BMW tańsze niż jamnik!

Fanów BMW, poza wysokim poczuciem własnej wartości, łączy często niechęć do innych pojazdów.

Obiektami drwin i docinek stają się np. samochody z Italii, niemal na każdym forum sympatyków "bawarek" można przeczytać o tym, że "włoszczyzna sprawdza się tylko w zupie". Niewielu zafascynowanych techniką z Monachium młodzieńców zdaje sobie sprawę z tego, że marka będąca obiektem ich kultu nie przetrwałaby do dziś, gdyby nie Włosi...

Sytuacja BMW po II Wojnie Światowej była tragiczna. W 1944 roku obiekty firmy, która na potrzeby Wehrmachtu i Luftwaffe produkowała m.in. motocykle i silniki (niemal 50% kadry stanowili wówczas robotnicy przymusowi) poważnie ucierpiały w wyniku alianckiego bombardowania.

Reklama

Zaraz po wojnie BMW zajmowało się naprawą pojazdów armii amerykańskiej oraz wytwarzaniem części zamiennych i narzędzi rolniczych. Produkcję motocykli udało się wznowić dopiero w 1948 roku, ale czasy nie sprzyjały interesom. By przetrwać firma imała się różnych zajęć - w jej ofercie były m.in. aluminiowe garnki i blachy do ciast. W 1951 roku zaprezentowano pierwszy powojenny model samochodu. Auto oznaczone symbolem 501, wyposażone w sześciocylindrowy silnik, nie było jednak hitem sprzedaży. Zapaść gospodarcza sprawiła, że wielu obywateli mogło sobie pozwolić nawet na motocykl, a co dopiero luksusową limuzynę z paliwożernym silnikiem. Niemieckim inżynierom nie przeszkadzało to jednak w opracowaniu jeszcze większego, aluminiowego silnika V8, w który wyposażony został wprowadzony do produkcji w 1954 roku 502.

W owym czasie firma stała jednak na granicy bankructwa, popyt na motocykle wyraźnie zmalał. W ofercie BMW nie było żadnego pojazdu, który trafiałby w gusta (i kieszenie) przeciętnych obywateli. I wtedy właśnie zdarzył się cud...

Włoskie cudo

Szczęście uśmiechnęło się do BMW w 1954 roku, na salonie samochodowym w Genewie, gdzie niewielka włoska firma ISO prezentowała swój mikosamochód o nazwie isetta. Od premiery w Turynie minęło już wówczas dwa lata, ale poza Włochami projekt nie był znany. Niewielkie autko zdawało się być idealnym lekarstwem na kryzys. We wnętrzu, do którego wchodziło się drzwiami będącymi zarazem ścianą przednią, całkiem wygodnie mieściły się nawet trzy osoby. Napęd zapewniał tani w produkcji i utrzymaniu silnik z motocykla.

Zarząd BMW szybko podjął decyzję o zakupie licencji od ISO. Niemcy ochoczo zabrali się za przystosowywanie pojazdu do własnych potrzeb - zmodyfikowano nieco kształt nadwozia, oryginalny włoski silnik zastąpiła jednocylindrowa jednostka BMW o mocy 12 KM. Tak przygotowana BMW isetta trafiła na niemiecki rynek w 1955 roku i okazała się prawdziwym hitem. Tylko w pierwszym roku do właścicieli trafiło 12,911 egzemplarzy isetty.

Chociaż dziwaczny kształt i niespotykane rozwiązania techniczne mogły nieco odstraszać, nowe BMW zjednywało sobie klientów ceną i kosztami eksploatacji. Motocoupe - jak firma często określała swój produkt - wyceniono na 2860 marek zachodnioniemieckich. Oznaczało to, że przeciętny robotnik mógł pozwolić sobie na nową isettę po niecałym roku pracy. 95 marek (średnią robotniczą "tygodniówkę") kosztowało roczne ubezpieczenie, roczny podatek wynosił zaledwie 44 marki, czyli, jak często podkreślali przedstawiciele BMW, "mniej niż za jamnika".

Samochód sprzedawał się jak ciepłe bułeczki, a dzięki kilku sprawnym zabiegom marketingowym (m.in. zdjęcie z Elvisem Presleyem) szybko stał się pojazdem kultowym. Autko, które miało zapewnić namiastkę samochodu najbiedniejszym, awansowało do miana modnego gadżetu. W czasie największej popularności - w 1957 roku - firma wyprodukowała aż 40 tysięcy egzemplarzy z przeznaczeniem nie tylko na rynek niemiecki. Isettę eksportowano m.in. do Wielkiej Brytanii. Autko przetrwało w produkcji do 1962 roku, kiedy bogatsze społeczeństwa mogły już sobie pozwolić na pełnowymiarowe pojazdy. Łącznie wyprodukowano 161,728 egzemplarzy, dzięki którym firma z Bawarii przetrwała jeden z najtrudniejszych okresów w swojej historii.

Wraca nowe?

Wbrew wielu fanom, którzy chcieliby jak najszybciej zapomnieć o włoskim epizodzie, pracownicy BMW pamiętają, że isetta już raz podźwignęła firmę z kryzysu. W zeszłym roku bawarski producent stał się właścicielem marki I-Setta, pod którą BMW oferować miało niewielkie, przyjazne środowisku pojazdy miejskie. Chociaż wydawało się, że w ostatnim czasie entuzjazm dotyczący tego pomysłu nieco osłabł, w zachodnich mediach znów pojawiły się wzmianki o nowym wcieleniu włosko-niemieckiej legendy.

Spekulacje odżyły po zaprezentowaniu przez BMW koncepcyjnego pojazdu MCV stworzonego z myślą o ruchu miejskim. Auto ma mieć wykonane z kompozytów, wzmacnianych włóknem węglowym nadwozie i napęd elektryczny. Wielu ekspertów łączy ten pojazd z nową isettą - zgodnie z oficjalnymi informacjami - samochód, który trafić ma na rynek w 2013 roku nie będzie oferowany pod marką BMW. Taki scenariusz jest o tyle prawdopodobny, że w Internecie pojawiła się już strona z nagłówkiem "New I-Setta", zarejestrowana na nazwisko głównego projektanta BMW z Monachium.

Jeśli te informacje okażą się prawdą I-Setta będzie czwartą marką koncernu BMW. Obecnie w posiadaniu monachijskiej firmy znajdują się jeszcze Mini i Rolls Royce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: jamnik | silnik | firma | BMW
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy