Samochody elektryczne to zabójstwo dla producentów - uważa szef Stellantis
Oprac.: Michał Domański
Chociaż wydawało się, że producenci samochodów mówią już jednym głosem o konieczności jak najszybszej elektryfikacji, to pomału kolejni zaczynają się wyłamywać i przedstawiać zupełnie inne spojrzenie na ten problem.
Ostatnio na chwilę szczerości zdobył się Carlos Tavares, dyrektor zarządzający koncernu Stellantis. W wywiadzie dla Reutersa powiedział, że naciski na producentów, aby przyspieszyli elektryczną transformację, zagrażają jakości pojazdów oraz miejscom pracy. Podkreślał również, że koszty przechodzenia na elektromobilność znacznie wykraczają poza możliwości branży motoryzacyjnej.
Zdecydowano się wymusić na przemyśle motoryzacyjnym elektryfikację, która oznacza 50 proc. dodatkowych kosztów, w porównaniu do konwencjonalnych pojazdów. Nie ma możliwości przeniesienia tych 50 proc. na klienta końcowego, ponieważ większości przedstawicieli klasy średniej nie będzie na to stać.
Producenci mogą podwyższać ceny, zmniejszać swój zarobek na każdym aucie, ale w żaden sposób nie rozwiązuje to sytuacji. Przewodniczący związków zawodowych w Europie i Stanach Zjednoczonych już teraz ostrzegają przed zniknięciem dziesiątków tysięcy miejsc pracy.Tavares powiedział również otwarcie (coś oczywistego i uniwersalnego), że nowa technologia potrzebuje czasu, aby została odpowiednio dopracowana. Wprowadzanie jej przedwcześnie i na siłę nazwał kontrproduktywnym. Skutkuje to wieloma problemami, między innymi z jakością oferowanego produktu.
Trudno się z tym nie zgodzić. Przypomnijmy problem Chevroleta, który wstrzymał produkcję elektrycznych Boltów, ponieważ nie potrafi znaleźć przyczyny ich skłonności do samozapłonu. Samozapłony zmusiły także wiele niemieckich miast do wstrzymania się od korzystania z floty elektrycznych autobusów. Jako mniej drastyczny przykład wspomnijmy o fakcie, że chociaż współczesne elektryki mają już całkiem niezły zasięg, to ze względu na trwałość ogniw litowo-jonowych, zaleca się ładować je tylko do 80 proc. Powinno się także unikać rozładowania ich poniżej 20 proc. Jak również odwiedzania szybkich ładowarek... Których na przykład w Polsce jest jak na lekarstwo.Z samochodu elektrycznego można swobodnie korzystać już dzisiaj, ale mówienie, że każdy mógłby to dziś robić, jest sporą przesadą. Dobrze więc, że szefowe koncernów zaczynają mówić o tym otwarcie. Szkoda tylko, że choć Carlos Tavares zdobył się na taką szczerość, to nie zmieniło to faktu, że na przykład Opel (a więc jedna z marek koncernu Stellantis) już w 2028 roku będzie sprzedawał tylko elektryki.
***