Złodzieje i zapominalscy. Stacje paliwowe mają 100 tysięcy takich problemów

Samoobsługa na stacjach benzynowych w połączeniu z wysokimi cenami paliw i pobłażliwością prawa wodzą na pokuszenie. Podjechać pod dystrybutor, zatankować do pełna i nie fatygując się do kasy odjechać w siną dal... Z piskiem opon, albo przeciwnie - dyskretnie. Zanim się zorientują, zadzwonią po policję, ja będę już daleko. Według niektórych statystyk liczba tego rodzaju kradzieży przekracza 100 000 rocznie. Sto tysięcy!

article cover
INTERIA.PL

Oczywiście na wielu stacjach jest monitoring, ale nie każdy wie o jego istnieniu. Zresztą przed wścibstwem kamer można się ustrzec. Na samochodzie mocujemy trytytkami lewe blachy, na głowę naciągamy kaptur i... szukaj wiatru w polu.

Dla niektórych jest to jednorazowy wyskok, inni uczynili sobie z wizyt na "cepeenach" stałe źródło dochodu. Tak jak 26-letni Marcin S., który po zatrzymaniu w grudniu ubiegłego roku wyjaśnił policjantom, że pracował na tytuł "barona paliwowego". Dokonał ponad 70 kradzieży, odwiedzając stacje zawsze tej samej sieci dystrybucyjnej. Działał na zamówienie. Korzystał z samochodów użyczanych mu przez klientów i zaopatrzonych w kradzione lub podrobione tablice rejestracyjne. Za swoje usługi inkasował połowę wartości "pozyskanego" paliwa.

Zawodowcy i co bystrzejsi amatorzy pilnują się, by nie przekroczyć granicy, która dzieli wykroczenie od przestępstwa. Do niedawna wytyczała ją jedna czwarta minimalnego wynagrodzenia za pracę. Dokonana w listopadzie ubiegłego roku nowelizacja przepisów ustaliła limit kwotowy: 500 zł (złośliwcy od razu zaczęli mówić o "programie 500 plus dla złodziei"). Zasada jest prosta: kradniesz przedmiot czy towar o wartości 499 zł - popełniasz tylko wykroczenie. Przywłaszczasz sobie cudzą własność, kosztującą 501 zł - zostajesz uznany za przestępcę, narażasz się na surowszą karę, nie dostaniesz roboty, przy której wymaga się zaświadczenia o niekaralności itp.

Przed dystrybutorem w Krakowie na jednej ze stacji benzynowych zatrzymuje się samochód firmowy, oklejony tak, jak bywają oklejone tego rodzaju pojazdy, do tego z dużym, dobrze widocznym numerem telefonicznym

Przy okazji tej samej nowelizacji zdecydowano też o utworzeniu elektronicznego rejestru sprawców wykroczeń przeciwko mieniu, osób podejrzanych o popełnienie takich czynów, obwinionych i ukaranych. Ma on ułatwiać wyłapywanie spryciarzy, którzy dokonują drobnych, acz licznych kradzieży w różnych miastach. Każda nich była wykroczeniem, lecz odtąd, po zsumowaniu wszystkich tego rodzaju czynów, umożliwi postawienie zarzutu popełnienia przestępstwa. Odtąd, a konkretnie dopiero za kilka miesięcy, bowiem przepis o rejestrze ma wejść po roku od jego uchwalenia.

Czy wspomniane zmiany w prawie ukrócą plagę kradzieży paliwa na stacjach? Nie bylibyśmy tu nadmiernymi optymistami. Najgorsze jednak, że przy okazji rykoszetem obrywają ludzie roztargnieni i zapominalscy. Dodajmy - roztargnieni i zapominalscy bez żadnego cudzysłowu, puszczania oka itd. Oto historia, która powinna być dla takich osób przestrogą...

Przed dystrybutorem w Krakowie na jednej ze stacji benzynowych zatrzymuje się samochód firmowy, oklejony tak, jak bywają oklejone tego rodzaju pojazdy, do tego z dużym, dobrze widocznym numerem telefonicznym. Kierowca wlewa do baku paliwo za 195 zł  i zmierza do kasy. Po drodze wpada na pomysł, że napije się kawy. Zamawia ją, spokojnie wypija i za nią płaci. I tylko za nią. Odjeżdża nie niepokojony, nikt z pracowników stacji nie upomina się o pieniądze za paliwo.

Dwa miesiące później zostaje wezwany na policję. Jego sprawa trafia do sądu. Pierwsza rozprawa odbywa się bez udziału stron. Policyjny oskarżyciel żąda 900 zł grzywny. Sąd wymierza karę 1000 zł.

Podczas drugiej rozprawy obwiniony jest już obecny na sali sądowej. Opowiada, jak było. Zaprzecza jakoby podczas przesłuchania przez policję przyznał się do kradzieży. Przecież potwierdził jedynie, że zapomniał zapłacić za paliwo. Sąd przegląda zapis monitoringu, z którego wynika, że tylko głupiec mógłby dokonywać kradzieży w tak naiwny sposób: posługując się wyraźnie oznakowanym, łatwym do zidentyfikowania pojazdem, spędzając czas przy kawie na miejscu przestępstwa. Zapada wyrok uniewinniający. Koszty sądowe pokryje skarb państwa.

Według policji, takie sytuacje, jak opisana powyżej, wcale nie należą do rzadkości.     

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas