Zamiast Stref Czystego Transportu lepiej złomować diesle?

Rząd zapowiada trzecie podejście do Stref Czystego Transportu. Dwa pierwsze rozwiązania poległy, bo były „niedoskonałe”. Strach pomyśleć, co teraz wymyślą. A może tak zamiast stref stworzyć system dopłat do złomowania starych diesli? Wpływ na czystość powietrza byłby wyraźnie lepszy.

To chyba największa porażka ustawy o elektromobilności - Strefy Czystego Transportu to jedyny element przewidziany w ustawie, który w ogóle nie został nigdzie zastosowany. Co zresztą nie wydaje się dziwne - samorządy nie chcą brać odpowiedzialności za rozwiązanie, które utrudni życie mieszkańcom, a więc musi wzbudzić niezadowolenie, przynajmniej w pierwszym okresie funkcjonowania. - W roku 2018 samorządowcy mówili, że jeżeli nie będzie daty przymusu, to strefy nie powstaną i nie powstały - powiedziała Agata Rzędowska, dziennikarka Green News podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

Reklama

Rząd na początku roku zapowiadał zmiany w ustawie i nowe podejście, które zmusiłoby miasta powyżej 100 000 mieszkańców do tworzenia takich stref, ale potem się z tego wycofał. Według Marcina Korolca, prezesa Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych podobnie jak samorządy czeka, aż decyzja parlamentu zdejmie z niego odpowiedzialność, a więc i ewentualną niechęć mieszkańców.

Wygląda na to, że na przeszkodzie tworzenia takich stref stoją... stare diesle. Bartłomiej Orzeł, rządowy pełnomocnik ds. czystego powietrza przypomina, że mamy sporą grupę mniej zamożnych obywateli, którzy wykorzystują kilkunastoletnie samochody, a będąc mieszkańcami stref i tak mieliby możliwość wjeżdżania do nich. Organizacja stref tych mieszkańców także musi brać pod uwagę.

Tymczasem, jak wykazały badania przeprowadzone w 2019 roku przez Krakowski Zarząd Transportu na 104 tys. pojazdów w centrum miasta najwięcej trują właśnie stare diesle, a tych spotykamy bardzo wiele także w prywatnym transporcie autobusowym. Warunkiem skuteczności działania jakichkolwiek niskoemisyjnych stref jest zorganizowanie w nich skutecznego, wydajnego i niskoemisyjnego (a najlepiej zeroemisyjnego) transportu zbiorowego, który umożliwiłby poruszanie się po strefach tych, którzy będą musieli zostawić auta poza tymi obszarami. A to sugeruje, że dla prywatnych przewoźników nie byłoby już miejsca w owych strefach. Warto też przy okazji zauważyć, że "nieco" inny wpływ na powietrze ma wiekowy bus takiego przewoźnika, a inny "nastoletnia" osobówka z dieslem wyposażonym w filtr cząstek stałych.

Bartłomiej Orzeł uważa, że dotychczasowe rozwiązania były niedoskonałe i to było powodem wstrzymywania się samorządów z tworzeniem stref. Teraz rząd stara się je dopracować i jak zapowiada, wkrótce znowu trafią pod obrady Rady Ministrów. Ciekawe, co rząd wymyśli tym razem, za trzecim już podejściem. Może zamiast ograniczać mobilność obywateli zbyt biednych, by jeździć względnie nowoczesnymi samochodami, lepiej byłoby im pomóc? Wzorem na przykład głośnych swego czasu na Zachodzie dopłat do nowych aut, po zezłomowaniu starych. Co prawda w polskich realiach raczej musiałby to być program nieograniczający się do samochodów fabrycznie nowych, ale wymiana leciwego diesla bez filtra cząstek stałych, na auto spełniające normę Euro 6, naprawdę zrobiłoby różnicę. Zarówno dla środowiska, jak i bezpieczeństwa na naszych drogach.

Jan Stora

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: strefy czystego transportu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy