Uwaga na oszustów z ASO

Niespełna rok temu na łamach naszego serwisu pojawił się cykl artykułów dotyczących problemów właścicieli samochodów z autoryzowanymi stacjami obsługi.

Kliknij
KliknijINTERIA.PL

Publikowaliśmy listy czytelników, których samochody dziwnym trafem psuły się tuż po gwarancji i których serwisy mimo wielokrotnych prób nie potrafiły naprawić.

Teraz okazuje się, że mimo fatalnej sytuacji na rynku samochodów nowych niewiele w tym zakresie się zmieniło. Serwisy wciąż są niefachowe, a ponadto oszukują - informuje "Dziennik". Tezę tę potwierdza Dariusz Łomowski z UOKiK, który mówi: - Co miesiąc dostajemy kilka zgłoszeń od klientów oszukanych przez warsztaty.

Tymczasem jest to zaledwie czubek góry lodowej.

"Dziennik" wymienia najczęstsze grzechy serwisów.

Po pierwsze - płyny eksploatacyjne. Na fakturze dokumentującej np. wymianę oleju widzimy 5 litrów, tymczasem do czterocylindrowego silnika najczęściej wchodzą tylko 4 litry. A litr oleju to 30 zł...

Po drugie - naprawa, której nie było. Samochód trafia do warsztatu, bo "coś stuka w zawieszeniu". Po dwóch godzinach serwis z tryumfem informuje o wymianie wahacza, co kosztuje tysiąc zł. Tymczasem wystarczyło dokręcić jedną śrubę...

Po trzecie - używane zamiast nowych. Samochód wymaga wymiany rozrusznika. Zamiast części nowej, za którą klient płaci ponad tysiąc złotych, do auta trafia część używana w niewiadomym stanie. A nową mechanik sprzeda na lewo za pół ceny...

Po czwarte - darmowe przeglądy. Przy okazji sezonowych akcji serwis znajdzie nam tyle usterek, że będziemy mocno zdziwieni, że nasz samochód w ogóle zdołał dojechać na przegląd o własnych siłach...

Po piąte - naprawa sprawnych części. Trzeba wymienić świece. To wymieniajcie... Faktura jest, klient lżejszy o kilkaset złotych, a stare świece, jak były w silniku, tak są dalej...

Oczywiście importerzy twierdzą, że walczą z plagą nieuczciwych serwisów. Leszek Kempiński z Kulczyk Tradex (Vw i Audi) poinformował "Dziennik", że ostatnio kilka stacji straciło autoryzację. Jednak żadna marka nie chce poinformować jak powszechne jest to zjawisko.

Sposób na nieuczciwe ASO jest więc tylko jeden. Nie dajmy się wyprosić na kawę, ale asystujmy przy aucie patrząc mechanikom na ręce. Kłamliwe jest tłumaczenie, że jest to niedozwolone. Ani prawo, ani przepisy BHP tego nie zabraniają.

Po naprawie przeanalizujmy rachunek i sprawdźmy, czy nowe części są faktycznie nowe. Jeśli coś jest nie tak, zgłaszamy reklamację, a jeśli to nie pomoże - skargę do UOKiK.

A jakie są Wasze doświadczenia z autoryzowanymi stacjami obsługi?

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas