Japończycy i Francuzi najbliżej spełnienia unijnych norm
Choć w 2020 roku Toyota i Lexus nie miały w ofercie aut elektrycznych na baterie i hybryd plug-in, to są najbliżej spełnienia unijnych norm emisji dwutlenku węgla. Równie dobrze radzi sobie tylko francuski PSA.
Firma analityczna Jato policzyła średnią emisję CO2 dla samochodów, jakie wyjechały na drogi od stycznia do października 2020 roku. Efekty są następujące:
Wyraźnie widać, że najbliżej spełnienia unijnego celu 95 g/km jest francuski koncern PSA, czyli Citroen, Peugeot, DS i Opel. To efekt tego, że firmy te produkują przede wszystkim samochody miejskie i małolitrażowe - średnia ważona emisja dla nich to 97,9 g/km.
Doskonale wypadł również Toyota z wynikiem 100,6 g/km. I to pomimo, że ma w swojej gamie także duże samochody, jak RAV4 czy Land Cruisera. W dodatku jej wynik uwzględnia Lexusa, w ofercie którego nie brakuje przecież dużych, mocnych silników, jak choćby wolnossące, pięciolitrowe V8 w modelu LC 500. Co jeszcze ciekawsze, z innych statystyk Jato wynika, że Toyota i Lexus miały w 2020 roku najniższy udział w gamie samochodów uznawanych przez Brukselę za nisko- i bezemisyjne. Mowa o elektrykach i plug-inach. Najlepiej ilustruje to ta grafika:
Jak to zatem możliwe, że Japończycy mimo wszystko są tak blisko spełnienia unijnych regulacji? Zdaniem ekspertów to przede wszystkim zasługa hybryd i skali ich sprzedaży. W wielu krajach nawet 70-80 proc. Toyot i Lexusów wyjeżdżających na drogi ma napęd hybrydowy. Gdy inni na gwałt inwestują w elektryki i plug-iny, Toyota i Lexus sukcesywnie od wielu lat rozwijają i promują technologię, która daje oszczędności, ale nie wymaga wyrzeczeń w postaci znacznie wyższej ceny czy konieczności ładowania auta z gniazda. A dane Jato zdają się potwierdzać, że taka filozofia się sprawdza. Mówiąc krótko, podczas gdy inne marki na dziesięć aut sprzedają tylko jednego elektryka czy plug-in’a i dziewięć samochodów z klasycznym motorem spalinowym, to w przypadku Lexusa jest to osiem hybryd i tylko dwa benzyniaki.
Zaskoczeniem jest dość słaby wynik Volkswagena, który wprowadził do sprzedaży ID.3, oferuje kilka plug-inów, a mimo to aż o 20 gramów przekracza dopuszczalne normy. Już jesienią szefostwo koncernu utworzyło specjalną rezerwę w budżecie na pokrycie ewentualnych unijnych kar. Szacuje się, że mogą one wynieść kilkaset milionów euro.
Zdecydowanie najgorzej wypada koncern Jaguar Land Rover (JLR), produkujący duże SUV-y i luksusowe limuzyny. Brytyjskim markom brakuje mniejszych modeli, które mogłyby ograniczyć emisje. Do tego z dużym opóźnieniem wprowadzają alternatywne napędy, choćby hybrydy plug-in.
Jato zwraca uwagę, że ostateczny wynik może się jeszcze zmienić. Z dwóch powodów. Po pierwsze wyliczenia nie obejmują dwóch ostatnich miesięcy roku - listopada i grudnia. Po drugie nie uwzględniono w nich bonusów (supercredits), które przysługują koncernom za sprzedaż samochodów niskoemisyjnych. Mówiąc krótko, za każdego sprzedanego elektryka, plug-ina lub auto z ogniwami paliwowymi (np. Toyota Mirai) firmy otrzymają do Brukseli "ulgę" w postaci kilku gramów dwutlenku węgla. Z szacunków Jato wynika, że poszczególne koncerny mogą liczyć na następujące "bonusy":