Przyszedł list z fotoradaru. Polacy mają na to sposób, ale jest haczyk
Polscy kierowcy od lat wymyślają coraz bardziej wyrafinowane metody na ominięcie kar za przekroczenie prędkości. Zaostrzenie przepisów dotyczących niewskazania sprawcy wykroczenia sprawiło, że popularna wcześniej metoda "nie pamiętam, kto prowadził" stała się nieopłacalna. W jej miejsce pojawiła się nowa strategia, która wykorzystuje luki w międzynarodowej wymianie informacji. Niestety dla kierowców, którzy chcą oszukać system, ten może skończyć się ona znacznie gorzej niż zwykły mandat.

Spis treści:
Jeszcze kilka lat temu wielu kierowców stosowało prostą taktykę - gdy przyszło wezwanie do wskazania sprawcy wykroczenia, odpowiadali, że nie pamiętają, kto prowadził pojazd w danym dniu. Kara za taką "niepamięć" wynosiła zawsze 500 złotych bez punktów karnych. Dla wielu było to korzystniejsze niż mandat za znaczne przekroczenie prędkości.
Ustawodawca szybko zorientował się, że taka regulacja zachęca do oszustw. Przepisy zostały zaostrzone w sposób radykalny - teraz kara za niewskazanie sprawcy to minimum dwukrotność kwoty za popełnione wykroczenie, ale nie mniej niż 800 złotych.
Nowy sposób na fotoradary - metoda "na Ukraińca"
Kierowcy wymyślili nowy sposób. Polega on na podawaniu fałszywych danych osobowych - najczęściej obywateli krajów spoza Unii Europejskiej, szczególnie zza wschodniej granicy. Logika jest prosta: skoro wymiana informacji między UE a krajami trzecimi nie jest tak sprawna, GITD może mieć problem z ustaleniem tożsamości rzekomego sprawcy.
Metodę tę stosują również motocykliści, którym fotoradar zrobił zdjęcie z przodu, ale z uwagi na kask nie można rozpoznać twarzy. Ponieważ większość fotoradarów fotografuje przód pojazdu, a motocykle nie mają z przodu tablicy rejestracyjnej, identyfikacja sprawcy jest utrudniona. Podanie wymyślonych danych zagranicznych ma za zadanie całkowicie "zgubić" sprawę w biurokratycznych procedurach.
Oszuści liczą na to, że brak sprawnej wymiany informacji sprawi, iż sprawa zostanie umorzona. Niestety dla nich, realia coraz częściej są nieco inne. Powstały bowiem 32 Krajowe Punkty Kontaktowe działające we wszystkich państwach członkowskich UE oraz krajach o statusie obserwatorów, w tym w Norwegii, Gruzji, Mołdawii, Ukrainie, Czarnogórze i Armenii.
Dzięki tym punktom służby mogą sprawdzić dane osób wskazanych jako sprawcy wykroczeń na terenie UE. Jeśli okaże się, że osoba o podanych danych nie istnieje lub nigdy nie była w Polsce, problem przechodzi na wskazującego "sprawcę". Wtedy zaczyna się prawdziwy kłopot.
Jakie konsekwencje grożą za podanie fałszywych danych?
Podanie nieprawdziwych informacji w postępowaniu administracyjnym może skutkować bardzo poważnymi konsekwencjami. Kodeks karny przewiduje w artykule 233 karę pozbawienia wolności do trzech lat za składanie fałszywych zeznań mających służyć za dowód w postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy.
Dodatkowo zastosowanie może mieć artykuł 65 kodeksu wykroczeń, który penalizuje umyślne wprowadzanie w błąd organów państwowych co do tożsamości własnej lub innej osoby. Kara może wynosić od ograniczenia wolności do grzywny, ale w połączeniu z zarzutami karnymi może prowadzić do znacznie surowszych konsekwencji.
Jak uniknąć mandatu z fotoradaru?
Zamiast ryzykować poważne konsekwencje prawne, kierowcy mają do dyspozycji legalne sposoby na zmniejszenie kar. Można skorzystać z pomocy prawnika, który sprawdzi, czy fotoradar został prawidłowo zainstalowany i czy procedura wymierzania kary przebiegła zgodnie z prawem.
Warto też pamiętać o możliwości negocjowania wysokości kary czy rozłożenia jej na raty.
Choć brzmi to banalnie, najskuteczniejszym sposobem na uniknięcie problemów z fotoradarami jest po prostu przestrzeganie ograniczeń prędkości. Nowoczesne systemy nawigacji ostrzegają o fotoradarach, aplikacje mobilne informują o kontrolach, a limity prędkości są jasno oznakowane.