odszkodowawczym? Wówczas telefonujesz do biura tego Rzecznika i oni przydzielają ci prawnika z urzędu. Kto ponosi koszty? Sprawca wypadku, który musi również pokryć wynagrodzenie twojego adwokata. Taki zapis powinien obligatoryjnie znaleźć się w każdej polisie OC. To rozwiązałoby problem niektórych niesolidnych firm odszkodowawczych. Myślę, że większość poszkodowanych w wypadkach wolałaby zwrócić się do rzecznika działającego w imieniu państwa, niż do prywatnych firm.  

Proste? Bardzo proste. Wiem jednak, że takie pomysły zapewne nigdy nie zostaną zrealizowane. Bo nie można, bo nie da się, bo wchodzą w grę różne interesy i duże pieniądze. Obawiam się także, iż większość z was nie zrozumie tych zdrowych i logicznych zasad, które proponuję. Jedni oburzą się dlatego, że sami powodują wypadki. Przecież każdemu może się zdarzyć zagapić i przejechać pieszego, no nie? Czy to powód, żebym miał komuś do końca życia płacić rentę? Inni obruszą się na pomysł przypisania OC do kierowcy, a nie pojazdu. Jak to, mamy płacić oddzielnie składki, ja i moja żona, a także synek i córeczka? Pozostali zaś będą w ogóle obawiać się rosnących składek OC i dlatego pozostaną przeciwni wszelkim zmianom.

Tylko ci naprawdę poszkodowani w wypadkach, którzy przeżyli koszmar leczenia szpitalnego, skomplikowane operacje, utracili pracę, poruszają się na wózkach, którym zawaliło się całe życie w wyniku czyjejś głupoty, brawurowej jazdy, będą zdani wyłącznie na własne siły, na opieszałość i niechęć do płacenia zadośćuczynień ze strony firm ubezpieczeniowych albo na pomoc uczciwych lub nieuczciwych firm odszkodowawczych.

Pamiętajcie jednak: słowo "wypadek" wydaje się wielu z was pojęciem odległym, nierzeczywistym. To spotyka innych, ale nie mnie. Tak myśli bardzo wielu kierowców. Do czasu...

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy