Zabawa dla mieszczucha

Kanciasta sylwetka, ogromne stalowe koła, prostokątne szyby, wystające zawiasy - land rover defender wygląda prawie jak samochód muzealny. Ale to dobrze pokazuje, jaką drogę przeszły terenówki: od pojazdów roboczych do SUV-ów, dla których jedynym "terenem" są krawężniki i garby zwalniające.

Kliknij
KliknijINTERIA.PL

Doły, kamienie, błoto, kałuże - wyprawa w prawdziwy teren to nie przelewki. Trudno sobie wyobrazić w takich warunkach luksusowe terenówki wyposażone w skórzaną tapicerkę, klimatyzację, sprzęt audio i ozdobione chromowanymi dodatkami.

- Takim samochodem można się wybrać na piknik za miastem, a nie na wyprawę - mówi Robert Sobierski "Siwy" z Klubu Miłośników Samochodów Terenowych "Wertep".

SUV na piknik i armia radziecka

INTERIA.PL

Moda na auta typu SUV (Sport Utility Vehicle) praktycznie wyeliminowała z rynku typowe auta terenowe. Nawet jeśli dziś modele nazywają się tak, jak ich terenowi poprzednicy, to niemal w niczym nie przypominają tamtych surowych aut. Toyota land cruiser, land rover discovery czy mitsubishi pajero to dziś luksusowe limuzyny na wyżej zawieszonym podwoziu i z napędem na cztery koła (ale często wyposażone w automatyczną skrzynię biegów).

Ewolucja była stopniowa. Najpierw do samochodów terenowych zaczęto dokładać wyposażenie i wzbogacać wnętrze, potem kolejne modele o tych samych nazwach projektowano już jak typowe SUV-y.

INTERIA.PL

Kto by pomyślał, że range rover, samochód używany całkiem niedawno przez armię, zmieni się w auto kapiące od luksusu i kosztujące ponad 400 tys. złotych. - Ten rynek jest za mały i dlatego firmy samochodowe oferują samochody, które są aktualnie modne i dobrze się sprzedają - mówi Michał Pierewicz z "Off-Road Magazyn 4x4". - Natomiast takie surowe terenówki oferowane są na innych rynkach, tam gdzie jest popyt na pojazdy typowo robocze.

W oficjalnej sieci dealerskiej kupić można samochody rosyjskie, niewiele różniące się od typowych terenówek. - Auta rosyjskie na pewno są tańsze w zakupie, ale potem wymagają częstszego serwisowania, są też mniej niezawodne - mówi Michał Pierewicz. - To stare konstrukcje, pamiętające jeszcze czasy Związku Radzieckiego.

INTERIA.PL

UAZ hunter zbudowany jest na bazie auta znanego z Ludowego Wojska Polskiego, kosztuje ok. 50 tys. zł. Ładę nivę można kupić za ok. 32 tys. zł. Ten samochód poradzi sobie z drogą tam, gdzie SUV nie przejedzie, ale w bardzo trudny teren się nie nadaje, bo ma za słaby silnik (80 KM) i samonośne nadwozie. - Nadwozie bez ramy może po prostu się wykrzywić - mówi "Siwy".

Traktor defender i inne

INTERIA.PL

Klasą sam dla siebie jest land rover defender. To pojazd, który niemal nie zmienił się od ponad 30 lat. I to jest auto, którym prosto z salonu można jechać w błoto. Jedyny ukłon w stronę nowoczesności to silnik - montowany w nim jest turbodiesel z bezpośrednim wtryskiem paliwa. Nie ma nawet centralnego zamka, ale za to można sobie zażyczyć wyciągarkę, osłony z blachy stalowej, olbrzymi wyprawowy bagażnik.

Po otwarciu drzwi wita nas zapach lakieru i plastiku. Ubłocone wnętrze można bez obaw umyć szlauchem: samochód zbudowany jest z aluminium i nie zardzewieje. Nawiew zapewnią nam otwierane dźwigienkami metalowe żaluzje pod przednią szybą. Cena ok. 130 tys. złotych.

INTERIA.PL

- Nissan patrol powstaje nadal w oparciu o konstrukcję dawnego terenowego auta - mówi Robert Sobierski. - Dodano do niego wyposażenie, nieco zmieniono stylistykę, ale to nadal ten sam samochód.

To prawda. Patrol (od 180 tys. zł) wyróżnia się spośród dzisiejszych SUV-ów właśnie prostotą wyglądu i wyposażenia. Jeszcze dalej poszedł Mercedes - model G (od 269 tys. zł) także pochodzi od terenówki używanej m.in. przez wojsko i świetnie radzi sobie nawet w trudnym terenie. Jest jeszcze jeep wrangler (od 86 tys. zł) w specjalnej, terenowej wersji rubicon.

- A najważniejszy w tej zabawie jest i tak człowiek - uważa Robert Sobierski. - Umiejętność jazdy w terenie to podstawa.

Tomasz Kunert

SKĄD WZIĄŁ SIĘ DŻIP?

INTERIA.PL

Określenie "dżip" jako nazwa samochodu terenowego wywodzi się od auta amerykańskiej armii. Jedna wersja głosi, że to fonetycznie wypowiedzenie skrótu GP - general purpose (pojazd ogólnego przeznaczenia). Druga, że za skrótem GP kryje się samochód powstały na zlecenie rządu (g - government, p - samochód zwiadowczy). Jeszcze inna głosi że jeep pochodzi od nazwy postaci Eugene the Jeep z kreskówki "Popeye". I wreszcie w żołnierskim slangu "jeep" to rekrut.

Samochód powstał na zamówienie armii w 1940 r. Z trójki producentów, którzy zajęli się jego opracowaniem, najlepiej wypadł pojazd firmy Willys-Overland. W czasie II wojny światowej wyprodukowano 650 tys. dżipów, używane były na wszystkich frontach. W 1946 r. firma Willys zastrzegła nazwę Jeep. Obecnie marka należy do koncernu DaimlerChrysler.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas