Rusza salon w Paryżu. Nieco skromniejszy niż zwykle
Dziś - dniami prasowymi - rozpoczyna się największa motoryzacyjna impreza drugiej połowy roku, czyli salon w Paryżu. Tegoroczna edycja (salon odbywa się co dwa lata, wymiennie z Frankfurtem) nie będzie jednak tak bogata jak zazwyczaj.
Zabraknie części ważnych producentów, mniej będzie też dziennikarzy - pisze "Rzeczpospolita".
Paryż 2016
"Kiedyś było taki poczucie, że koniecznie trzeba było pokazać się na każdej wystawie na świecie" - mówi Andy Palmer, kiedyś prezes Nissan Motor Europe, teraz szef Aston Martin Lagonda.
"Liczyło się więc Detroit, potem Genewa, oczywiście także Nowy Jork, Chicago, Pekin albo Szanghaj, Moskwa, Paryż albo Frankfurt, które odbywają się zamiennie, potem jeszcze Los Angeles, a po drodze dodatkowo Delhi. Praktycznie żyliśmy od jednego salonu do drugiego, wykrwawiając miliony dolarów i euro. Dzisiaj lepiej wiemy, jak wydawać pieniądze" - dodaje.
Bo udział w międzynarodowych salonach samochodowych nie jest tani. Na razie najwięcej wydał we Frankfurcie w 2011 roku Audi, który postawił sobie namiot zakrywający mini tor wyścigowy i zapłacił za to 11 mln euro. Takich ekstrawagancji już nie ma, zwłaszcza w Grupie Volkswagena, która zrezygnowała nawet z wystawnego przyjęcia tradycyjnie wydawanego wieczorem przed oficjalnym otwarciem salonu. Nie mówiąc już o tym, że nikt już nie zaprasza wielkich gwiazd estrady, które za dziesiątki tysięcy euro umilają kolacje. To przeszłość, która raczej nie wróci.
A producenci szukają nowych sposobów dojścia do potencjalnych klientów - w internecie, na Instagramie, na blogach. To nie kosztuje milionów, a jest również skuteczne. Z takiego założenia wyszedł Rolls-Royce, który zaprosił właśnie przede wszystkim blogerów na imprezę w Porto Cervo na Sardynii, gdzie mogli sobie testować auta, oglądać pokazy mody i najeść się i napić do woli. Potem jednak oczekiwał, że na Instagramie i w blogach, także na Facebooku, ukażą się teksty, zdjęcia i wideo.