W samochodach elektrycznych nie ma nic romantycznego. To czysty pragmatyzm

Europa pędzi w stronę elektryfikacji parku samochodów, bo za wszelką cenę chce wyprzedzić Stany Zjednoczone i Chiny. To nie jest romantyczna walka o środowisko. To pragmatyczna strategia gospodarcza.

W tych dwóch zdaniach kryją się odpowiedzi na wiele ważnych, aktualnych pytań motoryzacyjnych i okołomotoryzacyjnych:

  • Dlaczego Unia Europejska tak szybko chce przejść na model gospodarki zeroemisyjnej, skoro reszta świata wciąż będzie zatruwała powietrze, którym oddychamy?
  • Dlaczego elektryfikacja parku samochodów postępuje tak szybko? Dlaczego jest nam narzucana i to jeszcze w takim tempie?
  • Dlaczego nie ma odwrotu od samochodów elektrycznych?

Zdanie sobie sprawy z prawdziwych motywacji unijnych decydentów może być szokujące dla tych, którzy do tej pory łudzili się, że nadrzędnym argumentem do przestawienia unijnej gospodarki na zielone tory była troska o środowisko. Elektryfikacja samochodów to czysty pragmatyzm. Tempo tego procesu to wyraz przerażenia unijnych elit. To walka o to, by UE była trzecią osią globalnego porządku; by nie pełniła wasalnej roli względem Stanów Zjednoczonych lub Chin. Samochody elektryczne to namacalny (dla nas, zwykłych obywateli) wyraz wyścigu zbrojeń, który trwa w Europie. A że docelowo zyska na tym środowisko, to z punktu widzenia brukselskich gabinetów rzecz ważna, ale drugorzędna, choć jednocześnie to oficjalnie najważniejszy argument do wprowadzania natychmiastowych zmian.

Reklama

Czy to źle? Nie. Ta PR-owa polityka również jest podyktowana pragmatycznymi argumentami (co warte podkreślenia: opartymi na faktach, a nie wyssanymi z palca). Po prostu łatwiej wytłumaczyć ludziom, że muszą kupować samochody elektryczne, bo inaczej oni lub ich dzieci umrą na raka płuc, niż wyjaśniać, że BEV-y są jednym z narzędzi, które mają posłużyć do odbudowania globalnej pozycji Europy, utraconej w ostatnich latach. Jedno i drugie jest prawdą, ale kogo interesuje walka tocząca się na szczytach władzy? Niewielu. A kogo interesuje los jego dzieci? Prawie wszystkich. Stąd taki, a nie inny dobór argumentów w walce o serca i umysły Europejczyków w sprawie elektryfikacji aut.

Bez względu na pojawiające się w dyskusji o elektryfikacji argumenty jej zwolenników i przeciwników, niezaprzeczalnym faktem jest, że tkwienie przy gospodarce opartej na paliwach kopalnych to w dłuższej perspektywie dla UE samobójstwo i klimatyczne, i gospodarcze.

Europa dopiero się rozpędza

Udział samochodów elektrycznych (tylko auta BEV, czyli czysto elektryczne) w sprzedaży nowych aut na Starym Kontynencie (kraje UE, EFTA i Wielka Brytania) wyniósł w 2022 r. niecałe 15 proc. Co ciekawe, raptem trzy lata temu udział ten wynosił... 2 proc. Wyścig o elektryfikację floty wygrywamy z USA (nieco ponad 5 proc.), ale przegrywamy z Chinami (niespełna 20 proc.). Po 2025 r. to się jednak zmieni. Według szacunków ACEA około roku 2026 Europejczycy wyprzedzą Chińczyków, a w 2030 r. 7 na 10 nowych samochodów kupowanych w Europie będzie miało napęd elektryczny (70,7 proc.). W tym samym roku w Chinach udział BEV-ów w sprzedaży wyniesie 58,5 proc., a w USA - 44,8 proc. Do tego czasu na Starym Kontynencie przybędzie tysięcy punktów ładowania aut na prąd.

Jak Europa chce osiągnąć tak ambitne cele w tak krótkim czasie? Inwestując i zachęcając do inwestowania europejskich gigantów. Centralnym punktem europejskiej gospodarki były i są Niemcy. Mówiąc o motoryzacji i Niemczech, nie sposób nie wspomnieć o grupie Volkswagena, do której należą takie marki jak chociażby Audi, Porsche, Bentley, Lamborghini, Skoda, Seat i Cupra czy oczywiście Volkswagen. Ich przedstawiciele co jakiś czas zapowiadają, że w ich gamie modelowej za kilka lat będą znajdować się wyłącznie auta elektryczne. Przypadek grupy Volkswagena to modelowy przykład dynamicznych zmian, jakie zachodzą w polityce i strategii całej Unii Europejskiej.

Wracając do wspomnianych inwestycji i pozostając przy grupie Volkswagena: plan Niemców zakłada, że do 2026 roku wpompują 89 mld euro w inwestycje związane z elektromobilnością i cyfryzacją. Mówimy tylko o grupie Volkswagena.

Polska jeszcze w tyle, choć powoli wrzuca drugi bieg

Solc wie, co mówi. Wprowadzanie globalnej polityki marki w kraju, w którym elektromobilność można uznać za raczkującą, nie jest łatwym zadaniem. Według danych Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych Polska zamknęła 2022 rok wynikiem niespełna 65 tys. zarejestrowanych aut na prąd (tyle BEV-ów jeździ obecnie po polskich drogach) i ponad 2,5 tys. stacji ładowania, co przekłada się na ponad 5 tys. ogólnodostępnych punktów ładowania (stacje zwykle wyposażone są w więcej niż jeden punkt ładowania).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne | UE | Chiny | USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy