Znajomy wsiada po pijanemu za kierownicę. Jak reagujesz?
Co ma być, to będzie... Wypadki chodzą po ludziach... To prawda, ale bywają zdarzenia tak pozbawione jakiegokolwiek sensu, że w ich obliczu stajemy zupełnie bezradni. Nietrzeźwy i naćpany kierowca BMW wjeżdża na chodnik, zabijając sześć osób.
W czołowym zderzeniu Fiata Punto z Audi A4, prowadzonym przez pijanego, nie posiadającego prawa jazdy mężczyznę ginie młoda, ciężarna kobieta. Ojciec jej dziecka umiera w szpitalu... Te tragedie wstrząsnęły opinią publiczną i na długo zapadły w naszą pamięć. W ostatni kwietniowy weekend doszło do kolejnego podobnego dramatu. W Gdańsku będący pod wpływem narkotyków kierowca sportowego Nissana staranował inne auto. Wpadło ono na ścieżkę rowerową, zabijając jadącą nią kobietę i raniąc trzy osoby. Sprawcą wypadku okazał się kryminalista, skazany we wrześniu ubiegłego roku na 10 lat więzienia za rozbój, oszustwo i wymuszanie haraczy od przedsiębiorców. Najpierw poinformowano, że przebywał na wolności, ponieważ wyrok jest jeszcze nieprawomocny, a sędzia, choć zdaniem prawników mógł to uczynić, nie uznał za stosowne nakazać tymczasowego aresztowania czterdziestolatka. Potem pojawiła się wiadomość, że z powodu złego stanu zdrowia korzystał z przerwy w odbywaniu kary.
Jak zawsze w takich sytuacjach, w komentarzach internetowych propozycje, w jaki sposób należałoby ukarać sprawcę powyższego wypadku przeplatają się z ogólnymi uwagami na temat polityków, stanu wymiaru sprawiedliwości w Polsce oraz praworządności państwa.
"Dziś usłyszałem dwa newsy... Ktoś oszukał ludzi na 50 tysięcy i grozi mu do 8 lat.... Potem naćpany, bandyta, recydywista furą za 200 tysięcy zabił kobietę na rowerze i grozi mu do 12 lat. To ja się pytam!!!!!!!! Co za h.........wprowadzili takie kary, gdzie życie człowieka jest warte tylko o cztery lata więcej od oszustwa na 50 kawałków? Od kiedy to kasa, a nie życie ludzkie jest największym dobrem i wartością" - oburza się "ktosik63".
"I najlepsze jest to, że jedno z tych przestępstw ujdzie mu płazem. Był skazany na 10. Teraz do puli doszło kolejne 8, a ile posiedzi? 18? Nie. U nas wyroki nie są sumowane. Posiedzi 10. Więc jedno przestępstwo ma za free. Można by rzec, że od strony bandyckiej to farciarz roku" - dodaje "Kaskozorzec".
To dwa spośród nielicznych, nadających się do zacytowania wpisów na ten temat. Większość pozostałych jest zbyt drastyczna.
Wypadek w Gdańsku bulwersuje, ale prawdę mówiąc nie ma tygodnia, by kroniki policyjne nie przynosiły informacji na temat podobnych, choć na szczęście nie zawsze tak tragicznych w skutkach zdarzeń.
W Głogowie kierowca Seata potrącił prawidłowo przechodzącego przez jezdnię 61-letniego pieszego. Zatrzymał się, przy pomocy innego przechodnia przeniósł ofiarę wypadku z ulicy na chodnik, a następnie odjechał. Okazało się, że w związku z przekroczeniem limitu punktów karnych już wcześniej utracił prawo jazdy, a jego samochód miał niesprawne hamulce.
W miejscowości Zaścianek w Białostockiem kierowca Toyota śmiertelnie potrącił przechodzącą przez jezdnię w rejonie przejścia dla pieszych kobietę i uciekł z miejsca wypadku. Samochodem, jak ustaliła policja, jechało pięć osób, z których cztery były pijane. Kto kierował z autem? Tego w chwili publikacji komunikatu jeszcze nie wiedziano.
Na Drodze Krajowej nr 19 w miejscowości Protasy kierowca Seata uciekł z miejsca spowodowanego przez siebie wypadku, w którym poważnie ucierpiał motocyklista. Został wytropiony, doścignięty i zatrzymany przez policjanta, jadącego po służbie swoim prywatnym autem. Badanie wykazało, że miał w organizmie prawie 2,5 promila alkoholu.
I tak dalej, i tak dalej...
Bywa, że pijani kierowcy są nie tyle sprawcami wypadków, co ich mimowolnymi uczestnikami. Niestety, stan nietrzeźwości jest zawsze okolicznością obciążającą. Przekonał się o tym mieszkaniec powiatu głubczyckiego. Potrącił on samochodem sześcioletniego rowerzystę, który zjechał nagle i niespodziewanie z chodnika na jezdnię. Kierowca spanikował i uciekł z miejsca wypadku. Gdy został zatrzymany, alkomat wykazał u niego prawie 2,5 promila alkoholu.
Morze wódki, 120 kilometrów na liczniku? I co? I nic, jedziemy... Skrajna głupota granicząca z szaleństwem
Po każdym spowodowanym przez pijanego kierowcę spektakularnym wypadku mnożą się pomysły, których wprowadzenie w życie miałoby zapobiec podobnym tragediom w przyszłości. Wyroki nieuchronnego, wieloletniego więzienia, konfiskata samochodów jako narzędzi przestępstwa, dożywotnie odbieranie prawa jazdy, publiczne piętnowanie w mediach... Rozwiązań jest wiele, lecz żadne nie okaże się skuteczne bez czujności i konsekwentnej postawy bezpośredniego otoczenia potencjalnych sprawców nieszczęść na drodze. Niedawno media obiegła historia dziewięcioletniego chłopca, który wezwał policję, nie chcąc wsiąść do auta prowadzonego przez nietrzeźwą matkę. W Dąbrowie Białostockiej dwaj mężczyźni zwrócili uwagę na samochód, którego silnik zgasł na środku skrzyżowania. Podeszli, by zapytać, czy jego kierowca nie potrzebuje pomocy. Okazało się, że owszem, bo jest kompletnie pijany. Przechodnie odebrali mu kluczyki i zawiadomili drogówkę.
Niestety, takie zachowanie wciąż należą do rzadkości. Częściej bywa tak, że koledzy, koleżanki, znajomi, krewni, współmałżonkowie zamiast protestować, odbierać kluczyki, biernie przyglądają się wyczynom pijanych kierowców. Ba, wsiadają wraz nimi do samochodów i padają ofiarą własnej lekkomyślności. Tak choćby, jak 16-letnia pasażerka Audi, za którego kierownicą siedział nietrzeźwy (1,6 promila), nie posiadający prawa jazdy osiemnastolatek. Zginęła, gdy prowadzony przez niego samochód uderzył w drzewo...
Także sprawca wspomnianej na wstępie tragedii z województwa pomorskiego, w wyniku której zginęła kobieta, jej nienarodzone dziecko i mąż, nie jechał sam. Pasażerem prowadzonego przez niego auta był jego bratanek. Jak zeznał, wujek wypił wcześniej ze znajomym litr albo półtora litra wódki. "Ja piłem tylko piwo. Wracaliśmy po godz. 20 z prędkością 120 km/h. Wiem, bo widziałem. Zjechaliśmy z gruntowej drogi, wjechaliśmy na ulicę, minęliśmy zakręt i uderzyliśmy w Punto. Nawet nie hamowaliśmy" - mówił przed sądem.
Morze wódki, 120 kilometrów na liczniku? I co? I nic, jedziemy... Skrajna głupota granicząca z szaleństwem.