Czarne chmury nad autami na prąd. Producenci muszą je odkupić albo płacić
Do znanych już problemów z wysokimi cenami samochodów elektrycznych i załamującym się popytem, dołączają kolejne. Tym razem chodzi o zaskakująco duży spadek wartości aut bateryjnych. Problem robi się poważny, bo dotyczy nie tylko osób prywatnych, ale również firm operujących wielkimi flotami.
Koniec programów dopłat, rosnąca chińska konkurencja, a także nowa polityka cenowa Tesli wstrząsnęły rynkiem samochodów elektrycznych. A na horyzoncie widać kolejne problemy.
Spadające ceny nowych aut na prąd oraz obawy kupujących auta używane dotyczące stanu baterii powodują, że ceny aut elektrycznych na rynku wtórnym spadają znacznie szybciej niż oczekiwano. A to z kolei odbija się na kondycji finansowej m.in. firm leasingowych, które w ofercie mają auta na prąd.
W efekcie potentaci na rynku leasingu zaczęli naciskać na producentów, by ci pokryli część strat spowodowanych gwałtownym spadkiem wartości samochodów elektrycznych. Co więcej, producenci podeszli do tych żądań ze zrozumieniem. Jak poinformował dyrektor generalny największego europejskiego leasingodawcy, firmy Societe Generale Ayvens, Tim Albersten, firma otrzymała już rekompensaty od kilku producentów samochodów.
Ayvens powstał w 2022 roku z połączenia firm LeasePlan i ALD Automotive i ma w swojej flocie ponad pół miliona aut elektrycznych.
Innym krokiem, jakie podejmują firmy leasingowe, jest podpisywanie umów z producentami samochodów, które gwarantują odkup aut używanych po z góry ustalonej cenie.
Leasing polega na tym, że użytkownik samochodu spłaca w ratach jego przewidywany spadek wartości (amortyzację). Jeśli jednak auto traci na wartości więcej niż zakładano, to firma leasingowa zamiast zarabiać, zaczyna tracić na każdym aucie. Gdy tych samochodów ma dużo, to pojawia się poważny problem.
Jednak problemy ze spadkiem wartości dotykają nie tylko firmy leasingowe, ale również wypożyczalnie samochodów. W efekcie odwróciły się one od aut elektrycznych. W ostatnich miesiącach Hertz i Sixt ogłosiły, że rezygnują z planowanych zakupów aut bateryjnych, by zmniejszyć ich udział we flocie. Tylko w przypadku Hertza chodzi o 20 tysięcy samochodów.
Trzeba też zdawać sobie sprawę, że to właśnie firmy odpowiadają za zdecydowaną większość zakupów nowych samochodów w Europie, niezależnie od napędu. W zeszłym roku 2/3 niemieckiego rynku (66 proc.) to zakupy flotowe, w Polsce wartość ta przekracza już 70 proc. Problemów nie można więc bagatelizować.
Gwałtowne problemy na rynku samochodów elektrycznych zaczęły się w zeszłym roku. Kończące się programy dopłat spowodowały, że popyt na auta bateryjne, nie tylko rósł wolniej niż oczekiwano, ale wręcz zaczął spadać. To skłoniło Teslę, która jest potentatem na rynku aut bateryjnych, do zastosowania agresywnej polityki cenowej. Na serię obniżek cen nowych aut bateryjnych nie mogli pozostać obojętni pozostali producenci. A to wszystko wpłynęło na wartość rezydualną aut używanych.
Trzeba przy tym pamiętać, że producenci samochodów muszą sprzedawać samochody elektryczne, które przy zerowej emisji CO2, obniżają średnią emisję całego producenta. Obecnie produkowane auta spalinowe nie są w stanie spełnić wyśrubowanych norm narzuconych przez Unię Europejską i producenci samochodów mają dwa wyjścia - albo równoważyć sprzedaż aut spalinowych autami elektrycznymi, albo płacić wysokie kary, które i tak ostatecznie przerzucane są na kupującego - to dlatego w ostatnich latach ceny samochodów spalinowych tak bardzo poszły w górę.
Wyjścia z tego błędnego koła na razie nie widać, a nawarstwiające się problemy rynku samochodów elektrycznych będą nadal odbijać się na cenach samochodów spalinowych.