Zabrali im działkę pod drogę, a dom obudowali chodnikiem

Państwo Gryczkowie zgodzili się przed laty na wytyczenie wąskiej dróżki koło ich domu. Teraz to szeroki chodnik, zamiast wjazdu na posesję jest przejście dla pieszych, a duża część działki została zaanektowana na rozbudowę biegnącej obok drogi.

73-letnia Marianna Gryczka z dziećmi mieszka w Juncewie w województwie kujawsko-pomorskim. W 1983 roku z mężem kupiła tu działkę z domem. Małżeństwo, które wychowało siedmioro dzieci, przez lata dbało o swoją posesję. Po śmierci męża kobieta postanowiła rozbudować dom. Niestety, w 2018 roku jej spokojne życie stało się koszmarem. Decyzją urzędników zabrano jej ogród pod budowę drogi.

- W 2014 roku dostaliśmy pierwsze pismo, że będzie budowa drogi 251. Tylko tyle byliśmy poinformowani w tym temacie. Byliśmy odcięci od jakichkolwiek rozmów. Nie mieliśmy szansy się bronić. Bez pytania wchodzili, budowali, a ja żyłam w stresie - opowiada Patrycja Gryczka, córka mieszkająca z panią Marianną.

Reklama

Jak dodaje, z przesłanego rodzinie operatu szacunkowego wynika, że rodzinę wywłaszczono z działek 190/2 i 190/4, co łącznie daje 62 mkw. - I jest to w opisie, z dokumentów wynika, że byłby zabrany mamie tylko ogród. Nie ma nic wspomnianego o podwórku. Byliśmy w totalnym szoku, jak tu budowlańcy zaczęli się pokazywać - wspomina pani Patrycja.

Budowa trwała, a państwo Gryczkowie obserwowali, jak ich posesja jest odcinana od reszty miejscowości. Dookoła domu powstał chodnik, z którego nikt nie korzysta. Jest też przejście dla pieszych, które spowodowało, że rodzina straciła wjazd na swoją działkę. Ku zdziwieniu pani Marianny, z czasem drogowcy zajęli również część jej podwórka. W miejscu dotychczasowej 60-centymetrowej dróżki powstał szeroki na dwa metry chodnik. 

- 8800 zł dostaliśmy. Za zlikwidowane sześciu drzewek i ogrodzenie ze stali. Dodatkowo musieliśmy wybudować na swój koszt szambo, bo wcześniejsze zabrano na poczet drogi.  Żadna instytucja się tego nie podjęła. Gdybyśmy od razu wiedzieli, że toczy się walka o podwórko, nigdy byśmy na to nie pozwolili, żeby nas z niego wywłaszczono. Ale w papierach jest to opisane jako ogród - mówi pan Patrycja.

- Nie mogę w tej chwili samochodem wjechać sobie w podwórko, gdzie wcześniej był wjazd. Z garażu nie mogę korzystać, a jeśli chodzi o parkowanie samochodu, to musimy parkować na pasie drogowym, bo tak ten chodnik jest nazwany - zauważa Tomasz Gryczka, syn pani Marianny.

 - Tu nie ma w ogóle ruchu. Po pasach nie chodzi nikt. Na chodniku ruch odbywa się przeważnie w niedzielę. Kilka osób idzie. Przechódek mieli do kościoła, bo ja się na to godziłam, bo jestem człowiek. Ale z przechódka zrobili mi autostradę przez podwórko, z czym się ja nie godzę - dodaje pani Marianna.

Państwo Gryczkowie wielokrotnie interweniowali u urzędników. Według rodziny za każdym razem byli zbywani. Dziś urzędnicy nie widzą problemu. Twierdzą, że inwestycja powstała zgodnie z prawem, a projektanci uwzględnili wjazd na posesję. Tyle, że zrobiono to na mapach, nie w rzeczywistości. Żaden z urzędników nie zgodził się wystąpić przed naszą kamerą.

W oświadczeniu Zarządu Dróg Wojewódzkich w Bydgoszczy czytamy:

"Chodnik w tym miejscu istniał już wcześniej. (...) Jedynie niewielka część została wykupiona, by spełnić wymagania rozporządzenia, co do szerokości chodników. Chodnik umożliwia teraz mieszkańcom bezpieczne dojście do przejścia dla pieszych prowadzącego do kościoła oraz na cmentarz. (...) Projektant przewidział wykonanie zjazdu w innej lokalizacji. Nie było możliwości zlokalizowania zjazdu w starej lokalizacji ze względu na występowanie w tym miejscu przejścia dla pieszych. (...) Zjazd powstał w miejscu wynikającym z dokumentacji projektowej."

- Co innego jest w stanie rzeczywistym, a co innego jest w stanie wizualnym (w dokumentach - red.). Jak człowiek sobie spojrzy, to ja widzę, że metraż się nie zgadza - komentuje Patrycja Gryczka.

- Cała inwestycja, która miała miejsce w okolicach posesji, jest inwestycją Zarządu Dróg Wojewódzkich, w związku z przebudową drogi wojewódzkiej 251, więc wszelkie pytania o wyjaśnienie sprawy powinny być kierowane do tamtej jednostki - mówi Adrian Kubicki z Zarządu Dróg Powiatowych w Żninie.

- Moja mama jest po zawale. Jest też cukrzykiem i ma częste omdlenia. I martwię się o jej zdrowie, bo nie dojedzie tutaj karetka, bo urzędnicy tak "zadbali", że nie ma możliwości jej pomóc - komentuje Tomasz Gryczka.

- Jak dochodziło do wywłaszczenia, każdy właściciel ma prawo do wyrażenia swojego zdania. My zostaliśmy od tego odcięci. Myśli pan, że ja bym kiedykolwiek pozwoliła, żeby mamy krwawicą i ojca została w taki bestialski sposób zabrana na poczet chodnika, który jest bezużyteczny? - pyta Patrycja Gryczka.

Pani Marianna traci już siły. Razem z córką przez dwa lata skierowała do urzędników setki próśb. Do dziś nie udało się osiągnąć kompromisu. Niebawem państwo Gryczkowie zamierzają skierować sprawę do sądu. Liczą, że uda im się odzyskać zabraną pod budowę chodnika część posesji.

- Chciałabym godnie wjeżdżać na swoje podwórko. Żebym miała wjazd i odpowiednią szerokość chodnika, jak mi kradli, tak żeby mi oddali - podsumowuje pani Marianna.

Interwencja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy