Chcieli promować elektromobilność, musieli robić postoje co 158 km
We francuskim Cannes trwają właśnie Międzynarodowe Targi Nieruchomości i Inwestycji MIPIM. Imprezę odwiedziła delegacja Polskiej Izby Rozwoju Elektromobilności (PIRE). By udowodnić, że samochody elektryczne nie ustępują swoim spalinowym odpowiednikom, przedstawiciele PIRE pojechali do Francji elektrykiem. Co z tego wyszło?
Polska Izba Rozwoju Elektromobilności (PIRE) to organizacja skupiająca firmy i instytucje działające na rzecz promocji elektromobilności. "Naszym celem jest budowanie realnej elekromobilności" - czytamy na stronach internetowych PIRE.
W jaki sposób przebiegała podróż do Cannes i ile czasu zajęło ładowanie samochodu?
Entuzjaści elektromobilności nie chwalą się, jaki samochód towarzyszył im w liczącej blisko trzy tysiące km podróży. Zauważają jednak, że:
W ramach relacji ze swojego wyjazdu do Cannes PIRE opublikowało zestawienie dotyczące ładowania. Wynika z niego, że w sumie auto odwiedziło aż 19 stacji ładowania, na których spędziło blisko 770 minut. Uśredniając, jedna wizyta na ładowarce trwała około 40 minut, a podróż w jedną stronę wymagała 8 takich przystanków. Oznacza to, że ze wspomnianych 19 godzin w trasie (w jedną stronę) przerwy na ładowanie pochłonęły około 6 godzin i 30 minut.
Oczywiście, przerwa na tankowanie - zwłaszcza w przypadku stacji zlokalizowanych przy autostradach - również skończyć się może półgodzinnym postojem. Trudno jednak polemizować z faktem, że najtańszym nawet samochodem benzynowym podróż w jedną stronę wymagałaby maksymalnie trzech przystanków. W przypadku diesla trzy wizyty na stacji benzynowej pozwoliłyby pokonać cały liczący około 3 tys. km dystans
Z wyprawy PIRE nie ma się co śmieszkować. W gruncie rzeczy to dobrze, że ludzie, którzy odpowiadać mają za promocję elektromobilności zyskują tego rodzaju doświadczenia. Być może właśnie dzięki nim również w Polsce uda się wreszcie stworzyć infrastrukturę do ładowania elektryków o odpowiedniej mocy i zagęszczeniu. Z danych PIRE wynika bowiem, że w drodze do Cannes i z powrotem jedno ładowanie wypadało średnio co... 158 km.
Ostatecznie trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że eksperyment PIRE zamiast zachęcić do przesiadania się na elektryki, wykazał raczej, jak wiele wyzwań czeka jeszcze przed motoryzacją i szeroko pojętym transportem drogowym.
W tym miejscu warto przypomnieć eksperyment, jakiego podjęła się niedawno szwajcarska firma transportowa Krummen Kerzers. Elektryczne Volvo FG Electric pojechało ze Szwajcarii do Hiszpanii, skąd wróciło z ładunkiem 20 ton pomarańczy. Trasa wiodła z Zurychu do położonego koło Walencji Canals i z powrotem. W sumie Volvo FG Electric, pokonało 3000 km.
Już sam fakt pokonania tego odcinka przez elektryczną ciężarówkę uznać można za ogromny sukces. Przewoźnik przyznał jednak, że przejazd wymagał intensywnego planowana, był o jeden dzień dłuższy niż gdyby odbywał się samochodem spalinowym (a doliczając przerwę tygodniową, wyszłyby dwa dni) oraz kosztował więcej niż przejazd dieslem (nie podano przy tym dokładnych danych).
Pominięto z kolei fakt, że ciężarówka przewiozła 20 ton pomarańczy, podczas gdy samochód spalinowy dostarczyłby ładunek o 4 tony (a więc niebagatelne 20 proc.) cięższy. Dopuszczalna masa całkowita (DMC) zestawu ciągnik-naczepa nie może bowiem przekroczyć 40 ton, a ciągnik elektryczny, ze względu na akumulator, jest cięższy od spalinowego.
Po stronie plusów zapisano natomiast sam fakt, że trasę udało się pokonać oraz, że nie wyemitowano do atmosfery około 3 ton CO2.
***