Unia pracuje nad nowymi przepisami - chce śledzić cyfrowo każde auto
Komisja Europejska pracuje nad przepisami mającymi uszczelnić europejski rynek samochodów używanych. Chodzi o to, żeby wyeksploatowane pojazdy nie trafiały już poza wspólnotę, np. do krajów afrykańskich. Oficjalna narracja podkreśla znaczenie takich przepisów dla bezpieczeństwa i ochrony środowiska. W tle toczy się jednak gra o bezcenne - zwłaszcza na Starym Kontynencie - surowce niezbędne do produkcji baterii dla samochodów elektrycznych.
W czwartek Komisja Europejska debatowała nad projektem nowych przepisów mających na celu zwiększenie obiegu zamkniętego w sektorze motoryzacyjnym. Inicjatywa przyczynić ma się do "realizacji unijnych celów środowiskowych i klimatycznych" i "poprawi dostęp gospodarki UE do zasobów".
Jednym z kluczowych celów szykowanych przepisów jest np. "pobudzenie rynku używanych części zamiennych", które miałyby być "szerzej dostępne dla konsumentów". Na tym etapie trudno jeszcze dyskutować o konkretach, ale twórcy pomysłu precyzują, że dzięki temu "utrzymanie pojazdów stanie się tańsze i wydłuży ich żywotność". Jedna z propozycji zakłada np. zmiany w samej konstrukcji pojazdów i wymuszenie na producentach większego wykorzystania surowców wtórnych. "Zwiększenie obiegu zamkniętego w projektowaniu i produkcji pojazdów" pomóc ma w ich łatwym demontażu.
Ściślej - KE chce zobligować producentów samochodów do udostępniania stacjom demontażu "jasnych i szczegółowych instrukcji" dotyczących "sposobu wymiany i usuwania części komponentów".
Słowa Fransa Timmermansa, odpowiedzialnego za wprowadzanie Europejskiego Zielonego Ładu, nie pozostawiają złudzeń, że nowe prawo tworzone jest z myślą o samochodach elektrycznych.
Jak czytamy na stronach Komisji Europejskiej:
Zgodnie z proponowanym brzmieniem nowych przepisów, 25 proc. z tego udziału będzie musiało pochodzić z pojazdów wycofanych z eksploatacji.
W tym przypadku unijne symulacje mówią jednak o szacowanym na "na mniej niż 40 euro dla konsumenta" wzrostu cen nowych pojazdów. Podsumowując - elektryczny samochód naprawimy częściami ze złomu, ale samo jego kupno będzie droższe.
Nie ulega wątpliwości, że dyskutowane właśnie przepisy to efekt wdrażanych już regulacji dotyczących elektromobilności. KE zakłada "uszczelnienie" zewnętrznych granic UE, tak by - po demontażu - części pojazdów nie trafiały na rynki zewnętrzne.
Dzięki temu w krajach wspólnoty zostać ma więcej cennych materiałów, zwłaszcza tych niezbędnych do produkcji baterii trakcyjnych. Komisja Europejska chce "położyć kres znikaniu pojazdów", w czym pomóc ma m.in. lepsze egzekwowanie obowiązujących przepisów i szereg dodatkowych działań.
W szczególności chodzi o:
- większą liczbę kontroli,
- cyfrowe śledzenie pojazdów wycofanych z eksploatacji w całej UE,
- lepsze oddzielenie starych samochodów od samochodów wycofanych z eksploatacji,
- wyższe grzywny za naruszenia oraz zakaz wywozu używanych pojazdów, które nie nadają się do ruchu drogowego.
W tym miejscu warto dodać, że kilka dni temu przyjęto pakiet regulacji dotyczących recyklingu baterii. Nowe rozporządzenia - od 1 stycznia 2026 roku - wprowadzają np. tzw. "paszport baterii". Dla akumulatorów przemysłowych i trakcyjnych (dla samochodów elektrycznych) powstać ma "elektroniczny wpis dla każdej pojedynczej baterii wprowadzanej do obrotu", a same wpisy - podobnie jak np. samochodowe numery VIN - będą niepowtarzalne, tak aby każdą baterię można było zidentyfikować po niepowtarzalnym identyfikatorze.
Każdego roku do punktów demontażu pojazdów w krajach UE trafia ponad sześć milionów samochodów. Zdaniem twórców debatowanych przepisów, te - do 2035 roku - wygenerować mają dochody netto w wysokości nawet 1,8 mld euro i przyczynić się do utworzenia nowych miejsc pracy.