Produkcja akumulatorów największym hamulcem elektryfikacji

Dostępność akumulatorów do samochodów elektrycznych będzie wkrótce największym problemem przemysłu motoryzacyjnego. Tak wynika z wypowiedzi dyrektora finansowego Volkswagena oraz dyrektora generalnego koncernu Stellantis. Uważają oni, że popyt na akumulatory do aut elektrycznych już niedługo przewyższy podaż.

To, o czym mówiło się od dłuższego czasu, stało się faktem - kierowcy w Unii Europejskiej przesiądą się na samochody elektryczne. To rodzi wiele wyzwań dla całego przemysłu.

Baterie trakcyjne to podstawa

Najważniejsze komponenty do produkcji samochodu elektrycznego to jego silnik i bateria trakcyjna. I właśnie wyprodukowanie odpowiedniej ilości baterii może stanowić problem dla wielu producentów samochodów. Tak twierdzi dyrektor finansowy Volkswagena Arno Antlitz w rozmowie z agencją Reutersa.

Zauważył on, że producenci, którzy nie zabezpieczą sobie z odpowiednim wyprzedzeniem większych dostaw baterii, nie będą mieli szans na wypełnienie założeń Unii Europejskiej. Problem będzie dotyczył wszystkich marek, również tych największych. Antlitz przytoczył przykład Toyoty, która jak do tej pory ma w ofercie tylko jeden samochód elektryczny, ma więc niskie zapotrzebowanie na baterie. Ale to się zmieni, a Toyota to największy producent samochodów na świecie.

Reklama

Niedobór baterii trakcyjnych już blisko

Również dyrektor generalny koncernu Stellantis Carlos Tavares, przewiduje, że pierwsze problemy z dostępnością odpowiedniej ilości baterii trakcyjnych mogą się pojawić już w latach 2024-2025. A to wszystko dlatego, że dziś wiele firm inwestuje w nowe fabryki i linie produkcyjne samochodów elektrycznym, a co za tym idzie baterii będzie potrzeba dużo więcej niż obecnie.

Kolejny problem to kopalnie. Do produkcji większej ilości baterii potrzeba będzie więcej litu, niklu, kobaltu czy manganu. Konieczne będzie znaczące zwiększenie wydobycia, a póki to nie nastąpi trzeba się liczyć ze wzrostem cen.  Co za tym idzie, koszty produkcji samochodów elektrycznych wzrosną. 

Żeby nie podnosić znacząco cen dla klienta końcowego, czyli kierowcy, zdaniem Antlitza, producenci będą musieli zmniejszyć swoje marże. To przełoży się na niższe zyski i mniejsze środki na kolejne inwestycje.

Arno Antlitz uważa także, że zastosowanie ma tutaj zasada "kto pierwszy, ten lepszy". Ci producenci, którzy pierwsi zakontraktują odpowiednie dostawy baterii trakcyjnych, wygrają walkę o klienta i wypełnią unijne dyrektywy. Pozostali będą mieli problem.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne | baterie do e-aut
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy