Będzie elektryczna Arrinera! A może nie?

2 sekundy do 100 km/h i zasięg 450 km. Tak, przynajmniej w ocenie prezesa Arrinera S.A., prezentować ma się nowy model polskiego supersamochodu - Arrinera Electric...

W wywiadzie udzielonym Tomaszowi Sewastianowiczowi z "Dziennik.pl" prezes firmy Piotr Gniadek zdradził, że "w marcu ruszył cały projekt związany z samochodem elektrycznym". "Chcemy wpisać się w nurt i projekt elektrycznej Arrinery zrealizować przy współpracy z partnerami z Wielkiej Brytanii i Polski" - dodał Gniadek.

Prezes nakreślił też imponującą (choć w naszej ocenie skrajnie mało realną - przyp. red) wizję, w ramach której nowy pojazd osiągać ma moc 1609 KM generowaną przez cztery elektryczne silniki trakcyjne (po jednym przy każdym z kół). Samochód korzystać ma z - umieszczonych "głównie w podłodze" - akumulatorów o pojemności 120 kWh, które wg założeń Arrinery (zdecydowanie nazbyt optymistycznych - przyp. red) zapewniać mają zasięg około 450 km. Auto wyróżniać ma się też, stosowanym obecnie głównie w samolotach, układem kierowniczym "by wire". Oznacza to, że kierownica nie będzie miała mechanicznego połączenia z kołami.

Reklama

Chociaż nakreślona przez Gniadka wizja rozpala wyobraźnię, dotychczasowe osiągnięcia marki, która ma coraz mniej wspólnego z Polską (np. siedziba Arrinera Racing mieści się w Wielkiej Brytanii), stawiają te deklaracje pod ogromnym znakiem zapytania.

Dość przypomnieć, że do tej pory nie doczekaliśmy się produkcyjnej wersji żadnego z prezentowanych przez firmę pojazdów (często były to makiety), a torowe osiągnięcia sportowego modelu Hussarya33 (starty w amatorskiej serii DMV GTC) były dalekie od oczekiwań.

Czytelnicy powinni mieć świadomość, że w maju ubiegłego roku nasz materiał dotyczący prezentowanych wówczas na Poznań Motor Show pojazdów Arrinery spotkał się z niezadowoleniem przedstawicieli firmy. Janusz Michalczyk - Marketing Manager z Arrinera S.A. - zgłaszał wówczas uwagi, co do użytych w naszym materiale sformułowań (np. "mocno zużyte makiety"). Niestety nasze pytania, jak chociażby to, czy w świetle doniesień i wcześniejszych publikacji (np. tej o przeniesieniu siedziby do UK) oraz zastosowanych rozwiązań technicznych (silnik konstrukcji General Motors, zawieszenie Noble’a) stosowanie powszechnie stwierdzenie "polska marka" czy "polski supersamochód", nie są - po prostu - nadużyciem, pozostały bez odpowiedzi.

Nie dowiedzieliśmy się też, jakie benefity czerpać będą z uruchomienia produkcji polscy inżynierowie pracujący przy konstrukcji auta oraz, jaki ma być udział polskich firm w budowie podzespołów do egzemplarzy seryjnych...

O "wirtualnej" - naszym zdaniem - przyszłości Arrinery świadczą nie tylko wizualizacje modelu "Electric" ale również zdumiewające deklaracje prezesa dotyczące finansowania projektu. W wywiadzie dla "Dziennik.pl" Gniadek stwierdził, że brytyjska Arrinera Automotive Holding Ltd. - spółka zależna od Arrinera S.A. - chce pozyskać środki na projekt poprzez... emisję własnej kryptowaluty! Mówiąc prościej - firma zamierza zdobyć pieniądze na realizację swoich celów, wchodząc do finansowej "szarej strefy" pozbawionej jakiejkolwiek kontroli ze strony organów państwowych.

Na tym jednak rewelacje związane z Arrinerą się nie kończą. Prezes dodał również, że prognozowana cena Arrinery Electric wynosić ma - uwaga - 5,5 mln zł.

Doprawdy, pasjonujące...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy