Oficer dyżurny krakowskiej policji nie zna przepisów?

Ustawa o elektromobilności miała w założeniu promować samochody z napędem elektrycznym, między innymi poprzez nadanie ich właścicielom pewnych przywilejów. Okazuje się jednak, że jazda takim autem może być przyczyną wielu problemów i nieprzyjemności, również ze strony policji.

Samochody elektryczne są znacznie droższe od spalinowych, a do tego mają niewielki zasięg i wymagają poświęcenia sporo czasu, aby naładować baterie. Najlepiej więc sprawdzają się w mieście, gdzie są szczególnie pożądanym środkiem transportu z uwagi na to, że są ciche i nie emitują żadnych spalin.

Dlatego też, wśród zapisów w ustawie o elektromobilności, znalazły się między innymi takie, które mają ułatwiać jazdę autami elektrycznymi w mieście. Od 22 lutego 2018 roku można nimi poruszać się buspasami, a także parkować za darmo w strefach płatnego parkowania. Zdajemy sobie sprawę, że te przepisy dotyczą małej ilości osób i mało kto się nimi interesował, ale powinny się z nimi zaznajomić na przykład różne służby, jak chociażby policja. Okazuje się jednak, że ponad rok obowiązywania przepisów to za mało, aby sobie je przyswoić.

Reklama

W czerwcu zeszłego roku media obiegła historia kierowcy BMW i3, który został zatrzymany przez warszawską policję za poruszanie się buspasem. Okazało się, że policjanci uważali, że stosowne prawo jeszcze nie weszło, a po chwili rozmowy stwierdzili, że nawet jeśli weszło, to nie w Warszawie i dopiero samorząd musi zatwierdzić obowiązywanie na terenie danego miasta ustawy uchwalonej przez sejm. W wypowiedzi dla TVN24, przedstawiciel Komendy Stołecznej Policji tłumaczył, że: "początkowy etap wprowadzania przepisów mógł dezorientować niektóre osoby - zarówno po stronie kierowców, jak i policjantów, którzy te nowe przepisy musieli najpierw odpowiednio zinterpretować, albo, mówiąc po ludzku, przyswoić".

Niestety przekonaliśmy się, że ów proces "przyswajania" nadal trwa. Zaczęło się od kary za brak uiszczenia opłaty za parkowanie w strefie. Stosowny bloczek znaleźliśmy za wycieraczką Audi e-tron, które jest stuprocentowym "elektrykiem". No trudno, pozostało wystąpienie o anulowanie kary, jako niesłusznie naliczonej, i zostawianie za szybą kartki z napisem "To jest samochód elektryczny".

Kolejna sytuacja zdarzyła się niedługo po tej i była nieco mniej przyjemna. Zostaliśmy zatrzymani przez policję za jazdę buspasem, a funkcjonariusz, skądinąd bardzo sympatyczny, upierał się, że nie ma takich przepisów, które pozwalałyby nam na korzystanie z niego. Na nic się zdały tłumaczenia, powoływanie się na ustawę o elektromobilności oraz wskazywanie na przepisową naklejkę na szybie informującą, że nasz Jaguar I-Pace to samochód elektryczny. Wreszcie policjant skontaktował się z dyżurnym, który potwierdził, że słyszał o takich przepisach, ale że one przecież jeszcze nie obowiązują. Nie otrzymaliśmy mandatu tylko dlatego, że policjant, który nas zatrzymał... nie miał przy sobie bloczka z mandatami.

O skomentowanie całej sytuacji poprosiliśmy rzecznika krakowskiej policji, mł. insp. Sebastiana Glenia, który jednoznacznie potwierdził, że to my mieliśmy rację:

"W Krakowie po buspasach można jeździć także "pojazdem elektrycznym", którym w rozumieniu ustawy jest pojazd samochodowy wykorzystujący do napędu wyłącznie energię elektryczną akumulowaną przez podłączenie do zewnętrznego źródła zasilania.  Definicję  pojazdu elektrycznego i opisane uprawnienie wprowadziła Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych z dnia 11 stycznia 2018 r.

Zarządcy dróg nie muszą uwzględniać tego rodzaju pojazdu na informacyjnych znakach drogowych  D-11, D-12,  na których zwykle wskazuje się inne pojazdy oprócz autobusów uprawnione do poruszania się buspasami. Ruch pojazdów elektrycznych po buspasach wynika bowiem z mocy ustawy a nie decyzji zarządcy drogi. Jednak zarządca drogi - zgodnie z podaną ustawą  - może uzależnić poruszanie się pojazdów elektrycznych po buspasach od liczby osób poruszających się tymi pojazdami."

Nasze rozmowy z kilkoma właścicielami samochodów elektrycznych potwierdzają, że wcale nie mieliśmy pecha. Policjanci (a przynajmniej ich część) nadal jest na etapie "przyswajania" przepisów - zatrzymują kierowców aut elektrycznych i grożą im mandatami za jazdę buspasem. Osoby sprawdzające opłaty za parkowanie w strefie również nie zadają sobie trudu, aby sprawdzić, czy dane auto nie jest przypadkiem elektryczne, o czym informuje naklejka na szybie. A może nawet nie wiedzą, że od ponad roku powinni zwracać uwagę na takie rzeczy?

Na koniec warto wspomnieć jeszcze o innych uczestnikach ruchu, którym też nie podoba się, że korzystamy z buspasów. Zdarza się machanie, trąbienie, mruganie światłami, szczególnie ze strony taksówkarzy. Z kolei motocykliści czasem zagadują, że chyba jedziemy złym pasem, a na tłumaczenie, że dobrym bo to auto elektryczne, spoglądają nierozumiejącym wzrokiem.

Jak długo potrwa jeszcze ten stan rzeczy? Trudno powiedzieć, ale jest szansa na przełom od początku przyszłego roku. Wtedy autom elektrycznym będą wydawane tablice rejestracyjne z zielonym tłem, dzięki czemu będzie je można rozpoznać z daleka. Nie znaczy to oczywiście, że nagle służby oraz inni uczestnicy ruchu zaznajomią się z ustawą o elektromobilności, ale może przynajmniej zainteresują się o co chodzi z tymi nowymi tablicami.

Istnieje jeszcze jedna możliwość - samorządy mogą wprowadzić dodatkowe regulacje, na przykład wskazując ilość osób, które muszą podróżować autem, aby można było korzystać z buspasa. W Krakowie na przykład pojawił się pomysł, aby minimum wynosiło... dziewięć osób. Założeniem jest oczywiście uniknięcie sytuacji, w której ta garstka aut elektrycznych, które są zarejestrowane w Krakowie, nie tworzyła korków na buspasach.

Tak czy inaczej, czasu na przyswojenie nowych przepisów jest coraz mniej. Ustawa o elektromobilności przewiduje przywileje dla kierowców aut elektrycznych tylko do końca 2025 roku.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy