Ofensywa Mitsubishi. Niestety, nie w Europie
Sześć nowych modeli i zwiększenie sprzedaży o 30 proc - tak w skrócie streścić można nowe plany Mitsubishi na najbliższe trzy lata.
Marka, która weszła ostatnio w skład sojuszu Renault-Nissan-Mitsubishi chce przede wszystkim odzyskać zaufanie klientów. Wizerunek japońskiego producenta nadszarpnęła niedawna afera dotycząca fałszowania rzeczywistych wyników zużycia paliwa części modeli sprzedawanych głównie na japońskim rynku.
Za trzy lata Japończycy chcą sprzedawać co najmniej 1,3 mln samochodów rocznie. Koncern planuje też zwiększyć zysk operacyjny do 6 proc. (z 0,3 proc w 2016 roku) i osiągnąć przychody na poziomie 2,5 bln jenów (ok 22,3 mld dolarów).
W wyścigu po nowych klientów pomóc ma znaczne zwiększenie inwestycji. Roczne nakłady inwestycyjne wzrosnąć mają aż o 60 proc. i - w 2019 roku - osiągnąć pułap 137 mld jenów. Producent stawia też na badania i rozwój przeznaczając na ten cel o 50 proc. więcej środków. W sumie, w nadchodzących trzech latach, inwestycje pochłonąć mają około 600 mld jenów.
Plany przewidują wprowadzenie do sprzedaży aż 11 nowych pojazdów, z których sześć ma być zupełnie nowymi konstrukcjami, a pięć już obecnymi po poważnych modernizacjach. Firma - w dalszym ciągu - skupiać się będzie na hybrydach typu PHEV. Do 2020 roku na rynku pojawić ma się też w pełni elektryczny pojazd segmentu Kei Car. Rynki o strategicznym znaczeniu to obecnie: Japonia, USA i Chiny. Ambitne plany zakładają m.in. podwojenie liczby dealerów Mitsubishi w Kraju Środka.
Mitsubishi planuje też znaczną redukcję kosztów. Zdaniem firmowych analityków, dzięki połączeniu sił z działami badań i rozwoju Nissana i Renault, przez trzy lata uda się zaoszczędzić nawet 100 mld jenów.
Z komunikatu japońskiej firmy jasno wynika, że rynku europejskie nie będą priorytetem Mitsubishi. Ten rejon mają zagospodarować Renault i Nissan.