Porsche 911 turbo S "w uznaniu za 16 lat pracy"

11 lutego 2000 r. rozpoczęła działalność INTERIA.PL. Dokładnie w szesnastą rocznicę tego wydarzenia do naszej redakcji zawitało porsche 911 turbo S. Zbieg owych okoliczności stał się inspiracją żartu - sfabrykowaliśmy fotografię, sugerującą, że błękitna "turbawka" jest nagrodą za długoletnią, wytrwałą i owocną pracę dla szefa serwisów motoryzacyjnych portalu. Postaraliśmy się także o odpowiednią zmianę rejestracji auta. Zdjęcie zostało opublikowane i... posypały się gratulacje.

Odnieśliśmy jednak wrażenie, że wiele z nich jest podszytych ironią, wynikającą z niewiary, że jakikolwiek pracodawca w Polsce mógłby zdobyć się na podobnie wielkopański gest. Tymczasem, jeżeli się dobrze zastanowić, porsche 911 jako kandydat na pojazd służbowy ma mnóstwo atutów...    

Zacznijmy od oczywistej oczywistości, czyli wpływu takiego wyboru na prestiż i wizerunek firmy. Już sam fakt flotowego zakupu kilku czy kilkunastu "dziewięćsetjedenastek" wywołałby rozgłos i wzbudziłby zainteresowanie nie tylko branżowych mediów. Efekt PR - murowany. A potraficie sobie wyobrazić miny konkurencji na widok zajeżdżającej przed biuro superfury dyskretnie oklejonej firmowym logo?

Reklama

Stanowiący ewenement na skalę kraju park samochodowy jednoznacznie identyfikowałby właścicieli. Nie trzeba byłoby nawet wymieniać nazwy przedsiębiorstwa, wystarczyłoby napomknąć, że to "ci od 911".

Obietnica wozu z półki z napisem "kultowe samochody sportowe" znakomicie ułatwiałaby politykę kadrową. Drobna wzmianka w ogłoszeniu rekrutacyjnym, napomykająca, że "obok atrakcyjnego wynagrodzenia, możliwości rozwoju zawodowego i pracy w młodym, dynamicznym zespole, oferujemy służbowe porsche 911", sprawiłaby, iż chętni do pracy waliliby drzwiami i oknami. Nic, tylko wybierać i przebierać...

911 byłoby mocnym punktem wewnętrznych programów lojalnościowych. Wizja utraty auta, będącego przedmiotem westchnień tysięcy fanów motoryzacji, skutecznie niweczyłaby w zarodku wszelkie pomysły zmiany roboty. Podobną rolę odgrywałby ten samochód w kreśleniu indywidualnych ścieżek kariery. Perspektywa awansu i związanej z nim przesiadki ze skody fabii czy forda focusa do szpanerskiego porszaka działałaby motywująco i mobilizująco.

Po dniach spędzonych za kierownicą porsche 911 turbo S dostrzegamy inne jego atuty jako pojazdu służbowego. Do tego wozu trudno wsiąść i z niego wysiąść, zwłaszcza osobom o ponadprzeciętnych gabarytach (autor, właściciel 911 in spe ma 190 cm). Zmusza to użytkownika, czyli w tym przypadku pracownika, do nieustającej dbałości o sprawność fizyczną i do zachowania zdrowej diety. A to przydaje się również w innych okolicznościach związanych z zatrudnieniem.

911 to zdecydowanie tzw. driver car, czyli samochód kierowcy (no, może jeszcze siedzącego obok niego pasażera). Ciasnota na tylnych fotelach, niewielka, w porównaniu z kombi segmentu D, pojemność bagażnika pomagają walczyć z przekleństwem zarządców flot, czyli nadużywaniem pojazdów służbowych do celów prywatnych. Takie auto nie nadaje się do dalekich rodzinnych wyjazdów urlopowych, wożenia teściowej na działkę, transportu szafy dwójki itp.

Koniec ze spóźnieniami. "Chłopie, masz pod maską 580 koni, tryb Sport Plus, overboost, Sport Response, układ podnoszenia przedniej osi, PASM, PDCC, PCCB, PCM, dostałeś furę, która przyspiesza do setki w 2,9 sekundy, a jak dociśniesz, zobaczysz na budziku 330 kilometrów na godzinę, i ty mi mówisz, że nie zdążyłeś dojechać na spotkanie!?"

Porsche 911 przoduje w rankingach niezawodności, niewiele traci na wartości z biegiem czasu, więc nawet jeżeli po paru latach przejdzie w ręce innego pracownika, to z pewnością nie będzie on miał poczucia obciachu, że nie jeździ funkiel-nówką.        

Jasne, "dziewięćsetjedenastka" nie należy do samochodów tanich. Jak wynika z oficjalnej specyfikacji, testowane przez nas turbo S w kolorze Miami Blue (dopłata w wysokości 13 651 zł) kosztuje, wraz wyposażeniem dodatkowym, 1 114 758 zł. Powtórzmy, żeby nie było nieporozumień przy kasie: milion sto czternaście tysięcy siedemset pięćdziesiąt osiem złotych polskich. Owszem, to trochę drogo, ale są też tańsze opcje - cennik modelu (porsche carrera) zaczyna się od niespełna pół miliona pe-el-enów. Zresztą wciąż słyszymy o konieczności inwestowania w kapitał ludzki. No to inwestujcie! 

"W uznaniu za 16 lat pracy - wdzięczny zarząd"... Kto pierwszy się na coś takiego odważy?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama