Kolejny polski samochód "do kosza"?

Bezsensowne procesy sądowe i publiczne skakanie sobie do gardeł. Tak, w kilku słowach, podsumować można polski dorobek motoryzacyjny ostatnich lat.

Arrinera, która obiecywała nam ""pierwszy polski supersamochód", zamiast budować auta skupiła się na walce o swoje "dobre imię" w sądach. Kilka miesięcy temu relacjonowaliśmy również toczący się między AK Motors a AMZ Kutno spór dotyczący praw do posługiwania się nazwą Syrena. Pierwsza z firm dysponuje prawami do samej marki, druga - jeżdżącym prototypem. Wspólnie mają wszystko - osobno, wielkie nic...

Póki co, w martwym punkcie utkwił też projekt "narodowego" samochodu elektrycznego. Jeszcze w listopadzie o konkrety pytał Ministerstwo Energii poseł Liroy-Marzec. W odpowiedzi na poselską interpelację przeczytać można było m.in. że:

Reklama

"Przedmiotem analiz prowadzonych przez Spółkę od początku istnienia było wiele obszarów, np. dynamika i potencjał rozwojowy rynku motoryzacyjnego w Polsce i Europie, trendy w sektorze, infrastruktura ładowania, preferencje zakupowe przyszłych klientów, a także nowe modele biznesowe np. e-car sharing. Działania te zostały skorelowane z pracami nad koncepcją techniczną i biznesową samochodu, odpowiadającą na oczekiwania konsumentów i dopasowaną do potencjału polskiej gospodarki i działających na naszym rynku firm. Ponadto Spółka dokonała oceny potencjału inżynierskiego, produkcyjnego i biznesowego podmiotów krajowych oraz opracowała analizę łańcucha wartości samochodu elektrycznego". Czyli wykonywane są prace, od których powinno się wszystko rozpocząć. Bo właśnie "od koncepcji technicznych" i "analiz rynkowych" rozpoczyna się prace nad samochodem, a nie od ogłoszenia konkursu na projekt nadwozia.

Jakby tego było mało pod dużym znakiem zapytania stanął też ambitny projekt stworzenia elektrycznego samochodu dostawczego kreślony przez Ursusa. W początku kwietnia Ursus, który popadł niedawno w poważne problemy finansowe, utracił dofinansowanie z Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR). Producent ciągników rolniczych wnioskował o przyznanie mu przez NCBiR kwoty 7.959.720,29 zł celem "stworzenia innowacyjnego samochodu dostawczego o DMC 3,5 tony o nazwie ELVI II, w 100 proc. napędzanego prądem elektrycznym". Całkowity koszt projektu wynosić miał 14.350.024,73 zł.

W tym miejscu warto jeszcze przypomnieć, że model ELVI prezentowany był m.in. w 2017 roku na - skupiającym przedstawicieli biznesu, polityki i nauki - "Kongresie 590" w Jasionce koło Rzeszowa. W oficjalnym komunikacie napisano wówczas, że "nowatorska koncepcja dostawczego samochodu elektrycznego ELVI stworzonego przez Ursus S.A. jest szansą na popularyzację polskiej myśli technologicznej". Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że prototyp wykorzystywał lekko tylko zmodyfikowaną kabinę dostawczego Lublina - samochodu, którego rynkowy debiut obył się w roku 1993!

O komentarz do obecnej sytuacji ELVi'ego poprosiliśmy Pana Szymona Mieszkowskiego - Dyrektora Marketingu Ursus S.A. W rozmowie z Interią przyznał, że po wstrzymaniu dofinansowania z NCBiR projekt znalazł sie "na krawędzi wstrzymania" chociaż decyzja o jego wstrzymaniu, póki co, nie zapadła.

Podsumowując. Ręka w górę - kto wciąż wierzy, że na nasze drogi wyjedzie kiedykolwiek jakikolwiek "polski samochód" z prawdziwego zdarzenia?

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy