Drugie życie dużego fiata
W Europie od dłuższego czasu panuje moda na tzw. youngtimery.
Chodzi o leciwe samochody, których produkcja zakończyła się już jakiś czas temu, ale wciąż są one jeszcze zdecydowanie zbyt młode, by nazywać je zabytkowymi. Mają one jednak pewną znaczącą zaletę, której pozbawiona jest większość oldtimerów - przy odrobinie cierpliwości, bez uszczerbku na zdrowiu można nimi jeździć na co dzień.
Przy wyborze takiego auta często znaczącą rolę odgrywa lokalny patriotyzm. Anglicy gustują w bentleyach i jaguarach, Włosi po dziś dzień zakochani są w fiacie 500 czy alfie romeo spider. Nawet Niemcy często wolą nieco przyciasne wnętrze klasycznego W116 niż najnowszą klasę S.
Jeszcze do niedawna Polacy nie mieli się na tym polu czym popisać. Poczciwe syrenki i warszawy szybko trafiły w ręce kolekcjonerów, ale użytkowanie ich w roli samochodu do codziennej jazdy to przy dzisiejszych warunkach drogowych koszmar. Niedzielna przejażdżka dostarczy niezapomnianych wrażeń, lecz by dojeżdżać nimi do pracy potrzeba dużo samozaparcia, pieniędzy i cierpliwości.
Okazuje się jednak, że po otwarciu się naszego rynku na import używanych samochodów z za zachodniej granicy do miana pierwszego polskiego youngtimera urasta pojazd, który do jeszcze niedawna był jedyną alternatywą dla szukających wygodnego środka transportu rodzin.
Właściciele mówią na niego "kant", ale większość przechodniów widzi w nim po prostu "dużego fiata" 125p.
Specjalnie dla Was postanowiliśmy zaopiekować się jednym z takich aut. Nasz wybór padł na stosunkowo rzadki egzemplarz. Rocznik '76, a więc samochód po modernizacji, która pozbawiła fiacika atrapy z "nierdzewki" z niespotykanym już niemal silnikiem o pojemności 1300 cm i mocy 65 KM.
Chcecie wiedzieć co z tego wyszło?
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że remont tak popularnego samochodu, jakim niewątpliwie jest 125p wykonać można na parkingu pod blokiem, a jego koszt zamyka się przeważnie w kwocie 100 zł. To prawda, ale wówczas mówić należy raczej o reanimacji, niż o remoncie. Jeśli chcemy by nasz fiacik wyglądał co najmniej tak dobrze, jak wtedy gdy opuszczał bramy zakładów na Żeraniu będziemy się musieli rozstać z grubszą gotówką.
Jak grubą? To zależy od naszych umiejętności i chęci. Na pewno wystarczyłoby na dobrze utrzymanego golfa, opla astre, czy mondeo serii pierwszej. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to więc raczej marny interes. Po co więc tracić czas i pieniądze, skoro zdecydowanie tańszym i wygodniejszym rozwiązaniem będzie kupno "normalnego" samochodu? Trudno to racjonalnie wytłumaczyć, ale amatorów spędzania wolnego czasu w garażu przybywa z dnia na dzień.
Bakcyla łapią głównie Ci, którzy w swoim dotychczasowym życiu mieli z tymi samochodami bliższe kontakty. Uczyli się na nich jeździć, "ciułali" na nie miesiącami, lub po prostu... tato miał takiego.
Od czego jednak zacząć, jeśli i nam udzieli się "kredensowa" atmosfera?
Najpierw należy rozpocząć zakrojone na szeroką skalę poszukiwania odpowiedniego egzemplarza.
Ale o tym już niebawem...