Złom znów jedzie. Ale czy to złom?

Przez lata utarło się przekonanie, że Polska jest jednym z największych odbiorców "motoryzacyjnego złomu z zachodu". Rzeczywiście każdego roku, w ramach prywatnego importu, do naszego kraju trafia około miliona używanych aut. To prawda - stan techniczny wielu z nich nie jest najlepszy, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że napływowi tych pojazdów zawdzięczamy np. skokowy wzrost bezpieczeństwa na naszych drogach!

Czy tak uszkodzone auto da się bezpiecznie naprawić?
Czy tak uszkodzone auto da się bezpiecznie naprawić?INTERIA.PL

Jeszcze w 2000 roku, gdy szczyt popularności przeżywały - pozbawione często poduszek powietrznych i ABS - produkty FSO i Daewoo, w wypadkach drogowych w Polsce ginęło około 6,3 tys. osób rocznie. Dekadę później, gdy rodacy zachłysnęli się "złomem z zachodu", liczba ofiar śmiertelnych wynosiła 3,9 tys. Obecnie, od kilku lat, oscyluje ona w okolicach 2,7-2,9 tys. rocznie.

Rzeczywiście - zwłaszcza w pierwszej fali prywatnego importu - często zdarzały się auta w opłakanym stanie technicznym. Były to również złote czasy dla wszelkiej maści oszustów i kombinatorów. Na porządku dziennym było montowanie zaślepek w miejscu wystrzelonych poduszek powietrznych czy naprawianie elementów konstrukcyjnych przy pomocy szpachli... Czasy się jednak zmieniają i dziś, gdy rynek używanych aut mocno się nasycił, a świadomość nabywców diametralnie wzrosła, handlarze musieli dostosować się do nowych czasów. Obecnie, dzięki dostępowi do tanich części zamiennych, praktycznie nikt nie "bawi się" już w tego rodzaju patologie. Nie zmienia to jednak faktu, że środowisko wciąż skupia wielu waniaków balansujących na granicy prawa.

Naprawa tak uszkodzonego auta pochłonie około 5 tys. zł. Ale czy jest legalna?INTERIA.PL

Za przykład posłużyć może powyższe zdjęcie. Uszkodzony w ten sposób ford S-max kosztować może w Niemczech od 1 do 4 tys. euro w zależności od przebiegu i rocznika. W Polsce ten model (oczywiście sprawny) wyceniany jest na 15-25 tys. zł w przypadku aut sprzed liftingu (do 2010) i od 30 tys. zł w górę za młodsze egzemplarze. Ile kosztować będzie profesjonalna, acz - niezgodna z prawem - naprawa uwiecznionego na zdjęciu egzemplarza? Między 1,5 a 2 tys. zł handlarz zapłaci za kompletną, używaną, deskę rozdzielczą z poduszkami powietrznymi i elektroniką sterującą. Mniej więcej drugie tyle pochłoną części uszkodzonego pasa przedniego. Można więc przyjąć, że naprawa - w zależności od kwoty, jaką zainkasuje blacharz i lakiernik - pochłonie od 4 do około 6 tys. zł. Wniosek? Na sprowadzonym aucie zarobić można około 5 tys. zł. Czy tak odbudowane auto stwarzać będzie zagrożenie w ruchu? Nic nie wskazuje na to, żeby w czasie wypadku ucierpiały elementy nośne karoserii, śmiało można więc przyjąć, że punkty bazowe nie zostały naruszone. Niewiadomą stanowią wyłącznie... poduszki powietrzne.

Właśnie ten aspekt pozostawia najwięcej wątpliwości. Mało kto zdaje sobie bowiem sprawę, że - zgodnie z rozporządzeniem Ministra Infrastruktury z 28 września 2005 roku (D.U. nr 201) - montaż używanych elementów tego typu jest zabroniona! Mimo tego nie ma najmniejszego problemu z zakupem airbagów pochodzących z demontażu. Wspomniane rozporządzenie zabrania też m.in. ponownego wykorzystania takich elementów jak: katalizatory, filtry, tłumiki czy elementy układu hamulcowego. Gdyby jednak wszyscy obywatele stosowali się do tych przepisów z naszych dróg musiałoby zniknąć setki nietypowych aut określanych często mianem klasyków...

Oczywiście istnieje pewne prawdopodobieństwo, że - w czasie ewentualnego wypadku - wymienione poduszki powietrzne czy np. pirotechniczne napinacze pasów bezpieczeństwa nie zadziałają prawidłowo. Z drugiej strony, wiele napraw elektroniki polega właśnie na wymianie uszkodzonych modułów na używane i samochody po takich operacjach odzyskują pełną sprawność. Rozbudowane systemy autodiagnostyki pozwalają sprawdzić, czy - przynajmniej z punktu widzenia elektroniki sterującej - naprawa przeprowadzona została poprawnie. Niestety - w przypadku systemów bezpieczeństwa -ostatecznym testem zawsze okazuje się... kolejny wypadek.

Spoglądając na zdjęcie uszkodzonych pojazdów warto jednak szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy - w razie drogowego nieszczęścia - wolelibyśmy siedzieć z rodziną w naprawionym fordzie S-maxie czy raczej bazowej, bezwypadkowej, skodzie fabii czy oplu astra z polskiej sieci dealerskiej?

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas