Amerykanie opodatkowują auta elektryczne. Kolejny stan ogranicza przywileje

Teksas oficjalnie wprowadził roczny podatek od samochodów elektrycznych. Gubernator Greg Abbott podpisał stosowną uchwałę, która wejdzie w życie 1 września 2023 roku. Opłata będzie większa niż początkowo zakładano.

Liczne przywileje i korzyści finansowe wynikające z posiadania samochodu elektrycznego powoli odchodzą do lamusa. Jak się bowiem okazuje, elektryczna transformacja generuje gigantyczne obciążenia dla państwowych budżetów. Nie chodzi jedynie o konieczność zakrojonych na ogromną skalę zmian w infrastrukturze. Problem dotyczy głównie wpływów z tytułu podatków zawartych w cenach paliw - a tych kierowcy elektryków nie generują.  

Koniec z przywilejami. Kierowcy elektryków zapłacą podatek

Nie dziwi zatem, że urzędnicy mają powoli dosyć tego stanu rzeczy i chcą wprowadzić podatki od samochodów elektrycznych. Podobnie jak w przypadku obecnie funkcjonującego podatku od paliw - mają one zasilić rozwój infrastruktury drogowej oraz energetycznej. Nad zmianami w przepisach od jakiegoś czasu dywagują już m.in. Szwajcaria, Wielka Brytania i Norwegia. Problem zauważyły także Stany Zjednoczone, a najlepszym przykładem może być Teksas, który właśnie uchwalił nowe prawo.

Reklama

Drugi największy stan w USA wprowadził podatek od samochodów elektrycznych. Podatek zresztą niemały, bo wynoszący 200 dolarów rocznie. To jednak nie wszystko - w momencie zakupu pojazdu bezemisyjnego, każdy nabywca będzie musiał zapłacić podatek początkowy w wysokości 400 dolarów.

Nowa uchwała wchodzi w życie z dniem 1 września 2023 roku. Odpowiednie dokumenty zostały już podpisane przez gubernatora Grega Abbotta. Wcześniej projekt ustawy został jednogłośnie przegłosowany przez wszystkich senatorów.

Nowe prawo wywołało sprzeciw fanów elektromobilności

Jak można się domyślić, nowe prawo nie do końca pasuje zwolennikom ogólnie pojętej elektryfikacji. Niedługo po przegłosowaniu uchwały, swój sprzeciw zgłosiły ugrupowania promujące sprzedaż samochodów elektrycznych.

Ich zdaniem opodatkowanie elektryków może negatywnie wpłynąć na opłacalność ich zakupu, a tym samym znacząco opóźnić "ekologiczną rewolucję". Rozwiązanie ma być ponadto nieprzemyślane i niesprawiedliwe. 200 dolarów będzie musiał bowiem płacić każdy właściciel samochodu elektrycznego, nieważne jak dużym i ciężkim pojazdem się on porusza.

Podczas jednej z ostatnich debat w senacie, niektórzy zaproponowali aktualizację uchwały. Chodzi o wprowadzenie nowego, wielopoziomowego systemu, który uwzględniałby inne stawki podatków, w zależności od posiadanego samochodu elektrycznego. Podobne rozwiązanie funkcjonuje m.in. w stanie Michigan. Na obecną chwilę propozycja została jednak odrzucona.

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy