Dlaczego kochamy samochody PRL?

Wielka, niezgrabna skrzynia obudowy... Mały ekran... Niewyraźny, czarno-biały, migoczący obraz... Częste kłopoty z synchronizacją, przegrzewaniem się, psującymi się lampami, wypaleniem kineskopu... Marnej jakości dźwięk... Takie były w przeszłości telewizory. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach za nimi nie tęskni. Zupełnie inaczej jest w przypadku samochodów.

Każda wzmianka o syrenie, fiatach 126p i 125p, polonezie, wywołuje falę ciepłych komentarzy i zapewnień, że gdyby dzisiaj produkowano podobne pojazdy i sprzedawano je w przystępnej cenie, cieszyłyby się dużym zainteresowaniem klientów.

Jednym ze źródeł owego niegasnącego sentymentu jest niewątpliwie patriotyzm. Większość wymienionych wyżej samochodów była produktami licencyjnymi, dziełem obcej myśli technicznej, ale w powszechnym przekonaniu uchodzą za konstrukcje polskie, owoc pracy rodzimych inżynierów i robotników. Kojarzą się z czasami, gdy wedle obiegowej opinii mieliśmy naprawdę własny przemysł motoryzacyjny, ba - byliśmy, jak twierdziła peerelowska propaganda, "dziesiątą potęgą gospodarczą świata".

Jednak nie wszystko da się wyjaśnić poczuciem dumy narodowej. Równie ważne są doświadczenia indywidualne. Przedstawicielom starszego pokolenia dawne marki i modele samochodów przypominają młodość. To były najczęściej pierwsze auta w ich życiu. Wymarzone, zdobyte z najwyższym trudem, wypieszczone.

Reklama

Nowak syrenką jeździł na zakładową działkę, gdzie uprawiał pomidory i marchewkę, a przede wszystkim spotykał się z kolegami, dziś już nieżyjącymi. Ech, łza się w oku kręci... Kowalski fiatem 126p wiózł do szpitala żonę, rodzącą ich pierwszego syna. Ledwo zdążyli, ale jednak zdążyli... Malinowski po długich staraniach dostał wreszcie paszport i wybrał się na wyśniony Zachód. "Dużym" fiatem. Z drżącym sercem i bagażnikiem wypełnionym zabranymi na wszelki wypadek częściami zamiennymi i kanistrami z benzyną.

Wspomnienia tamtych wydarzeń pozostają wciąż żywe, a ilustrowane teksty na temat starych samochodów odgrywają rolę ich katalizatora.

Swoją pamięć mają też reprezentanci pokolenia średniego. Jest to pamięć szczęśliwego dzieciństwa, wycieczek za miasto na tylnym siedzeniu malucha, wakacyjnych wypraw po bałtycki jod na kanapie poloneza, z dumnym tatą za kierownicą. Było pięknie.

A najmłodsi? Cóż, w ich przypadku pochlebne opinie na temat motoryzacyjnych produktów z okresu Polski Ludowej są tym samym co wychwalanie samego, nieznanego osobiście, PRL. Przejawem kontestacji, braku akceptacji dla obecnych czasów z ich wszystkimi wadami.

A co z solennymi obietnicami zakupu hipotetycznie wskrzeszonych dawnych polskich modeli aut? Niestety, skończyłoby się na deklaracjach. Wystarczy, by ktoś, kto jeździ współcześnie produkowanym pojazdem przesiadł się na chwilę na przykład do fiata 126p. Szybko zacznie narzekać na ciasnotę, hałas, brak bagażnika, jakby nagle większe dziury w jezdniach. Na to, że auto nie chce przyspieszać ani hamować. I będzie dziwił się, że kiedyś on sam lub jego starzy potrafili "tym czymś" pojechać na dwutygodniowy urlop do Grecji. Stawiamy dolary przeciw orzechom, że po takiej próbie zamiast nowego malucha wybrałby jednak swój dziesięcioletni "złom".

Oczywiście można rzec, że odrodzone syrenki, "polskie" fiaty i polonezy musiałyby być samochodami unowocześnionymi, odpowiadającymi obecnie obowiązującym przepisom i trendom. Tylko co miałyby wtedy wspólnego, poza nazwą, ze wspominanymi z takim sentymentem protoplastami?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kochanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy