Zwolnienia w polskim zakładzie MAN-a
Czarne chmury gromadzą się nad załogą starachowickiej fabryki MAN-a. Jest już pewne, że spadek liczby zamówień na produkowane w zakładzie autobusy nie pozostanie bez wpływu na poziom zatrudnienia.
Informacje o planowanych zwolnieniach potwierdziły służby prasowe niemieckiej marki. "Związki zawodowe zostały poinformowane, że dzienny plan produkcyjny zostaje obniżony do 11 autobusów (z 14 obecnie - przyp. red.). Wiąże się to ze zmniejszeniem zatrudnienia. Zwolnionych ma zostać około 250 osób. Będą to głównie osoby zatrudnione w MAN za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej, ale przewiduje się również zwolnienie pewnej grupy osób zatrudnionych bezpośrednio przez MAN. Głównym kryterium, którym pracodawca ma się kierować typując osoby do zwolnienia ma być dyscyplina, zaangażowanie w pracę i absencja chorobowa. "Solidarność" uważa, że żadne zwolnienia nie są potrzebne gdyż pracownicy - głównie agencyjni - sami odchodzą z pracy. Miesięcznie jest to około 60 - 70 osób" - czytamy na stronach internetowych NSZZ "Solidarność" w MAN BUS Sp. z o.o.
To nie pierwszy konflikt na linii pracodawca - załoga starachowickiej fabryki. W początku ubiegłego roku doszło do fali strajków mających na celu poprawę warunków płacowych. Kryzys udało się zażegnać dopiero pod koniec marca, gdy zakładowa "Solidarność" przystała na propozycję zarządu. Zgodnie z nią pracownicy otrzymać mieli podwyżki w wysokości 6,5 proc (z wyrównaniem od stycznia) oraz kolejne - w wysokości 3,5 proc. wynagrodzenia - w roku 2019. Po proteście blisko 180 osób otrzymało również stałe umowy o pracę.
Załoga polskiej fabryki autobusów MAN w Starachowicach liczy dziś około 2700 osób. Około 500 z nich to robotnicy zatrudnieni przez agencje pracy tymczasowej.
14 października był pierwszym dniem, w którym zakład pracował wg nowego, zreorganizowanego, harmonogramu produkcji (11 zamiast dotychczasowych 14 pojazdów dziennie).