Szykuje się nowy podatek dla kierowców. Nawet 1000 zł rocznie od auta
Kierowcy samochodów elektrycznych w USA wkrótce mogą zostać obciążeni nową opłatą. Republikanie wysunęli propozycję wprowadzenia corocznego federalnego podatku rejestracyjnego w wysokości 250 dolarów dla każdego pojazdu bezemisyjnego. Nowa opłata ma wspierać finansowanie infrastruktury drogowej i energetycznej.

W skrócie
- Republikanie w USA proponują coroczny podatek rejestracyjny dla pojazdów elektrycznych wysokości 250 dolarów.
- Wprowadzenie nowego podatku spotyka się z podzielonymi reakcjami.
- Nowy podatek mógłby znacząco wpłynąć na Teslę i Elona Muska.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Wraz ze wzrostem popularności samochodów elektrycznych nasila się dyskusja o sposobach finansowania infrastruktury drogowej. Transformacja w kierunku elektromobilności okazuje się niemałym wyzwaniem dla budżetów państwowych. Problemem nie są tylko kosztowne modernizacje infrastrukturalne, ale głównie utrata wpływów z podatków paliwowych, które nie dotyczą użytkowników pojazdów elektrycznych.
Nic więc dziwnego, że coraz więcej państw zaczyna mieć dość obecnej sytuacji i opowiada się za wprowadzeniem dodatkowych podatków.
Przykładem jest ostatnia propozycja amerykańskiej Partii Republikańskiej - jej przedstawiciele zaproponowali wprowadzenie nowej, corocznej opłaty w wysokości 250 dolarów dla właścicieli aut elektrycznych. Miałaby ona zastąpić wcześniejszy plan wprowadzenia opłaty rejestracyjnej w wysokości 20 dolarów dla wszystkich pojazdów.
Podatek od samochodów elektrycznych obejmie wszystkie stany
Opodatkowanie samochodów elektrycznych w Stanach Zjednoczonych to temat, który pojawia się już od dłuższego czasu. W niektórych stanach takie rozwiązania już funkcjonują - na przykład w Teksasie kierowcy elektryków oprócz standardowej opłaty rejestracyjnej muszą uiścić dodatkowy, coroczny podatek w wysokości 200 dolarów. Floryda również ogłosiła podobne plany, natomiast w Wisconsin rozważa się alternatywne podejście - opodatkowanie procesu ładowania pojazdów elektrycznych, na wzór opłat przy zakupie paliwa dla aut spalinowych.
Proponowana przez Republikanów federalna opłata w wysokości 250 dolarów miałaby jednak charakter ogólnokrajowy i mogłaby stać się nowym standardem w polityce fiskalnej wobec elektromobilności.
Jak zauważają amerykańscy politycy, kierowcy pojazdów elektrycznych, z nielicznymi wyjątkami, do tej pory byli w dużej mierze zwolnieni z opłat, mimo że ich auta są znacznie cięższe od spalinowych odpowiedników, a więc w znacznie większym stopniu degradują drogi. Proponowana opłata ma więc wprowadzić większą równość w systemie podatkowym.
Projekt ustawy budzi sprzeciw zwolenników aut elektrycznych
Zwolennicy nowej opłaty argumentują, że wprowadzenie takiego rozwiązania zapewni bardziej sprawiedliwy podział kosztów utrzymania i rozwoju infrastruktury - właściciele pojazdów elektrycznych mieliby wreszcie w równym stopniu, co kierowcy aut spalinowych, dokładać się do finansowania dróg i sieci energetycznej.
Przeciwnicy twierdzą jednak, że to rozwiązanie karze osoby, które zdecydowały się na bardziej ekologiczny i energooszczędny środek transportu. Według nich nowe podatki mogą znacząco osłabić atrakcyjność zakupu samochodów elektrycznych, spowalniając tym samym proces odejścia od tradycyjnych pojazdów spalinowych.
Krytycy nowej opłaty zwracają również uwagę na różnice w zasadach jej naliczania. W przypadku tradycyjnego podatku paliwowego wysokość opłat zależy od faktycznego przebiegu - każdy kierowca płaci tyle, ile rzeczywiście korzysta z samochodu.
Tymczasem proponowana roczna, stała opłata dla właścicieli aut elektrycznych nie uwzględnia indywidualnego poziomu eksploatacji pojazdu. Zwolennicy elektromobilności argumentują, że bardziej sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby uzależnienie wysokości opłaty od parametrów technicznych samochodu oraz rzeczywistego zużycia energii.
Na republikańskim pomyśle najwięcej straci przyjaciel Donalda Trumpa
Niektórzy bardziej wnikliwi obserwatorzy zwracają uwagę na interesujący kontekst polityczny całej sprawy. Pomysł federalnego opodatkowania samochodów elektrycznych pochodzi bowiem od polityków Partii Republikańskiej, czyli tej związanej z Donaldem Trumpem. Tymczasem na amerykańskim rynku elektromobilności niepodzielnie króluje Tesla - firma należąca do Elona Muska, prywatnie jednego z najbliższych sojuszników obecnego prezydenta.
Według danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej, w ostatnich miesiącach aż 45 proc. wszystkich sprzedanych w USA aut elektrycznych stanowiły pojazdy Tesli.
Nietrudno więc zauważyć, że nowe regulacje podatkowe najmocniej uderzyłyby właśnie w Muska i jego firmę, która i bez tego zmaga się z poważnymi problemami rynkowymi.
Jak donosi agencja Reuters, w pierwszym kwartale 2025 roku, Tesla wypracowała zysk w wysokości 409 milionów, co stanowi spadek o 71 proc. w porównaniu do tego samego okresu w roku poprzednim. Co więcej, jeśli odliczyć zyski ze sprzedaży praw do emisji spalin, to na samej produkcji i sprzedaży samochodów Tesla zanotowała stratę rzędu 500 mln dolarów.
Zła sytuacja finansowa skłoniła Elona Muska do zapowiedzi drastycznego ograniczenia jego współpracy z administracją Donalda Trumpa, by skupić się na ratowaniu swojej firmy. Zachodni dziennikarze zwracają uwagę, że proponowana przez republikanów opłata za posiadanie samochodu elektrycznego może okazać się „gwoździem do trumny” zarówno dla Muska, jak i całej Tesli.