Nówka za 7 tys. zł. Stać cię?

Miało być cudownie, przyszłość rysowała się w różowych barwach. Po premierze modelu nano wszystkie światowe media rozpisywały się o "najtańszym aucie świata", marketingowego sukcesu zazdrościli Hindusom wszyscy samochodowi spece od public relations.

10 stycznia miną równe dwa lata od premiery produkcyjnej wersji autka, którym zachwyciły się wszystkie możliwe media. Jak obecnie kształtuje się jego sprzedaż?

Początkowo przedstawiciele firmy Tata mówić mogli o ogromnym sukcesie. W zaledwie w trzy tygodnie od wprowadzenia do sprzedaży Hindusom udało się zebrać niemal pół miliona zamówień. By sprostać takiemu zapotrzebowaniu zarząd koncernu postanowił zbudować nową fabrykę, w której powstawałoby auto. W tym miejscu zaczęło się jednak pasmo niepowodzeń, które prześladuje model nano do dziś .

Małe auto - duże fatum

Lokalizacja inwestycji wzbudziła liczne protesty rolników z Bengalu Zachodniego, gdzie fabryka miała się mieścić. Sporu nie udało się rozwiązać i już po rozpoczęciu prac budowlanych zarząd Taty podjął decyzję o zmianie lokalizacji. Ostatecznie zakład produkujący nano postanowiono uruchomić w innym miejscu, w okolicach miejscowości Ahmedabab.

Reklama

Gdy w końcu udało się rozwiązać problem lokalizacji fabryki, pojawił się nowy, tym razem związany bezpośrednio z pojazdami. Na ulicach indyjskich miast spłonęło kilka świeżo wyprodukowanych samochodów. Jeden z egzemplarzy zapalił się w zaledwie 45 minut po wyjechaniu z salonu. Sprawą szybko zainteresowały się lokalne media, czego wynikiem było utworzenie w Indiach specjalnej komisji, która miała zbadać tego typu przypadki.

Chociaż Tata szybko poradziła sobie z problemem (najprawdopodobniej wynikał on z niedbałego montażu elementów układu paliwowego) zaufanie do konstrukcji zostało mocno nadwątlone.

Cena niska, ale zbyt wysoka

Jakby tego było mało, okazuje się, że pojazd, którego ceny zaczynają się od 100 tysięcy rupii (w przeliczeniu około 7 tys. złotych), dla przeciętnego obywatela Indii wciąż jest zdecydowanie za drogi. W listopadzie, w stosunku do poprzedniego roku sprzedaż modelu nano na rynku indyjskim spadła aż o 85 procent. Taka sytuacja to wynik światowego kryzysu ekonomicznego, który dotknął również Indie.

Zdecydowana większość sprzedanych dotychczas nano kupowana była na kredyt, niestety zaostrzające się wymogi dotyczące przyznawania pożyczek mocno odcisnęły się na wynikach firmy.

Kredyt na problemy?

By przeciwstawić się zapaści Tata ogłosiła niedawno, że planuje zaoferować klientom pomoc w finansowaniu nano. Firma chce wyręczyć banki w kredytowaniu pojazdów. Przedstawiciele Taty pracują nad wprowadzeniem systemu szybkich, rozpatrywanych w 48 godzin, pożyczek na zakup auta, przy czym klient mógłby wziąć kredyt nawet na 90 procent wartości pojazdu.

Firma za wszelką cenę stara się również zatrzeć niekorzystne wrażenie spowodowane serią pożarów. Za jedynie 99 rupii (ok. 5 zł) miesięcznie Hindusi oferują przedłużenie gwarancji na okres czterech lat.

Na rynku indyjskim podstawowa wersja nano wyposażona jest bardzo skromnie. Bazowy model oferuje jedynie: wskaźnik poziomu paliwa z kontrolką rezerwy, zagłówki przednich foteli, daszki przeciwsłoneczne, składaną tylną kanapę i trzecie światło stopu. W bogatszych wersjach - za około 9 tys. zł - producent oferuje dodatkowo zagłówki tylnej kanapy, regulację fotela pasażera i wspomaganie hamulców.

Auto wyposażone jest w dwucylindrowy silnik o pojemności 0,6 l i mocy 33 KM. Osiągi zbliżone są do naszego rodzimego "malucha" 126p - prędkość maksymalna nieznacznie przekracza 100 km/h.

Tata zamierza również wprowadzić nano na rynki europejskie. Wymagania stawiane przez klientów na Starym Kontynencie są jednak wyższe. Auto musi przejść testy zderzeniowe i mieć bogatsze wyposażenie. Niewykluczone jednak, że europejska wersja może kosztować około 20 tysięcy zł.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy