Upadek giganta

Jeden z największych europejskich przewoźników drogowych - niemiecka firma Rico - stanęła właśnie na skraju bankructwa.

Chociaż zarząd firmy dementuje informacje, jakoby spółkę postawiono już w stan upadłości, wszystko wskazuje na to, że stanie się to w najbliższym czasie. Firma powstała w 1992 roku i od początku specjalizowała się w transporcie wschodnioeuropejskim. Na początku dysponowała zaledwie 6 ciągnikami siodłowymi i 8 naczepami.

Obecnie Rico ma ponad 2000 zestawów. Pierwsze oznaki nadchodzącego krachu można było zaobserwować już w piątek, kiedy okazało się, że część kart paliwowych jest nieważna. Kierowcy nie mieli czym zapłacić za paliwo. Drogą satelitarną otrzymali również polecenia, by jak najszybciej skierować zestawy do baz. Również w piątek podano komunikat, że spółka matka Ricö Internationale Transporte und Logistik GmbH została postawiona w stan likwidacji. O pieniądze upomniały się w końcu banki, które finansowały zakupy zestawów (dług ponad 11 mln euro).

Nieoficjalnie mówi się, że firma przeinwestowała. Modernizacja i rozbudowa floty wymuszała stosowanie dumpingowych cen, towar wożony był "po kosztach". Od soboty pod polską siedzibą firmy w dolnośląskich Polkowicach ustawia się kolejka ciężarówek, cześć z nich przejęła już firma leasingowa. Kierowcy, którzy mieli więcej szczęścia i wystarczająco dużo paliwa, by wrócić do bazy koczują w szoferkach, aby zdać ciągniki i naczepy. Pechowcy "zbierani" są zagranicą z miejsc postojów i busami "odstawiani" do kraju. Polkowicki oddział nie razi sobie z przyjmowaniem takiej ilości pojazdów, kierowcy nie chcą zdawać aut bez wymaganych dokumentów - odpowiadają za stan samochodów i towar.

Na szczęście na rynku pracy jest spore zapotrzebowanie na specjalistów od transportu i kierowców ciężarówek, można więc przypuszczać, że większa część kilkutysięcznej załogi polskiego przedstawicielstwa Rico szybko znajdzie zatrudnienie. Chętni znajdą się również na nowy tabor firmy, bo zapotrzebowanie na ciężarówki jest tak ogromne, że fabryki nie nadążają z produkcją.

Wiadomo jednak, że załoga może mieć poważne problemy z dochodzeniem swoich należności. Niektórzy kierowcy od dwóch miesięcy nie dostawali wynagrodzeń.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Niemcy | kierowcy | firmy | firma | upadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama