Bieda z nędzą, czyli na jakie auto stać Polaka?
Hurra, jest rekord! W ubiegłym roku Polacy kupili prawie 532 tysiące nowych samochodów osobowych. To najlepszy wynik w XXI wieku i o 45 537 sztuk lepszy niż w 2017 r. Nie brakuje jednak głosów, że tak naprawdę nie ma się z czego cieszyć, bowiem statystycznie aż trzy z każdych czterech fabrycznych nówek kupiły instytucje, przedsiębiorstwa lub osoby prowadzące indywidualną działalność gospodarczą. Ma to dowodzić, że przeciętnego rodaka, płacącego za auto z własnej kieszeni, stać jedynie na pojazd używany i to zazwyczaj mocno zaawansowany wiekowo. drogą pędzą. Hm... Czy taka pesymistyczna ocena jest uzasadniona?
Najwięcej w naszej historii, bo 632 tys. nowych samochodów, kupiliśmy w roku 1999. Czy wówczas byliśmy jako społeczeństwo zamożniejsi niż obecnie? Wolne żarty. Po prostu zmieniły się realia. Wejście do Unii Europejskiej szeroko otworzyło polski motorynek. Do kraju zaczęły zjeżdżać, na własnych kołach lub na lawetach, setki tysięcy używanych wehikułów z Europy Zachodniej. Wielu z tych, którzy dotychczas przymierzali się do nowego poloneza, fiata seicento, daewoo lanosa, uznało, że lepiej zainteresować się ściągniętym z zagranicy volkswagenem, audi czy oplem. Pojazdem z drugiej ręki, o często niepewnej przeszłości, ale bardziej prestiżowym i lepiej wyposażonym. Powojenne pokolenia rodaków marzyły o "zachodnim" wozie, stanowiącym w czasach jeden z symboli luksusu i wysokiego statusu materialnego właściciela. Teraz te marzenia wreszcie mogły się ziścić. To, nie lekceważąc oczywiście argumentów natury finansowej, jedna z przyczyn gwałtownego rozwoju rodzimego samochodowego rynku wtórnego.
72,3 proc. wszystkich sprzedanych w 2018 r. w Polsce nowych samochodów osobowych kupiono "na firmę". To fakt, ale przecież auta te mają konkretnych użytkowników. Nie popełnimy błędu, jeżeli powiemy, że zdecydowaną ich większość spokojnie stać byłoby na samodzielny zakup auta prosto z salonu. Nie kupują, bo nie muszą. Im wyższe stanowisko, tym sowitsze uposażenie, a jednocześnie lepsza służbowa fura i większe przywileje, związane z jej wykorzystywaniem w celach prywatnych. Cóż, nie ma sprawiedliwości na świecie...
Ludzie biznesu, zarówno tego poważnego, jak i najdrobniejszego, kupują i rejestrują auta jako firmowe, bo tak nakazuje zdrowy rozsądek wynikły z kalkulacji podatkowej. Podobnie postępują przedstawiciele wolnych zawodów. Dlatego nie trafiają do kategorii "nabywcy indywidualni", chociaż w innej sytuacji z pewnością by się do niej zaliczali. Ba, jesteśmy przekonani, że również liczni przedstawiciele handlowi bez problemu mogliby pozwolić sobie na prywatny zakup flotowej skody fabii, którą jeżdżą na co dzień w pracy. I znowu: nie kupują, bo nie muszą.
Analizując wyniki ubiegłorocznej sprzedaży nowych samochodów warto zwrócić uwagę na rosnącą popularność marek premium. W 2018 r. Polacy kupili 71,3 tys. mercedesów, bmw, audi, volvo, lexusów, land roverów, porsche i jaguarów. Być może część z nich wyjechała z powrotem za granicę w ramach tzw. reeksportu, swoje zrobiła także zapowiedź niekorzystnych zmian w przepisach, regulujących leasing kosztownych aut, ale mimo to powyższa liczba imponuje. Oto dożyliśmy czasów, gdy Mercedes sprzedaje się w Polsce lepiej niż Fiat, a Rolls Royce przebija wynikami Ładę. Niewiarygodne.
Do myślenia daje również porażka marek japońskich w konkurencji z koreańskimi. Pozycję producentów z Kraju Kwitnącej Wiśni ratuje Toyota, której udało się przekonać Polaków, że jej samochody są wyjątkowo niezawodne i, dzięki napędowi hybrydowemu - wybitnie ekonomiczne. Jednak Nissan (miejsce 13), Mazda (16), Suzuki (20), Honda (21), Mitsubishi (22) czy Subaru (26) wyraźnie ustępują pola Kii i Hyundaiowi, plasującym się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych w Polsce marek.