Miłość od pierwszego... spojrzenia. Monika właśnie tak zakochała się w Yarisie
Toyota Yaris ma już 20 lat. Jest modelem, z którym praktycznie całe swoje dorosłe życie związała pani Monika, mieszkanka Krakowa. Wysłuchaliśmy jej opowieści...
- Nasza znajomość, która z czasem zamieniła się w zażyłość i przyjaźń, zaczęła się jeszcze w czasach, gdy byłam studentką. Zapisałam się na kurs prawa jazdy. Szkoła, z której usług korzystałam, wymieniła niedawno swój park samochodowy, kupując kilkanaście Toyot Yaris. Samochód stanowił wówczas nowość i... od razu mi się spodobał. A ponieważ miły i wyrozumiały był również instruktor, a i ja nie okazałam się jakąś ostatnią ofermą, więc do egzaminu przystąpiłam na luzie. Zwłaszcza, że miałam zdawać właśnie za kierownicą nieźle mi już znanej miejskiej toyoty. Udało mi się za pierwszym podejściem. Myślę, że w innym aucie miałabym dużo większe kłopoty z zaliczeniem osławionego placu manewrowego...
Po uzyskaniu dyplomu zatrudniłam się w dużym biurze architektonicznym. Do moich zadań należało jeżdżenie do klientów, na targi budowlane, różnego rodzaju branżowe imprezy z prezentacjami zestawu typowych projektów domów jednorodzinnych. Dostałam służbowy samochód. Była nim...
Tak - Toyota Yaris. Nie jestem typową kobietą z męskich anegdot, interesuję się motoryzacją, potrafię ocenić i docenić auto, ale prawdę mówiąc o tamtej "jarisce" niewiele mogę powiedzieć. W końcu minęło sporo lat. Pamiętam, że była srebrna, skromnie wyposażona i napędzana obiektywnie raczej słabym, lecz na moje ówczesne potrzeby zupełnie wystarczającym silnikiem benzynowym. Tyle. Z drugiej strony to chyba dobrze - brak wspomnień wynika z braku kłopotów. Po prostu lałam paliwo, wsiadałam, przekręcałam kluczyk w stacyjce i jechałam, pokonując czasem w ciągu tygodnia ponad tysiąc kilometrów. Z bagażnikiem wypełnionym firmowymi katalogami, planszami i materiałami promocyjnymi.
Toyoty są przedstawiane w reklamach jako pojazdy wyjątkowo niezawodne. Potwierdzam. Moja Toyota nigdy mnie nie zawiodła.
Mówi się, że japońskie samochody mają słabe blachy i szybko korodują. Nie zdążyłam tego sprawdzić, bo po kilku latach i uzyskaniu niezbędnych uprawnień architekta rozpoczęłam działalność na własny rachunek. Wiązało się to z koniecznością kupna auta. Wybrałam oczywiście Toyotę Yaris, ale już drugiej generacji, z pięciodrzwiowym nadwoziem. Była nieco przestronniejsza w środku, lepiej wykończona, nowocześniejsza, lepiej wyciszona, bardziej komfortowa. Super się ją też prowadziło. Zdecydowałam się na silnik o pojemności 1,33 litra i mocy 101 KM. I to był bardzo dobry wybór., bo taki napęd pozwalał już na całkiem dynamiczną jazdę. Bardzo spodobała mi się także sześciobiegowa skrzynia biegów - w poprzedniej "jarisce" miałam pięciobiegową. Auto niewiele paliło i nie muszę chyba dodawać, że było bezawaryjne. Trafiało do serwisu tylko przy okazji przeglądów okresowych.
Siedem lat temu postanowiliśmy wreszcie wybrać się z mężem w podróż poślubną. Zostawiliśmy dzieciaka u dziadków i polecieliśmy na tydzień do Portugalii. Jeszcze w kraju zarezerwowaliśmy samochód, do odebrania w jednej z wypożyczalni w Lizbonie. Zgodnie z umową miał to być "Volkswagen Polo lub podobny". Na miejscu okazało się, że dostaniemy... Toyotę Yaris. W swoim najnowszym, trzecim wcieleniu. Z wyraźnie większym nadwoziem, o bardziej wyostrzonych kształtach. Zadbaną, czyściutką, pachnącą jeszcze fabryką i bardzo dobrze wyposażoną: pełna "elektryka", klimatyzacja, ekran dotykowy, kamera cofania, wielofunkcyjna, pokryta skórą, spłaszczona u dołu kierownica, komputer pokładowy, telefoniczna instalacja głośnomówiąca...
Znam te szczegóły, bo w trakcie całej podróży sporządzałam notatki i robiłam mnóstwo zdjęć. Także fotki samochodu, bo chciałam go później porównać z moją Toyotą. Trochę się obawiałam, czy 69-konny silnik nie okaże się za słaby na autostradach, ale na szczęście dawał radę. Może nie zapewniał nadzwyczajnych osiągów, ale był za to oszczędny. Z moich zapisków wynika, że spalił średnio 5,5 litra benzyny na 100 kilometrów.
Po powrocie z Portugalii podjęłam decyzję: wymieniam "dwójkę" na "trójkę"! Jak szaleć to szaleć, więc zafundowałam sobie najwyższą wersję wyposażenia, fajne alufelgi i parę przydatnych dodatków. Silnik? Taki sam jak poprzednio, choć podobno zmodernizowany.
Mąż prowadzi firmę budowlaną i użytkuje na co dzień dużego SUV-a, więc to tym samochodem jeździmy w dalsze trasy i na urlopy. Ja poruszam się głównie po mieście, od czasu do czasu odwiedzając rodziców, mieszkających koło Nowego Sącza.
Przez te wszystkie lata Toyota Yaris stała się moją dobrą, sprawdzoną przyjaciółką, ale już myślę o przesiadce na wersję hybrydową. Trzeba iść z duchem czasów!
Wysłuchała: Ala Nowak