Gwarancja na samochód? To tylko pozory!

Gwarancyjny wyścig zbrojeń rozpoczęła w Polsce Toyota. W maju 2006 roku media motoryzacyjne obiegła sensacyjna wiadomość - japoński producent wprowadził gwarancję na milion kilometrów!

Doprawdy byłoby miło, gdyby nie mała gwiazdka i znajdujący się obok niej dopisek "lub 4 lata"...

Pomysł Toyoty szybko podchwycili Włosi. W 2007 roku, wprowadzając na rynek nowe bravo, Fiat również chwalił się gwarancją limitowaną przebiegiem miliona kilometrów. W tym przypadku maksymalny czas trwania gwarancji wynosił jednak trzy lata co, jak słusznie wytknął w swoim komentarzu Jerzy Iwaszkiewicz, oznaczało, że - by wykorzystać limit przebiegu, trzeba pokonywać dziennie tysiąc kilometrów...

Kia była pierwsza...

Pierwszą ocierającą się o granice realności długoterminową gwarancję wprowadziła jednak Kia. W 2007 roku Koreańczycy zakomunikowali, że nowy model cee'd objęty będzie pięcioletnią gwarancją, kolejne dwa lata obowiązywać miała jeszcze gwarancja na układ napędowy. W sumie, klientom Kii dawało to więc 7 lat względnego spokoju, co nie pozostało bez wpływu na wyniki sprzedaży. W styczniu zeszłego roku, potęgując działanie marketingowe, Kia otoczyła również 7-letnią opieką pozostałe modele dostępne na europejskim rynku.

Reklama

Na tym jednak gwarancyjne zbrojenia producentów się nie kończą. W Genewie zobaczyć będzie można po raz pierwszy nową - produkowaną w polskiej fabryce Fiata - lancię ypsilon. Auto oferować ma trzyletnią gwarancję bez limitu kilometrów, za dodatkową opłatą producent zapewni możliwość jej przedłużenia o kolejne pięć lat. W sumie, klient decydujący się na model ypsilon będzie więc mógł liczyć na ośmioletnią opiekę ze strony Lancii (złośliwcy, którzy nie przepadają za pojazdami z Włoch, już zaczynają mówić o gwarancji dożywotniej...).

Złapać klienta na gwarancję

Dogodne, przynajmniej na pierwszy rzut oka, warunki gwarancji to potężny oręż, który sprytnie wykorzystują specjaliści od samochodowego public relations. Długi czas, przez jaki producent deklaruje swoją pomoc w razie awarii często wpływa na decyzję o zakupie konkretnego auta - właścicielowi daje poczucie spokoju.

Zanim jednak skuszeni zapewnieniami sprzedawcy zdecydujemy się na konkretny model, poprośmy w salonie o możliwość zapoznania się z jego książką gwarancyjną. W dziale "warunki gwarancji" znajdziemy wiele bardzo interesujących informacji. Niewykluczone, że samochód, który objęty jest standardową gwarancją okaże się lepszym wyborem niż taki, który chroniony ma być przez 7 czy 8 lat.

A jak jest naprawdę?

Chcąc zweryfikować zapewnienia producentów sprawdziliśmy warunki gwarancji jednej z marek szczycących się bardzo długim czasem jej obowiązywania. W jakich przypadkach kierowca nie będzie mógł liczyć na bezpłatną pomoc?

Mimo wieloletniej gwarancji, na bezpłatną wymianę takich elementów jak np.: sworznie wahaczy, łączniki stabilizatorów czy końcówki drążków kierowniczych liczyć możemy wyłącznie przez pierwsze dwa lata eksploatacji (lub czterdzieści tysięcy km). Takie podejście nikogo nie powinno jednak dziwić - biorąc pod uwagę stan polskich dróg i tak nie jest źle.

Mniej zrozumiały jest natomiast identyczny okres ochrony gwarancyjnej takich elementów, jak np. przeguby napędowe, amortyzatory czy poduszki silnika i skrzyni biegów. Limitowanie gwarancji na te podzespoły przebiegiem 40 tys. km to kiepski żart. Na tym jednak nie koniec.

Jeśli wczytamy się głębiej okaże się też, że - w przypadku jednostek wysokoprężnych - jedynie przez dwa lata lub 40 tysięcy kilometrów gwarancją objęte są: filtr cząstek stałych oraz dwumasowe koło zamachowe. Nie musimy chyba dodawać, że usterkę któregokolwiek z tych newralgicznych podzespołów po przebiegu 40 tys. km właściciel samochodu usunąć będzie musiał na własny koszt. W obu przypadkach taka naprawa nie zamknie się w kwocie 5 tys. zł. Pozostawienie użytkownika z tego typu awarią bez pomocy gwarancyjnej po tak niewielkim przebiegu zakrawa na kpinę.

Co więcej gwarancją nie są też objęte - a przynajmniej nie przez taki okres, jak wynika to z haseł reklamowych - inne podzespoły. Istnieje bowiem również "gwarancja dotycząca tylko wad fabrycznych" która obowiązuje wyłącznie do czasu pierwszego przeglądu w autoryzowanej stacji obsługi. Co raczej zrozumiałe, dotyczy ona takich elementów, jak np. świece zapłonowe/żarowe, klocki i szczęki hamulcowe, tarcza sprzęgła czy szyby i uszczelki. Nie potrafimy jednak zrozumieć, dlaczego na liście podzespołów objętych gwarancją jedynie do pierwszego przeglądu znalazły się również: tarcze i bębny hamulcowe, docisk i łożysko wyciskowe sprzęgła, cewki i przewody zapłonowe.

Okazuje się więc, że gwarancje, jakimi kuszą nas niektórzy producenci w rzeczywistości dalece odbiegają od oczekiwań klientów. Lista podzespołów, co do których producenci nie wnoszą żadnych "ale" jest na tyle krótka, że zmieściłaby się na jednej stronie dowodu rejestracyjnego.

Zanim więc zdecydujemy się na konkretne, fabrycznie nowe auto, przeanalizujemy dokładnie wszystkie zastrzeżenia i spróbujmy zorientować się w cenach części zamiennych. Związki z rozsądku nie zawsze okazują się tak pewne i szczęśliwe, jak początkowo mogłoby się to wydawać.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy