Tesla Model S kontra Toyota Mirai - dwie wizje przyszłości

Światowa emisja dwutlenku węgla bije kolejne rekordy. Jeszcze nigdy w historii ludzkości nie emitowaliśmy do atmosfery tak wielu zanieczyszczeń. Oprócz ciężkiego przemysłu, podtruwa nas transport drogowy. Właśnie dlatego w ostatnich latach pojawiły się samochody, które zrewolucjonizowały motoryzację. Chyba nikt nie ma już wątpliwości, że napęd elektryczny jest jej przyszłością. Oto dwa różne rozwiązania jednego problemu: Tesla Model S i Toyota Mirai.

Problemem zaś jest uzależnienie naszej cywilizacji od paliw kopalnych i przywiązanie do nieekologicznych metod wytwarzania i konsumowania energii. Pierwszym krokiem na długiej drodze do budowania lepszych, czyli oszczędniejszych, wygodniejszych i cichszych, ale też szybszych samochodów były konstrukcje hybrydowe.

Tu zdecydowanym liderem jest Toyota, która już w 1997 roku wprowadziła do seryjnej produkcji swoją pierwszą hybrydę - dobrze nam znanego Priusa, który potrafi spalić zaledwie 2,8 l/100 km i to nie w laboratorium, ale na drogach publicznych.  

Reklama

Kolejnym, milowym krokiem w motoryzacyjnej ewolucji była Toyota Mirai, pierwszy seryjny samochód z napędem wodorowym. Jurorzy konkursu World Car of The Year nazwali ją najważniejszym autem 2015 roku, przyznając temu modelowi tytuł World Green Car of The Year. To samochód, który wprowadza nas w nową epokę.

Podobieństwa, które łączą oba projekty to napęd elektryczny. Zarówno Tesla Model S, jak i Toyota Mirai korzystają z najprostszych w świecie jednostek, nieporównywalnie lżejszych od silników spalinowych. Na tym podobieństwa się kończą, bo całkiem inaczej rozwiązano w tych autach problem dostarczania energii elektrycznej do silnika.

Tesla Model S ma litowo-jonowe akumulatory, w których magazynowana jest energia pozwalająca pokonać od 300 do 500 km na jednym ładowaniu, które w przypadku domowego gniazdka trwa ok. 8 h. Czas ten można skrócić o połowę, korzystając z silniejszych źródeł zasilania.

W przypadku tzw. superchargerów jest to ok. 45 min. Problem w tym, że w Polsce jest tylko jedna taka stacja, w okolicach Wrocławia. Do końca roku może ich powstać w sumie 7 - w okolicach Trójmiasta, Katowic, Łodzi, Białegostoku i Rzeszowa. Na liście nie ma Warszawy, bo chodzi tu tylko o zapewnienie korytarzy transportowych właścicielom Tesli z zachodniej Europy. W Polsce jest ok. 20 takich samochodów, najbliższy autoryzowany salon i serwis jest w Berlinie.

W konkurencji tankowania i ładowania wygrywa jednak Toyota Mirai, której dwa zbiorniki można wypełnić wodorem w ciągu ok. 3 minut, a jedno tankowanie pozwala na pokonanie dystansu od 550 do nawet 750 km. Stacje tankowania wodoru powstaną również w Polsce. Pierwsze dwie zostaną otwarte w ciągu 2 lat, a z czasem ich sieć obejmie największe i najważniejsze miasta w całym kraju, w tym Warszawę, Poznań, Białystok, Szczecin, Łódź, Trójmiasto, Katowice, Wrocław i Kraków.

Pod względem osiągów szala przechyla się na stronę Tesli S, która - w zależności od wersji - może przyspieszać do setki nawet w 3 sekundy i rozpędzać się do 250 km/h.

Prędkość maksymalna Toyoty Mirai to 178 km/h, przyspieszenie do 100 km/h zajmuje 9,6 s. Silnik elektryczny ma moc zaledwie 154 KM i maksymalny moment 335 Nm - wobec 400, a nawet 500 KM w Tesli, przy maksymalnym momencie od 500 do prawie 1000 Nm.

To jednak nie jest dziełem przypadku. Zastosowana w Toyocie Mirai przetwornica zwiększa uzyskane z ogniw napięcie do 650 V, co pozwoliło zredukować ich liczbę, zmniejszyć masę auta i pozostawić do dyspozycji duży bagażnik i przestronne wnętrze. Wysokonapięciowy akumulator o dużej pojemności pozwala gromadzić energię podczas hamowania, by użyć jej do wspomagania silnika elektrycznego w momencie przyspieszania.

Tesla S broni się argumentem w postaci aż dwóch bagażników - z tyłu i z przodu pojazdu -oraz największym dotykowym ekranem, jaki kiedykolwiek zamontowano w seryjnym samochodzie (17 cali). Przegrywa jednak w kategorii ceny. Za nowy egzemplarz zapłacimy od co najmniej 300 do 400 tys. zł. Dodajmy, że to dolna granica. Tymczasem Toyota Mirai kosztuje ok. 280 000 zł i jest oferowana w leasingu.

Podstawową różnicą w stosunku do wszystkich innych samochodów, napędzanych silnikiem elektrycznym jest sposób wytwarzania prądu. W Toyocie Mirai powstaje na skutek reakcji wodoru z tlenem w ogniwach paliwowych, co eliminuje konieczność dźwigania na pokładzie auta wielkich i ciężkich akumulatorów. Tak udało się pokonać największy problem, jakim była niska efektywność akumulatorów w samochodach elektrycznych, a jednocześnie wyeliminować silnik spalinowy. W dodatku wodór można pozyskać w sposób ekologiczny - np. z wykorzystaniem energii wiatrowej. Łatwiej i taniej go magazynować, niż prąd.

Śladami Toyoty idą kolejne marki, np. Hyundai i BMW. Japoński koncern zachęca producentów aut do wdrożenia technologii wodorowej, udostępniając im własne patenty. Gdy na rynku przybędzie modeli z napędem wodorowym i stacji, spadną zarówno ceny tych aut, jak i wodoru.

Które z tych rozwiązań okaże się prawdziwym samochodem przyszłości? Czy zwycięży szaleńcza odwaga Elona Muska, czy lata doświadczeń Akio Toyody? Czas pokaże. Bez wątpienia już dziś można powiedzieć, że samochody takie jak Tesla Model S, Toyota Mirai czy Prius są punktami zwrotnymi w historii motoryzacji.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy