Diesel jak nie diesel
Czasem łatwo zrozumieć niechęć ludzi do diesla. Głośne to to, słabe, kopci na potęgę i jeszcze trudne do uruchomienia w zimie. Nie każdy dobrze znosi odgłos klapania wydobywający się spod maski, nie każdy daje sobie radę z nerwami, kiedy olej napędowy na amen zamarznie w przewodach. Do niedawna jeszcze jedynym atutem diesla były niskie koszty amortyzacyjne. Od wieków ropa tańsza jest od etyliny, od zawsze silnik wysokoprężny spala mniej niż benzyniak. Teraz jednak, dzięki niewiarygodnemu wprost postępowi techniki diesel pozbył się większości swoich uciążliwych wad i wręcz kusi szeregiem atrakcyjnych zalet.
Pomysł nazwany w skrócie HDi (od angielskiego: High-Pressure Diesel Injection, czyli diesel z wysokociśnieniowym wtryskiem) nie należy do super nowych. Funkcjonuje bowiem mniej więcej od jesieni 1998 roku. Montowany jest w samochodach produkowanych przez BMW, Mercedesa, Toyotę, Renault i Alfę Romeo. Ostatnio także przez Citroena i Peugeota.
Rzecz cała, w olbrzymim skrócie, polega na tym, że specjalny patent Common Rail (dzieło firmy Bosch) utrzymuje maksymalne ciśnienie 1350 barów dla każdego wtryskiwacza w silniku diesla. Dzięki spiralnym przewodom paliwowym znacznie lepiej miksowana jest mieszanka oleju napędowego z powietrzem. Dodatkowo technika tzw. wtrysku wstępnego daje gwarancje dokładnego spalania i zmniejsza drastycznie poziom hałasu.
Bez zagłębiania się w zawiłe meandry tajników HDi (zostawmy tę czynność magistrom inżynierom) można stwierdzić, że silnik dieslowski wyposażony w ten patent jest cichy, niewiarygodnie elastyczny, superoszczędny, sprawny i nie nastręczający problemów z zimowym odpalaniem. Słowem - same zalety.