Lexusem UX 250h przez trzy kraje

Na polskim rynku niedawno pojawił się zupełnie nowy model Lexusa – miejski crossover UX. My mieliśmy ostatnio okazję sprawdzić go, ale nie w zatłoczonych aglomeracjach, ale podczas całodziennej wyprawy przez trzy kraje. Jakie wrażenie pozostawiła na nas ta japońska nowość?

Naszą podróż zaczynamy o wschodzie słońca na terenie Szwajcarii. Nawet w tym nadal jeszcze słabym świetle, na parkingu wyróżnia się nasz UX - zarówno za sprawą swojej stylistyki, jak i bardzo ciekawego, niebieskiego koloru oraz faktu, że jest to agresywniej wystylizowana odmiana F Sport. Musimy już na wstępie przyznać, że styliści Lexusa zrobili całkiem niezłą robotę - ich nowy crossover nie pozostawia wątpliwości co do tego, do jakiej należy marki, ale nie jest jednocześnie kopią większych modeli, na przykład NXa. Dzieje się też tak za sprawą zupełnie innych proporcji. UX wygląda bardziej jak "napompowany" hatchback, niż SUV, co czyni go naturalnym konkurentem Mercedesa GLA oraz BMW X2.

Reklama

Mając niemal 4,5 m długości nowość Lexusa obiecuje niezłą ilość miejsca we wnętrzu i tak też jest w istocie. Zarówno w pierwszym i drugim rzędzie siedzeń można liczyć na swobodę, również nad głową i także w wersjach ze szklanym dachem. Znajduje się on tylko nad przednimi siedzeniami, więc w żaden sposób nie zabiera cennych centymetrów na wysokość z tyłu, gdzie w wielu samochodach jest to odczuwalne. In minus zaskakuje natomiast bagażnik - 334 l to naprawdę mało, jak na tak duże auto. Co więcej, ta wartość dotyczy wersji benzynowej - hybrydowa ma 320 l, a decydując się na hybrydę z napędem na wszystkie koła, kufer zmniejsza się do 283 l...

Wracamy do pozytywnych wrażeń siadając za kierownicą - design deski rozdzielczej jest atrakcyjny i świeży, ale nadal pozwala na identyfikację z jaką marką mamy do czynienia. Dodajcie do tego wysokiej jakości materiały, skórzane wstawki na desce rozdzielczej, naturalną skórę na fotelach oraz elektryczne sterowanie foteli i kierownicy, a zrozumiecie, dlaczego UX, choć kompaktowy, zdecydowanie jest "premium". Co ciekawe, zarówno ogrzewanie i wentylacja foteli, jak i ogrzewanie kierownicy (dwustopniowe!), mają funkcję "auto", więc mogą aktywować się automatycznie zależnie od wykrytej temperatury.

Z drugiej strony warto wspomnieć o systemie multimedialnym, który Lexus stara się unowocześniać. Graficznie jest coraz lepiej, a na płynność trudno narzekać, ale na sterowanie już tak. Do obsługi służy touchpad między fotelami, który steruje kursorem na ekranie. Kursor co prawda "przykleja się" do poszczególnych opcji w menu, ale i tak korzystanie z tego rozwiązania jest niewygodne i absorbujące, nawet dla pasażera.

Dość jednak tych statycznych obserwacji  - czas ruszać w podróż. Nasz UX 250h to hybryda, więc rusza bezgłośnie z miejsca. Przednie koła napędza 109-konny silnik elektryczny, który generuje 202 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Dzięki temu w trybie elektrycznym możemy jechać nawet 115 km/h. W razie potrzeby do akcji wkracza 2-litrowa, benzynowa jednostka o mocy 152 KM. Co ciekawe, tylna oś napędzana jest przez elektryczny silniczek generujący zaledwie 7 KM i 55 Nm. Przedstawiciele Lexusa zapewniają jednak, że jest on w stanie sam poruszyć auto, nawet jeśli przednie koła mają zerową przyczepność. Może on także stabilizować tor jazdy przy prędkościach do 80 km/h.

Podczas jazdy na drogach pozamiejskich oraz na autostradzie UX pozostawał wygodny i cichy, a spalanie kształtowało się na poziomie 5,8 l/100 km. Sytuacja trochę się zmieniła podczas jazdy po górskich drogach. Strome podjazdy wymagają znacznie więcej mocy, niż utrzymywanie stałej prędkości, co zmuszało bezstopniową przekładnię do wkręcania "benzyniaka" na wyższe obroty. Efektem była dość głośna i nieprzyjemnie jednostajna praca silnika, nawet jadąc 60 km/h.

A może by tak sprawdzić co potrafi ta hybryda o łącznej mocy 184 KM, kiedy się ją trochę przyciśnie? Producent obiecuje sprint do 100 km/h w 8,5 s (8,7 s w wersji AWD), więc jest całkiem nieźle. Przełączamy się zatem na tryb Sport S+ i wciskamy mocno gaz. Nie ma co ukrywać, UX 250h nie jest demonem prędkości, czego nie zmienia to, że skrzynia czasami stara się symulować efekt zmiany biegu, a do akcji wkracza "system aktywnej kontroli dźwięku silnika", generujący "rasowe" odgłosy z głośników auta. Nie brzmią one źle, ale szkoda, że nie zawsze się synchronizują z momentami "zmiany przełożenia". Dynamiczna jazda po górskich drogach oznaczała spalanie nieznacznie poniżej 8 l/100 km.

Hybrydowy napęd nie zadowoli zatem miłośników szybkiej jazdy, a szkoda, ponieważ układ jezdny robi naprawdę niezłe wrażenie. Warto przypomnieć, że testowaliśmy odmianę F Sport, która standardowo ma utwardzone zawieszenie, a za dopłatą adaptacyjne amortyzatory. UX okazał się bardzo zwartym i pewnie prowadzącym się autem, który pozwalał czerpać przyjemność z pokonywania zakrętów.

Cały dzień za kierownicą najmniejszego crossovera Lexusa i pokonanie kilkuset kilometrów po szwajcarskich, francuskich i włoskich drogach nie zmęczyło nas, co częściowo zawdzięczamy adaptacyjnemu tempomatowi, który wyręczał nas na autostradowych odcinkach. Układ jezdny sprawiał wrażenie nieco twardego, ale na żadnych drogach nie męczył. Wygodne okazały się także "bojowo" wyglądające fotele, chociaż mieliśmy problem ze znalezieniem idealnej pozycji za kierownicą. Po wybraniu optymalnej odległości od pedałów kierownica znajdowała się nieznacznie za daleko, co zmuszało nas do przybliżenia fotela.

Lexus UX to stylowy miejski crossover i w takich też warunkach czuje się on najlepiej, chociaż nasza z nim przygoda pokazała, że również w trasie sprawuje się on bardzo dobrze. Jednakże podczas jazdy po mieście nie będzie nam przeszkadzała jednostajna praca silnika spalinowego w czasie mocnego przyspieszania, ani skromny bagażnik. Szkoda tylko, że Japończycy sporo każą sobie zapłacić za swoją nowość - benzynowy UX 200 kosztuje przynajmniej 153 tys. zł, a hybryda w wersji F Sport 190 tys. zł.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy