Ford Edge - nowicjusz, który zostanie prymusem?
Nowy SUV Forda, to samochód, który wymyka się klasyfikacjom i w wielu aspektach zdaje się przeczyć swojemu rodowodowi. Wszystko to jednak z korzyścią dla przyszłych kupujących.
Kiedy się nad tym chwilę zastanowić, to dość dziwne, że Ford do niedawna oferował w Europie tylko jednego SUVa, podczas gdy w USA ma ich aż pięć. Teraz jednak do kompaktowej Kugi dołączył miejski EcoSport oraz duży Edge, którego mieliśmy okazję sprawdzić na niemieckich drogach.
To już druga generacja tego SUVa, ale pierwsza która trafia na Stary Kontynent. Amerykański rodowód modelu widać choćby w projekcie pasa przedniego - wysoki, masywny z wielkim, chromowanym grillem i charakterystycznymi światłami natychmiast przypomina Fordy oferowane za wielką wodą. Trochę trudniej jest przyporządkować do kontynentu ciekawe, tylne światła, połączone czerwonym pasem świetlnym, a także linię boczną z mocno pochyloną tylną szybą.
Zwłaszcza ten ostatni element sprawia, że Edge wydaje się mniejszy, niż jest w rzeczywistości. 480 cm długości, to rozmiar Volkswagena Touarega. Niemniej dynamiczna linia nie zapowiada przesadnie przestronnego wnętrza, przez co czeka nas zaskoczenie, kiedy już w nim usiądziemy.
Z przodu miejsca jest mnóstwo, również na wysokość i szerokość, ale w takim aucie to raczej oczywiste. Równie dobrze jest jednak także z tyłu - pasażerowie mogą liczyć na naprawdę sporą przestrzeń, szczególnie na nogi i nad głowami. Dyskryminowana nie będzie się też czuła osoba siedząca na środku tylnej kanapy. Bardzo niski tunel środkowy nie zabiera miejsca na stopy, ale przeszkadzać nieco może konsola między przednimi fotelami, która wysunięta jest nieco do tyłu poza ich obrys. Znajdziemy na niej nawiewy, sterowanie podgrzewaniem kanapy oraz gniazdka 12V i 230V.
Całość dopełnia bagażnik o słusznej pojemności 602 l, którą to wartość można, po złożeniu kanapy, powiększyć do 1847 l.
Wnętrze jest zatem po amerykańsku przepastne, a jak w prawdziwym krążowniku z USA czujemy się także po zajęciu miejsca za kierownicą. Widać bowiem z niego maskę auta z dwoma wybrzuszeniami po bokach. Bardzo rzadki widok i potęgujący wrażenie podróżowania bardzo dużym autem.
Znika ono jednak zaraz po ruszeniu, ponieważ układ jezdny Edge zestrojono bardzo europejsko. SUV Forda otrzymał precyzyjny i błyskawicznie reagujący układ kierowniczy z możliwością dostosowania siły wspomagania oraz naprawdę dopracowane, niezależne zawieszenie. Dzięki niemu Edge prowadzi się bardzo pewnie i przewidywalnie, a także obce są mu mocne przechyły na zakrętach - grzech komfortowych SUVów.
Co ważne, tak dobre zachowanie na drodze idzie w parze z niezłym komfortem - nawet podczas jazdy egzemplarzami poruszającymi się na 20-calowych felgach (dostępne są także 19-calowe).
Ford Edge wygląda więc jak samochód amerykański i jest przestronny jak amerykański, ale zupełnie nie zachowuje się tak na drodze. Bardzo europejska jest także deska rozdzielcza z zegarami z wkomponowanym w nie wyświetlaczem i konsolą środkową z ekranem systemu multimedialnego SYNC 2. Znamy je dobrze z nowych Mondeo, Galaxy i S-MAXa. Pochwały zdecydowanie należą się za materiały wykończeniowe - bez względu na to gdzie sięgniemy, nasze palce natrafiają na miękkie i miłe w dotyku materiały. Twarde plastiki znalazły się jedynie na dolnej części deski rozdzielczej.
Skoro już mówimy o wykończeniu wnętrza, to nie sposób nie wspomnieć o ekskluzywnej odmianie Vignale, którą również mieliśmy okazję zobaczyć z bliska. W jej przypadku miękkie tworzywa na desce rozdzielczej, podszybiu na drzwiach i na konsoli środkowej, zastąpiła wysokiej jakości skóra. Znajdziemy ją również oczywiście na fotelach, gdzie ma ona, charakterystyczny dla aut z linii Vignale, wzór.
Bez względu na to, którą wersję wyposażenia wybierzemy (dostępne są trzy plus ekskluzywna Vignale), do wyboru mamy jedynie dwie wersje silnika 2.0 TDCi - 180 i 210 KM. Obydwie łączone są seryjnie z napędem na cztery koła, ale z różnymi skrzyniami. Słabsza występuje jedynie z 6-biegowym "manualem", natomiast mocniejsza z 6-stopniową przekładnią PowerShift.
W obu przypadkach możemy liczyć na wystarczającą dynamikę - ze słabszym silnikiem Edge rozpędza się do 100 km/h w 9,9 s, a z mocniejszym w 9,4 s. Pochwalić należy zarówno przyjemnie pracującą skrzynię manualną, jak i nieźle zestrojony "automat", sprawnie zmieniający biegi.
Obecnie Ford nie planuje jednak rozszerzenia oferty o jednostki benzynowe (choć w USA są dostępne trzy w tym 2-litrowy EcoBoost). Wynika to oczywiście ze specyfiki rynku - europejscy kierowcy najchętniej decydują się na dużego SUVa z silnikami wysokoprężnymi. Niemniej, przynajmniej jeden "benzyniak" z pewnością nie zaszkodziłby Edge'owi.
Na początku napisaliśmy, że Ford Edge wymyka się klasyfikacji i jest tak z kilku powodów. Po pierwsze jego rozmiar. Ponieważ mierzy 480 cm, można go porównać do Volkswagena Touarega czy Mercedesa GLE, ale jest znacznie tańszy od mniejszego GLC. Ktoś powie, że niesłusznie wspominamy tutaj o markach premium, którą Ford zdecydowanie nie jest. Rywalami wydają się być raczej Kia Sorento i Hyundai Santa Fe, ale one z kolei nie mogą się równać z Edgem pod względem prowadzenia i jakości wykończenia wnętrza. Szczególnie ta ostatnia nie jest gorsza, niż w modelach takich jak BMW X3 oraz Mercedes GLC, a w przypadku wersji Vignale - wręcz przewyższa je.
Pozostaje jeszcze kwestia ceny. Za najtańszego Forda Edge zapłacimy 166 600 zł (wersja Trend ze 180-konnym dieslem). Seryjnie otrzymamy w niej całkiem bogate wyposażenie - klimatyzację automatyczną, 19-calowe alufelgi czy też system multimedialny i kamerę cofania. Chętni na mocniejszą odmianę muszą przygotować przynajmniej 197 900 zł - dostępna jest ona bowiem dopiero w wersji Titanium, oferującej między innymi nawigację, podgrzewane fotele i kierownicę oraz elektrycznie sterowaną klapę bagażnika.
Nowy Ford Edge dał się nam poznać jako bardzo rodzinny i praktyczny SUV, wyróżniający się ciekawą stylistyką i świetnym prowadzeniem. Cenowo plasuje się pomiędzy koreańską konkurencją, a niemieckimi SUVami premium, co nie jest złą wiadomością, biorąc pod uwagę bogate wyposażenie i jakość wykonania. Reasumując, na rynku pojawił się nowy, ale naprawdę mocny gracz.
Michał Domański