Bez szans, by auta na prąd taniały. I zapomnij o dużych bateriach i zasięgu
W 2035 roku w krajach Unii Europejskiej ma zacząć obowiązywać zakaz rejestrowania samochodów spalinowych. Jednak w świecie motoryzacji coraz głośniej słychać głosy mówiące, że to przedwczesna decyzja, a samo przechodzenie na napęd elektryczny powinno następować naturalnie, a nie w sposób wymuszony.
Podczas salonu w Paryżu głos w tej sprawie zabrał prezes Stellantisa, Carlos Tavares, który wezwał do renegocjacji unijnego postanowienia, podkreślając, że w najbliższym czasie większe znaczenie powinny mieć samochody hybrydowe niż elektryczne.
W podobnym tonie wypowiedział się również prezes Renault, Luca de Meo, który powiedział, że wbrew oczekiwaniem nie należy liczyć na spadek cen samochodów elektrycznych do poziomów porównywalnych z cenami samochodów spalinowych.
Warto przypomnieć przy tym, że Renault to koncern, który mocno postawił na elektryfikację gamy modelowej. To Renault było pierwszym europejskim producentem samochodów, który wprowadził na rynek samochód bateryjny (Zoe w 2013 roku) i to Renault planuje być producentem wyłącznie samochodów elektrycznych już w 2030 roku, a więc pięć lat przed wejściem w życie przepisów zakazujących rejestracji samochodów spalinowych.
- Zrobimy to, ale ostatecznie to klienci swoimi pieniędzmi zadecydują, czy chcą samochodów elektrycznych - powiedział Luca de Meo.
W kuluarach salonu paryskiego de Meo przypomniał dziennikarzom, że osiem lat temu branża spodziewała się, że w ciągu pięciu lat koszt wyprodukowania kilowatogodziny baterii spadnie o 100 dolarów. Nic takiego nie nastąpiło.
Prezes Renault zdradził, że płyta podłogowa dla małych samochodów elektrycznych kosztuje około 1/3 mniej niż platforma, na której zbudowane jest kompaktowe, elektryczne Megane E-Tech. Ale to nie wystarczy, by zbliżyć cenę małych aut na prąd do spalinowych odpowiedników.
De Meo powiedział, że można próbować optymalizować zarządzanie energię czy skład chemiczny baterii, ale wszystkie wysiłki są niweczone przez rosnące ceny pierwiastków używanych do produkcji akumulatorów. Przykładowo ceny kobaltu wzrosły w ciągu pół roku o 100 procent. Dziś aż 80 proc. ceny akumulatora stanowią ceny surowców.
Z tego powodu nie jest tak, że im większa bateria, tym koszt wyprodukowania 1 kWh jest mniejszy. Ponieważ o koszcie wyprodukowania baterii w największym stopniu decydują wykorzystywane surowce, ceny baterii rosną wraz ze zwiększaniem jej pojemności. Dlatego Luca de Meo uważa, że z punktu widzenia kosztowego, ale też ekologicznego, produkowanie baterii o pojemności od 150 kWh to "nonsens".
Czy prezes Renault widzi szansę dla rozwoju samochodów elektrycznych, skoro ceny tych aut nie będą spadać? Owszem, warunkiem niezbędnym jest mocne rozbudowanie sieci ładowarek, co pozwoli produkować samochody z mniejszym bateriami i mniejszym zasięgiem. Tylko to pozwoli obniżyć ceny samochodów na prąd...
***